„Bohater wieków” to trzeci i ostatni tom właściwej trylogii „Ostatnie Imperium”. Dwie poprzednie książki były co najmniej dobre, trudno narzekać na ich jakość. Z kolei ta pozycja zdecydowanie odbiega poziomem od pierwszych części. Nie jest to jednak problem, ponieważ wyraźnie je przewyższa. Zamykająca serię powieść to kwintesencja Brandona Sandersona – czytelnik nie ma wątpliwości, że autor w pełni zasłużył na sukces.
Śmierć – jak się wydawało – nieśmiertelnego Ostatniego Imperatora zapoczątkowała szereg przemian, zarówno politycznych, jak i społecznych. Ostatnie Imperium rozpadło się na królestwa, toczące ze sobą wojnę. Szlachta nie uciska więcej skaa (niewolników), a w Środkowym Dominium panuje Elend, który z pomocą Vin tworzy parlament. Niestety, to nie jedyne rewolucje. Świat zaczął się rozpadać. Słońce jest krwistoczerwone, a popiół pada tak gęsto, że ludzie nie nadążają go odgarniać z ulic. Rośliny więdną, nie ma dość miejsca, aby uprawiać zboże, wszyscy muszą stawić czoła rychłej klęsce głodu. A pośród całego tego zamieszania odkrywamy sekrety z przeszłości Ostatniego Imperatora.
Pierwsze, co zawsze przychodzi mi na myśl, kiedy rozmyślam nad twórczością Sandersona, to oczywiście bohaterowie. Tak barwni, tak kolorowi, tak pełni życia! Mają dusze, nie są papierowi, a już z pewnością nie sztampowi. Obserwujemy ich, kiedy podejmują trudne wybory, mierzą się z niełatwymi sytuacjami, stawiają czoła przerażającym wrogom, a także zmieniają się i dorastają. Posiadają zarówno złe, jak i dobre cechy, ale nie są przerysowani. To wszystko daje nam wrażenie, że naprawdę ich znamy, że oni naprawdę istnieli.
Warto też wspomnieć o tajemnicach, okrywających całe uniwersum. Z każdą stroną dowiadujemy się więcej, za każdymi drzwiami znajdują się kolejne, nic nigdy nie jest pewne, wszystko może okazać się nieprawdą. Sanderson zręcznie, bardzo zręcznie tka swoją sieć kłamstw, ale nam nie jest dane nigdy się z niej wyplątać. Wiele pytań pozostanie bez odpowiedzi, bez wyjaśnienia, co, jak sądzę, było powodem, dla którego pisarz kontynuował historię, tyle że trzysta lat później, z nowymi postaciami.
Świat przedstawiony w powieści jest ogromny. Poznanie go całego jest niemożliwe, mimo tego, że wszystkie części składające się na trylogię to książki słusznej grubości, a autor przy każdej okazji szczodrze obdarza nas faktami na temat miejsca akcji. Na końcu każdego egzemplarza jest również zbiór wszystkich metali Allomatycznych, który może bardzo pomóc nowicjuszom. Wiele rzeczy pozostaje niejasnych, na przykład dopiero po jakimś czasie czytelnik dowiaduje się, iż postęp technologiczny jest możliwy, a bohaterowie żyją w czasach odpowiadających naszemu średniowieczu, ponieważ to Ostatni Imperator bał się nowej technologii, która mogłaby umożliwić zabicie go.
Przy tym wszystkim nie jest to powieść bez znaczenia, zapewniająca tylko dobrą rozrywkę. Skłania do refleksji, a to przecież główna rola literatury. Jak już wspominałem, bohaterowie niejednokrotnie muszą podejmować skomplikowane wybory, a towarzyszą im zawiłe rozważania – nad tym, co jest słuszne, co wolno, a czego nie, jak daleko można się posunąć w walce ze złem – w pewnym momencie zauważyłem, iż bezwiednie porównuję niektóre dialogi do „Księcia” Machiavellego, który traktował właśnie o prawdziwej naturze polityki.
Gorąco zachęcam do lektury wszystkich szukających dobrej literatury. Żałuję, że nie mogę zmienić oceny poprzednich tomów, ponieważ wiele zabiegów zastosowanych wcześniej wyjaśnia się dopiero teraz. Na szczęście mogę się zrehabilitować, wystawiając „Bohaterowi wieków” odpowiednio wysoką ocenę.
Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz