Przenoszenie przygód superbohaterów do alternatywnych światów staje się tak popularne, że już nikogo nie dziwi, za to daje pole do popisu twórcom, którzy mogą odświeżyć historie o popularnych herosach. Dokładnie tak czynią Geoff Johns i Gary Frank przy "Ziemi Jeden".
Autorzy wzięli na warsztat początki Bruce'a Wayne'a w roli zamaskowanego mściciela, co pozwoliło im na nowo opowiedzieć historię nie tylko jego, ale również głównych antagonistów. Nic więc dziwnego, że w drugim tomie pojawia się zapowiedziany we wcześniejszym albumie Riddler, który wprowadza w Gotham potężny chaos, organizując serię zamachów w różnych częściach miasta. Batman nawiązuje współpracę z Jamesem Gordonem i podejrzewa, że ofiary mogą nie być tak przypadkowe, jak to się może na pierwszy rzut oka wydawać. Jakby kłopotów było mało, krążą słuchy o krwiożerczej bestii czyhającej na nieostrożnych w miejskich kanałach.
Inna Ziemia to również inne spojrzenie na głównych bohaterów. Ciekawie prezentuje się już sam Riddler, który nie przypomina sztampowego szaleńca, ale wciąż osobę niezwykle inteligentną i dążącą do osiągnięcia celu bez skrupułów, dzięki misternie skonstruowanym intrygom. Frapująco przedstawiony został też Waylon Jones alias Killer Croc, choć tu wdawanie się w szczegóły byłoby już spojlerem. Z drugoplanowych postaci dobrze wypada jeszcze odmieniony i bardzo kąśliwy Alfred. Nic dobrego nie można za to powiedzieć o Dentcie, który zwyczajnie irytuje czytelnika, podobnie jak jego siostra. To zresztą wspólna cecha obu Harveyów przewijających się w tomie, bowiem to samo dotyczy partnera Gordona – Harveya Bullocka.
Słów parę należy poświęcić oczywiście głównemu protagoniście, lecz nie są to jedynie słowa pochwały. W poprzednim tomie z zaciekawieniem obserwowaliśmy pierwsze starcia Batmana z przestępczym półświatkiem, niekiedy niezdarne i nieudolne. Gacek trochę okrzepł, ale wciąż jednym z najczęstszych zajęć Alfreda jest zszywanie ran młodego Wayne'a. Panowie nie szczędzą też sobie uszczypliwości, wywołując czasem uśmiech na twarzy odbiorcy. Zabawne są również sceny z Luciusem Foxem, opracowującym wraz ze swym zespołem nowe gadżety.
Batman wciąż uczy się wielu rzeczy, często bywa przyłapywany na nieostrożności i dopiero nabiera wprawy jako detektyw. Zostało to ciekawie przedstawione i szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o jego charakterze. Pod tym względem wydaje się być miękki i mało wyrazisty, co nie pasuje do wizerunku zamaskowanego mściciela.
Fabuła od pierwszej do ostatniej strony pozostaje niezwykle dynamiczna i kolejne plansze są przepełnione akcją. Tym, co zdecydowanie rzuca się w oczy przy pierwszym kontakcie z albumem, są pokaźnych rozmiarów plansze, których znaczną część pochłaniają postacie, zaś tło zostaje pobieżnie zarysowane. O pracy Gary'ego Franka trudno jednak wypowiadać się w samych superlatywach. Odpychająco prezentuje się zwłaszcza twarz Batmana skryta pod maską. Dziwacznie zarysowana szczęka z przesadnie uwydatnionym podbródkiem nie budzi estetycznego zachwytu, zaś inni bohaterowie miewają nienaturalną mimikę, o czym najlepiej świadczy wyraz twarzy Bullocka w kilku kadrach, gdzie przypomina on dziecko, które właśnie coś przeskrobało. Lepiej przedstawiono miasto i sceny nocne, kiedy to nietrudno o wczucie się w ponurą atmosferę Gotham. Kilka plansz robi szczególnie dobre wrażenie, jak choćby kryjówka Riddlera lub obraz pożaru, ale otrzeźwienie przychodzi wraz z paroma pozbawionymi pazura, w zamyśle dynamicznymi, scenami.
Tom drugi kontynuuje ideę cyklu i ukazuje nam ewolucję nie tylko Nietoperza, ale również jego najważniejszych wrogów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że scenariusz jest niezły, lecz wartość albumu obniżają co najwyżej przeciętne prace Gary'ego Franka. Efekt? Tom tylko dla zagorzałych fanów Gacka.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz