Sylwia Błach to imię i nazwisko pisarki, które nie mówi mi absolutnie nic. Normalnie należałoby się w tym momencie jakoś przejąć, jednak nic złego się nie stało, bowiem wspomniana studentka Politechniki Poznańskiej debiutuje w roli autorki pełnoprawnej książki, chociaż zebrała już pozytywne oceny za zbiór opowiadań "Strach". Skupmy się jednak na "Bo śmierć to dopiero początek" – czy, zgodnie z tytułem, będzie to początek, czy koniec drogi?
Niekiedy odpowiedź pada w recenzji od razu, zaś potem jej autor stara nas przekonać do swojego zdania. Skomplikowana sytuacja, gdyż już na wstępie zdradzamy wszystkie karty. Z podobnego założenia wyszła Sylwia Błach, dlatego początki książki, w której poznajemy próbę wybicia się na rynku wydawniczym początkującej pisarki imieniem Malwina, wcale nie zwiastują dość mrocznego zakończenia. Być może narażę się wszystkim matkom, jednak to rodzicielka decyduje się na dość desperacki krok. Podaje córce leki, dzięki którym finguje jej śmierć. Rzekomy zgon ma być trampoliną do kariery. Nie na darmo mówi się przecież, że wielu autorów dopiero po odejściu z tego świata zyskuje sławę i pieniądze. Dlaczego więc śmierć nie może być początkiem dostatku?
Pewnie dlatego, że wspomniana rodzicielka, Jadwiga, mocno przeżyła śmierć męża i powiedzmy, że nie jest w pełni władz umysłowych. Gdy jednak musi udawać matkę po stracie córki, pomocną dłoń wyciąga chłopak Malwiny – Robert. To właśnie on jest jednym z dwóch mężczyzn, o których wspomina wydawca na odwrocie książki. Niestety, są oni zarazem największym mankamentem "Bo śmierć to dopiero początek".
Sylwia Błach starała się stworzyć książkę mieszającą wciąż popularne wampiry z powieścią psychologiczną, gdzie rzeczywistość jest momentami szalenie nieprzewidywalna, a główni bohaterowie są jej ofiarami, niejednokrotnie nie mogącymi pogodzić się z krzywdami, jakie ich spotkały. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że autorka skupiła się jedynie na Jadwidze i Malwinie, dwóch panów spychając na boczne tory. Śmiem nawet stwierdzić, że "męskiej ręki" jest tu zdecydowanie za mało – zupełnie jakby Błach nie czuła się w ich kreacji zbyt dobrze i dodała ich trochę na siłę. To niewykorzystany potencjał, bowiem miłość do osoby jest równie interesująca jak żądza sławy czy pieniędzy.
O ile panowie się nie popisali, o tyle relacje matki z córką pokazano bardzo przyzwoicie. Sama książka nie jest zbyt obszerna, jednak autorce udało się zmieścić całkiem dobrze rozbudowane postacie o silnej osobowości, które dominują przez większość opowieści. Szkoda tylko, że sama fabuła jest właściwie jedną, zamkniętą opowieścią, w której trudno o domysły i wszystko jest nam podane jak na tacy. Tajemniczość budują przecież sprytnie skonstruowane niedopowiedzenia, a tych tutaj zdecydowanie brakuje. Wplatane na siłę sny to kopia rozwiązań z innych książek. Uśmiechamy się w nich, gdy nagle widzimy zajączki, a w oddali śledzi nas jakieś zło. Do tego nie mają żadnego wpływu na psychikę postaci, przez co wyglądają jedynie na zapychacze, mające zwiększyć objętość całości.
Zawodzi także świat przedstawiony. Autorka z początku sili się na szersze opisy, ale gdy czytam po raz trzeci o tym, że w czyichś oczach czai się coś tam, to zaczynam się zastanawiać, czy aby nie za dużo tutaj zbyt wyniosłego stylu lub – co gorsza – próby ujęcia postaci w jedne, sztywne ramy. W "Bo śmierć to dopiero początek" jeśli ktoś ma złe spojrzenie, to na pewno jest tym złym i nic tego nie zmieni. Zupełnie nie rozumiem też króciutkich rozdziałów ukazujących upływ czasu, zwykle otwieranych próbą jakiejś głębszej analizy ludzkich zachowań. Nie są to żadne nowatorskie przemyślenia i mocno odcinają się od pozostałej treści.
Polskie wydanie z początku bardzo mi się podobało. Niezła okładka, cena nie przyprawiająca o ból głowy i dość minimalistyczne wykończenie, gdzie od razu dostajemy kolejne akapity bez potrzeby przebijania się przez wymyślne oznaczenia tytułów rozdziałów czy stron. Niestety, tekst momentami wygląda na wyjustowany przez gimnazjalistę, przez co odstępy między wyrazami wyglądają po prostu żałośnie. Dziwne także jest to, że ktoś przegapił kolejny rozdział i wydrukowano go jako zwykły tekst. Na drobne wpadki jestem w stanie spojrzeć miłościwszym okiem, ale tutaj zbyt mocno się wyróżniają, rzutując na jakość całego wydania.
Podsumowując, "Bo śmierć to dopiero początek" jest całkiem niezłą książką z dwoma wyrazistymi postaciami oraz pewnymi błędami, które wynikają z braku doświadczenia autorki. W pewnym sensie może to być próba zakpienia z tych wszystkich wampirów w literaturze, jednak eksperyment ten nie do końca się udał. Nie przeczytałem tej książki jednym tchem. Chwilami jest dosyć nudno, więc Błach szybko kogoś zabija, aby rozbudzić w nas zainteresowanie. Za tę cenę raz przeczytać jak najbardziej warto, jednak jak na powieść zapowiadającą się jako mieszanka psychodelicznego klimatu z krwawą historią w tle spodziewałem się trochę więcej.
Dziękujemy wydawnictwu Radwan za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz