Coś się kończy, coś się zaczyna. To była długa podróż, ale Tony Chu dotarł do punktu, w którym to od niego zależą losy planety. Tylko czy cybopata uniesie brzemię odpowiedzialności?
W ostatnich tomach, będących głównie preludium do ostatecznego pojedynku z wampirzym kolekcjonerem, esencjonalny, fabularny rosół został rozwodniony. Nie było to nazbyt dotkliwe, ponieważ John Layman i Rob Guillory dbali o wysoką częstotliwość i jakość serwowanych gagów. W finałowym tomie owych gagów jest odrobinę mniej, ale wody nadal sporo. To jednak w dużej mierze marudzenie, a nie wada odbierająca radość z czytania. Jeśli spojrzeć na całość, to nadal stary, dobry "Chew", który do ostatniego kadru nie traci specyficznego charakteru.
Niemniej zakończenie wywołało we mnie mieszane uczucia. Napięcie towarzyszące zbliżającemu się finałowi położyło podwaliny zarówno pod rozstrzygnięcia fabularne, jak i nostalgiczne momenty, które zagrały na odpowiednich strunach. Równocześnie samo wytłumaczenie przyczyn zakazu spożywania kurczaków sprawiło mi zawód. Owszem, jest pokręcone i wpisuje się w specyficzne uniwersum "Chewa", aczkolwiek podskórnie liczyłem na ciekawsze rozwiązanie łamigłówki.
Ostatni tom jest też najgrubszym z całej serii. Chyba nikt nie miał wątpliwości, że w finałowej części musi pojawić się Poyo. Historyjki z drapieżnym kogutem to jeden z niezwykle rzadkich przypadków, gdy kolejne gagi bazujące na tym samym zamyśle nie przestają bawić. I tak też jest w przypadku dwunastego tomu. Poziom absurdu przekracza normy, ale w tym przypadku to komplement.
Graficznie "Czarna polewka" to bodaj najposępniejsza odsłona "Chewa". Nic w tym dziwnego, losy Ziemi wiszą na włosku, a bohaterowie stawiają na szali swoje życie. Ogromne pochwały należą się Robowi Guillory'emu za dotychczasowy "chewowski" dorobek, w tym umiejętne oddanie nostalgii i przygnębienia za pomocą luźnej, kreskówkowej stylistyki.
Wyjaśnienie zagadki dotyczącej zakazu spożywania kurczaków mnie zawiodły, lecz i one nie zdołały ostudzić sympatii do Tony'ego i pozostałych pokręconych bohaterów. Wprawdzie główna seria "Chewa" dobiegła końca, ale na horyzoncie malują się kolejne projekty w ramach uniwersum z dziwacznymi, kulinarnymi zdolnościami. Życzę sobie i wam, aby utrzymały poziom protoplasty. I doczekały się polskich edycji.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz