Cloverfield Lane 10

3 minuty czytania

„Cloverfield Lane 10” to psychologiczny thriller science fiction wyreżyserowany przez Dana Trachtenberga. Oprócz opisywanej produkcji ma on na koncie tylko jeden, całkowicie nieznany film. Mnie skusił głównie trailerem oraz Johnem Goodmanem w obsadzie.

cloverfield lane 10

Michelle po dość burzliwym rozstaniu z partnerem wsiada w samochód i rusza w drogę. Staje się jednak ofiarą wypadku drogowego. Budzi się przykuta do ściany w pomieszczeniu wydającym się piwnicą, a przetrzymujący ją mężczyzna, Howard, twierdzi, że właśnie uratował ją przed atakiem chemicznym. Wkrótce okazuje się, że pomieszczenie jest w istocie jedną z części dobrze przygotowanego podziemnego schronu, a świat na zewnątrz właśnie przechodzi apokalipsę. Przez to Michelle zostaje zamknięta na kilkunastu metrach kwadratowych z dwoma nieznajomymi mężczyznami.

cloverfield lane 10

Mówienie czegokolwiek więcej o tym filmie jest stąpaniem po cienkim lodzie. Powiedzenie nawet jednego słowa za dużo może zepsuć całą zabawę. Czy Howard mówi prawdę? Świat naprawdę ogarnęła chemiczna zagłada? Czy może jest po prostu paranoikiem, zafiksowanym na punkcie teorii spiskowych, stwarzającym zagrożenie zarówno dla siebie, jak i dla innych? Postaram się zatem dość ogólnikowo. Fabuła jest prowadzona wyśmienicie – zaczyna się od bardzo sprawnego przedstawienia głównej postaci i po niespełna kilku minutach, bez zbędnych dramatów przechodzimy do sedna, czyli schronu. Później już tylko napięcie rośnie. Akcja wręcz ocieka napięciem i poczuciem zagrożenia, a w miarę jej rozwoju, zamiast odpowiedzi na zawieszone w powietrzu pytania, pojawiają się kolejne tajemnice. Zamiast przepełnionego emocjami dramatu, będącego już dość oklepanym rozwinięciem opowieści o ludziach zamkniętych na niewielkiej powierzchni, mamy raczej cichy dreszczowiec, pełen świetnych zdjęć.

cloverfield lane 10

Klimat produkcji świetnie spina panujący wśród Amerykanów w połowie XX wieku lęk przed zagładą atomową oraz fiksacja dotycząca inwazji kosmicznej, sięgająca początków kina s-f. W odpowiedni nastrój wprowadza chociażby wygląd samego bunkra, wyśmienicie imitujący amerykańskie domostwa z lat 50. Wydawałoby się, że do pełni atomowych snów brakuje tylko muzyki z epoki, jednak Bear McCreary (autor muzyki do m.in. serialu „The Walking Dead” czy filmu „Las samobójców”) postawił na zupełnie inny klimat ścieżki dźwiękowej. Ta idealnie oddaje dreszczowy klimat produkcji, jeszcze bardziej podkręcając napięcie. Jednocześnie jednak, o dziwo, nie mówi widzowi co ma czuć, co jest dość częstym błędem w takich produkcjach.

Kwintesencją „Cloverfield Lane 10” jest obsada aktorska. John Goodman, który mi na początku nieszczęśliwie kojarzył się głównie z Fredem Flinstonem, całkowicie skradł widowisko. Jeżeli boicie się, że krzyknięcie „Yabadabadoo!” będzie zbyt kuszące, mogę was tu uspokoić. To jeden z tych filmów, w których Goodman pokazuje pełną krasę swojego talentu i chociażby dla niego samego warto obejrzeć „Cloverfield Lane 10”. Mary Elizabeth Winstead, grająca Michelle i John Gallagher Jr., który wcielił się w drugiego uwięzionego w bunkrze – Emmetta, na szczęście zbytnio nie odstają, niemniej trudno oprzeć się wrażeniu, że zostali przez Goodmana przyćmieni. W dużej mierze jest to jednak kwestia rozpisania postaci. Chociaż Michelle jest teoretycznie główną bohaterką, to dużo wyraźniej zarysowany jest właśnie Howard. Także fabuła wydaje się pytać głównie o to, co dzieje się w jego głowie, zaś Michelle i Emmett zostają nieco odsunięci.

cloverfield lane 10 cloverfield lane 10

Jak już wspomniałam, trudno mówić o tym filmie bez narażania się na spoilery. „Cloverfield Lane 10” jest solidnym, minimalistycznym thrillerem, który oczywiście ma też swoje wady. Niemniej jednak im mniej o nim wiecie, tym ciekawszy może wam się wydać. Dlatego jeżeli do tej pory was przekonałam – po prostu go obejrzyjcie i doczytajcie recenzję po.

cloverfield lane 10

Największym minusem produkcji jest bowiem dość szybkie odsłonięcie przez twórców kluczowej karty – powiązanie filmu z „Projekt: Monster” (znanym na świecie bardziej jako „Cloverfield”). Daje nam to zatem odpowiedź na główne pytanie zawarte w fabule. Muszę jednak przyznać, że mimo tej wiedzy film i tak mnie wciągnął. W pewnym momencie ta kwestia zeszła wręcz na dalszy plan i wydała się całkowicie oderwana od wydarzeń w „Cloverfield Lane 10”. Ten eklektyzm w dużym stopniu odbił się jednak na końcówce, która jednych może srodze rozczarować, innych natomiast przyprawić o jeszcze większy zachwyt. Ja natomiast mam nadzieję, że J.J. Abrams zdecyduje się stworzyć na ich bazie swoje autorskie uniwersum.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
7.25 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...