Kto w dzieciństwie nie bał się ciemności? Nie chował się pod kołdrą ze strachu? Nie słyszał dziwnych odgłosów lub nie obawiał się, że obok może stać przerażająca zjawa? Myślę, że z podobnymi problemami wielu się borykało (lub boryka). Coś jednak w tej ciemności jest, że budzi tak nieprzyjemne uczucia. To ona też znalazła się w książce Jakuba Ćwieka zatytułowanej „Ciemność płonie”. Ciekawostką jest, że polski twórca bardzo poważnie zabrał się do jej napisania. Specjalnie na potrzeby powieści przez pół roku sypiał na dworcu w Katowicach wraz z tamtejszymi bezdomnymi.
Już powyższa informacja brzmi nadzwyczaj zachęcająco. Doświadczenia pisarza mogły przyczynić się do powstania ciekawego tytułu, prezentującego środowisko życia ludzi, których kojarzymy głównie z próśb o zapomogę finansową – piątakiem, złotówką bądź mniejszym nominałem. Jak mają się oczekiwania do rzeczywistości? Niestety niezadowalająco. W powieści z pewnością znajdziemy kilka informacji na temat bezdomnych, ale stanowią one zaledwie tło dla Ciemności. Najważniejszy element fantastyczny w książce, przyczyna dziecięcych strachów oraz koszmarów, również nie został zaprezentowany zgodnie z moimi oczekiwaniami. Pierwsze fragmenty, świadczące o istnieniu czegoś trudnego do wyjaśnienia, pobudzają ciekawość. I teraz uwaga – ostatecznych odpowiedzi nie dostajemy, a całość urywa się w nagłym momencie. Otwarty finał jest zaskakującym posunięciem – rozczarowującym, ponieważ to właśnie chęć poznania tajemnic, skrywanych przez antagonistę w książce, zapewniała paliwo, dzięki któremu dalej czytałem. Zostawienie czytelnika z jego pytaniami jest dla mnie niezrozumiałą decyzją.
Ale o czym to jest? O Ciemności. Dobra, wersja rozszerzona. Była sobie studentka, niestety pewien pan ją wykiwał i zabrał jej monetę, która znikąd pojawiła się w torebce. Ma ona jednak w sobie pewną właściwość – noszący ją człowiek jest niewidoczny dla wspomnianego wroga. Teraz dziewczyna musi noce spędzać na dworcu, ponieważ tam znajduje się bezpieczna sfera. Jak się zastanowić – brzmi to bardzo niewiarygodnie. Uwierzcie jednak na słowo – podczas czytania nawet przez chwilę nie zastanawiamy się nad prawdopodobieństwem opisywanych przez Ćwieka wydarzeń. Zasługa tkwi przede wszystkim w świetnym przedstawieniu życia bohaterów, które wygląda podobnie do naszego. A raczej wyglądałoby, gdyby nie Ciemność. Jednak nie oznacza to, że kreacje są naprawdę interesujące – praktycznie wszyscy bezdomni bohaterowie mają za sobą smutną przeszłość. Wyjątkiem jest studentka Natalia, ale tej również daleko do sympatyczności. Postacie w książce są po prostu płaskie i odpychające – teraz pytanie, czy ludzie w rzeczywistości są tacy sami? Raczej nie. Tak, właśnie takie myśli mam po przeczytaniu „Ciemności płonącej”! Tak czy siak, jedna barwna osobowość wniosłaby do powieści (uwaga, nieumyślna gra słów) życie.
Osobiste tragedie ludzi do szokujących ani fascynujących nie należą. Po prostu nie znajdziecie tutaj nic, co by chwyciło za serce i mocno je ścisnęło. Dzięki prostemu językowi Jakuba Ćwieka i dość żwawej akcji książkę czyta się jednak całkiem przyjemnie i szybko. Tak w sam raz na niedzielne popołudnie, zakładając, że pod ręką nie ma się aktualnie lepszego tytułu. Od przeciętności uratować mogła jedynie Ciemność. Niestety. Jeśli czyta się nocą i samemu, to nie przeczę – w niektórych przypadkach prawdopodobnie wystąpi poczucie strachu, lecz to trochę za mało na solidny horror. Reszta czytelników, szczególnie zaprawionych w bojach oraz doświadczonych przez gatunek grozy, zareaguje raczej obojętnością. Sytuacji nie poprawia fakt, że sztuczki Ciemności nie wychodzą poza triki pokazane na początku. Dlatego jej kolejne ataki spływają po nas niczym woda po rynnie. Co więcej z czasem fragmenty z udziałem tego tajemniczego przeciwnika budzą znużenie i chęć szybkiego dotarcia do zakończenia, które (jak wspominałem) rozczarowuje. Podobnie nie interesują epizody czysto obyczajowe – są zbyt normalne, a także krótkie, więc i mało atrakcyjne dla czytelnika, o ile nie jest on laikiem w dziedzinie literatury.
Zupełną nowością w drugim wydaniu „Ciemności płonącej” są „Opowieści dworcowe”, przedstawiające prawdziwe historie Jakuba Ćwieka, wyniesione z dworca w Katowicach. Nic specjalnego, ale dobrze było poznać genezę powstania pozycji oraz relacje pisarza z mieszkającymi tam bezdomnymi. Szczególnie, że mamy świadomość, iż do incydentów opisanych w tej części książki doszło – nie są efektem wyobraźni autora. Koniec końców, czy warto sięgnąć po recenzowany tytuł? Nie nazwałbym go złym – wręcz przeciwnie, miał swoje momenty: na przykład, gdy bohaterowie snuli własne przypuszczenia na temat ich obecnej sytuacji oraz istoty Ciemności lub w trakcie zawiązywania akcji ze studentką w roli głównej. Cała reszta jednak nie wychodzi poza przeciętność, więc jeśli nie jest się wielkim fanem twórczości Jakuba Ćwieka, to z lektury „Ciemności płonącej” spokojnie można zrezygnować.
Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz