Każdy, kto słyszał o kultowym anime "Cowboy Bebop", na pewno kojarzy jego twórcę – Shinichirō Watanabe. Był to jego debiut reżyserski, a wszystkie późniejsze serie były równie wyśmienite lub co najmniej bardzo dobre. Watanabe-san odpowiadał również za świetny animowany prequel do filmu "Blade Runner 2049". Dlatego gdy tylko dowiedziałem się, że jego następne anime, "Carole & Tuesday", zadebiutuje na Netflixie, zacząłem zacierać ręce z niecierpliwości. Spodziewałem się, że będzie to coś dobrego i się nie zawiodłem.
Anime opowiada o cudzie. Tak, o siedmiominutowym cudzie, który na zawsze zapisał się na kartach marsjańskiej historii, oraz o dwóch młodych kobietach, które za nim stały. Od tych dwóch zdań zaczyna się każdy odcinek. Mowa tu oczywiście o tytułowych Carole i Tuesday. Są one parą nastolatek. Tuesday pochodzi z bardzo bogatej, wpływowej rodziny, natomiast Carole jest biedna i od małego musiała radzić sobie sama. Dziewczyny trafiają na siebie przez przypadek i od razu łączy je wspólna miłość do muzyki oraz chęć tworzenia jej razem. Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości na Marsie, w fikcyjnym mieście Alba City będącym mieszanką Singapuru, Brooklynu oraz brazylijskiej faveli. Mimo że serial koncentruje się na muzyce, to twórcy poświęcili dużo uwagi i pracy temu, by świat przedstawiony wydawał się spójny i wiarygodny, za co należy się spory plus. To ewidentnie miasto przyszłości, ale technologia ukazana w serialu jest bardzo rozpoznawalna – smartfony, drony dostawcze, autonomiczne taksówki, elektryczne deskorolki i stylowa podwieszana szybka kolej miejska. Bohaterki korzystają nawet z Instagrama (mają tam swój autentyczny profil!) i Wikipedii. Rozwój technologii nie ominął muzyki – większość tej popularnej jest tworzona przez wyspecjalizowane AI.
W takich realiach śledzimy perypetie naszych bohaterek. Na swojej drodze do sławy spotykają wiele nietuzinkowych postaci. Na początku jest to ich samozwańczy menadżer, Gus, oraz pierwszy oddany fan – Roddy. Z czasem pojawia się główna "antagonistka" – Angela, nastoletnia modelka zmieniająca branżę. Celowo ubrałem to słowo w cudzysłów, ponieważ tutaj nikt nie jest prawdziwym wrogiem. Oglądając serię będziemy świadkami licznych wzlotów i upadków oraz komplikacji. Nie brakuje w tym wszystkim dobrego poczucia humoru. Twórcy wzięli na warsztat wiele wydarzeń powiązanych z drogą do sławy, od partyzanckich nielegalnych występów, przez koncerty w klubach i na festiwalach, po marsjański odpowiednik programu "Mam talent!". Serial nie stroni również od poważniejszych tematów, takich jak imigracja, populizm, wypalenie zawodowe muzyków czy trudne więzy rodzinne, jednakże podchodzi do nich dość delikatnie. Świat regularnie rzuca naszym bohaterkom kłody pod nogi, ale Carole i Tuesday nigdy się nie poddają (mimo paniki i niepewności), przyjmują wszystkie wyzwania na klatę i w odpowiedzi na nie tworzą świetne piosenki.
Właśnie, muzyka to prawdziwa gwiazda tego anime. Jakżeby inaczej? Mowa przecież o dziele Shinichirō Watanabe, który raz określił sam siebie jako "music freak". I widać, że to facet osłuchany, gdyż ścieżka muzyczna jest niezwykle urozmaicona i świetnie zrobiona. Czerpie ze wszystkiego po trochu, każdy bez problemu odnajdzie tu coś dla siebie. Podobnie jest z piosenkarzami tego świata, wśród których bez problemu znajdziemy postacie inspirowane takimi osobistościami jak Whitney Houston, Beyonce, James Brown, Prince czy Paul McCartney. Całość jest jednym wielkim listem miłosnym do muzyki jako takiej i do tego, jak łączy ona ludzi. Świetne są również piosenki tworzone przez główne bohaterki. Praktycznie w każdym odcinku usłyszymy nową. Ich teksty są proste i bardzo łatwo zapadają w pamięć. Większość kawałków jest energiczna i niezwykle pozytywna, ale znajdą się też smutniejsze, dużo spokojniejsze. W końcu mówimy o muzyce tworzonej przez parę nastolatek, przeżywających swoje pierwsze samodzielne sukcesy i porażki. Wypada to bardzo autentycznie. Co ciekawe, oprawa muzyczna do "Carole & Tuesday" była tworzona w języku angielskim. Prowadzi to do pewnego rozdwojenia, jeśli oglądamy to anime po japońsku. Na szczęście angielski dubbing jest dobry i mogę z czystym sercem go polecić.
Ostatecznie serial spełnia swoją obietnicę i doświadczamy zapowiadanego cudu. Jest on naprawdę zachwycający, budzący dreszcze i ani troszkę nie przehype'owany. Zwieńczenie "Carole & Tuesday" okazuje się pozytywne i budujące, podobnie jak cała seria. Fabuła jest stosunkowo lekka, pełna humoru i z pozytywnym przekazem, ale nie stroni od poważniejszych tematów. Nawet jeśli historia nie zostanie z nami na dłużej, to muzyka już zdecydowanie tak. Gwarantuję, że, podobnie jak ja, będziecie ją nucić i do niej wracać.
Komentarze
Narracja prosta, aby wręcz nie powiedzieć czasem prostacka, niemniej naprawdę dobrze ogląda się tę historię i oplata ona nas jak przyjemny utwór muzyczny, który chce się odtworzyć kolejny raz. Kawałki naprawdę dobrze napisane i świetnie się ich słucha. Elegancko. Jedno z niewielu nowych anime, które obejrzałem od deski do deski z przyjemnością i bez bólu zębów.
Ode mnie takie 7-7.5/10 Dzięki za polecenie
Ale zgoda, jakby go nie było, a zamiast tego było więcej Flory i Desmonda, to serial nic by nie stracił a tylko by zyskał
Dodaj komentarz