Za mną cały pierwszy sezon "Gry o Tron" od Telltale. Kiedy czekałem na ciąg dalszy przygód Forresterów, pojawiła się możliwość zagrania za darmo w pierwszy epizod przygód Batmana od tego samego studia. Nie mogąc przepuścić takiej okazji, postanowiłem, że mściciel z Gotham będzie mógł zadomowić się na moim dysku twardym. Czas potrzebny na ukończenie historii nie był zbyt długi, ale pozwolił na wyrobienie własnego zdania w kwestii tego, czy gry od Telltale faktycznie się przejadły i nie ma szans na zagranie w coś naprawdę świeżego. Cóż, twórcy byli świadomi ciążącej na nich presji i trzeba przyznać, że ich „Batman” jest pierwszym od dawna krokiem w dobrą stronę.
Pierwszy z pięciu epizodów, zatytułowany "Realm of Shadows", pozwala nam wcielić się w Bruce'a Wayne'a, który nocami ukrywa swoją tożsamość i zwalcza przestępczość w rodzinnym Gotham. Fabuła rozpoczyna się od napadu, lecz złodzieje szybko przekonują się, że tajemniczy obrońca nie pozwoli im spokojnie uciec z łupem. Wszystko idzie gładko do chwili, kiedy na scenie pojawia się Catwoman. Kobieta próbuje uciec ze skradzionym dyskiem, lecz udaje nam się odzyskać dane. Niestety złodziejka znika, a Bruce stawia sobie pytanie o powód napadu i na własną rękę rozpoczyna łamanie zabezpieczeń urządzenia.
Teoretycznie dostajemy grę o Batmanie, lecz Telltale odważyło się więcej uwagi poświęcić szefowi Wayne Enterprises. Chyba pierwszy raz miałem okazję poznać lepiej życie Bruce'a, które nie składa się wyłącznie z wystawnych przyjęć i chłeptania herbatki przygotowanej przez wiernego Alfreda. Główny bohater ma pieniądze i cieszy się szacunkiem, co sprawia, że ubiegający się o stanowisko burmistrza Harvey Dent szybko staje się naszym najlepszym przyjacielem. Tym sposobem tylko na jednym przyjęciu poznajemy wielu znajomych, lecz Telltale stara się pokazać, jak ważne jest nie tylko to, kim jesteśmy, lecz przede wszystkim, z kim się zadajemy. Skoro uścisnęliśmy dłoń szefowi tutejszej mafii, to na pewno łączą nas z nim jakieś nielegalne interesy. A może grać twardo, narażając się tym samem człowiekowi, który nie cofnie się przed niczym? Szkoda tylko, że zakończenie tego epizodu nie ma w sobie dramaturgii, pozwala jednak marzyć o tym, że Telltale spróbuje przedstawić pewne fakty z nieco innej strony.
Nie jest to może zmiana na miarę rewolucji, bowiem wszyscy kanoniczni bohaterowie jak Vicki Vale (wreszcie nie blondynka!), Gordon czy Alfred prezentują sobą wszystkie te cechy, które do tej pory widzieliśmy, ale na czoło wybija się młody Oswald Cobblepot. Telltale przedstawia nieco inną historię przyszłego Pingwina i właśnie w nim upatruję głównego przeciwnika.
Twórcy zdawali sobie sprawę z tego, że ich gra nie będzie oferować dynamicznej rozgrywki w stylu serii "Arkham", która uczyniła ten element tak dobrym, że trudno byłoby ten sukces chociażby powtórzyć i nie narazić się tym samym na oskarżenia o plagiat. Tutaj to właśnie wybory, jak to nam zwykle obiecywano, będą stanowić kwintesencję rozgrywki. Niestety ponownie brakuje działań, które przynoszą skutki natychmiastowe. Można rzecz jasna powiedzieć, że model dystrybucji w formie epizodów nie pozwoli w pełni docenić pewnych zawiłości fabularnych w początkowych godzinach zabawy, ale Telltale ostatnio tworzy gry, w których każda decyzja ostatecznie prowadzi w to samo miejsce.
Ciekawa jest kwestia wygłaszanych dialogów, bowiem Bruce wreszcie może odezwać się na więcej niż jeden sposób, pokazując się zarówno jako rekin finansjery, wytrawny polityk albo żądny przemocy milczek, co pozwala lepiej wczuć się w rolę. Szkoda tylko, że nawet postraszenie delikwenta użyciem przemocy jest potem kwitowane burą za posłanie faceta do szpitala. Cóż, najwidoczniej złamana ręka to faktycznie powód do wykładu o szkodliwości nadużywania siły fizycznej względem rzekomo słabszych i pokrzywdzonych.
Owej siły nie będziemy używać jednak bezpośrednio, bowiem starcia ograniczają się do odpowiedniego wciskania klawiszy. Trzeba być dość uważnym, by wykonać wszystko należycie i szybko, ale w ten sposób pojedynki są nawet dynamiczne (i to w tego typu grze!), zaś sumienność nagradza się możliwością zobaczenia efektownego wykończenia akcji. Nie jest to jeszcze mechanizm, któremu nie da się nic zarzucić, ponieważ poziom trudności nadal nie należy do zbyt wyśrubowanych. Dobrze, że twórcy starają się coś zmienić i wydaje się, że to dobry kierunek. Mądrze przedstawiono także element, który zawsze kojarzył się z Batmanem – rozwiązywanie spraw. Nasz detektyw odnajduje co prawda już oznaczone tropy, ale samodzielnie łączymy je ze sobą, by odtworzyć przebieg wydarzeń. Znów trochę przypomina to serię "Arkham", jednak nie ma jakiegoś paska czasu i żmudnego przewijania obrazku klatka po klatce. Bawi jednak przymus wciśnięcia przycisku do tego, by móc użyć haka, bowiem Bruce będzie czekał w tej samej pozycji tak długo, aż się nad nim zlitujemy.
Grafika nie jest w tego typu produkcjach kluczowa, jednak mocno narzekałem na ten element przy okazji śledzenia losów Forresterów. Twórcy gry dojrzeli wreszcie do zmiany silnika i trzeba przyznać, że nie jest to może objawienie, ale zdecydowanie wszystko wygląda lepiej. Modele postaci OGROMNIE zyskały na szczegółowości i wreszcie można patrzeć na nie bez większej odrazy. Niestety, przy dużej ilości osób w danej chwili część obrazu pozostaje zamazana, zaś problemy z ilością wyświetlanych klatek poważnie rozwścieczyły wielu nabywców "Realm of Shadows". Patch rozwiązał ten problem i można powiedzieć, że jest to najładniejsza gra Telltale, jaką do tej pory widzieliśmy. Wnętrza nie straszą pustką, natomiast możliwość wyboru koloru podświetlania gadżetów to miły smaczek dla tych, którzy lubią prezentować swoje indywidualne upodobania.
Osobny akapit należy poświęcić trybowi multiplayer. Dla Telltale to nowość, jednak nie otrzymujemy spodziewanej możliwości gry przez sieć, lecz jedynie z lokalnego poziomu. Do zabawy potrzebujemy usługi Crowd's Play, wymagającej osobnego logowania i hasła. Podczas danego epizodu wszyscy biorący udział w rozgrywce mogą wybierać własne opcje dialogowe, oznaczone różnymi kolorami, jak też na bieżąco komentować nasze decyzje. Tak naprawdę jest to raczej ciekawostka i chyba lepiej było sobie ten element odpuścić lub zlecić jego wykonanie komuś, kto lepiej rozumie to, czym w istocie powinien być multiplayer.
Podsumowując, Telltale stworzyło zaskakująco dobry tytuł. Nie można mówić tutaj o rewolucji, ale raczej drobnej ewolucji, która zwiastuje pozytywne zmiany i ciekawą fabułę w kolejnych epizodach. Cieszy większe skupienie na postaci Bruce'a Wayne'a oraz połączenie świata ogromnych pieniędzy z równie wielką przestępczością ponurego Gotham. Poprawiono system walki, wprowadzono niezły tryb detektywistyczny i zdecydowano się na nowy silnik graficzny, dzięki czemu gra wygląda zachęcająco. Szkoda tylko, że wciąż nie czujemy do końca konsekwencji swoich czynów w ramach tego samego epizodu, jak też, iż uraczono nas słabym trybem dla wielu graczy. Nie podobało mi się także zakończenie, które trudno nazwać dobrym cliffhangerem na miarę tego, co udanie prezentowała "Gra o Tron". "Batman: The Telltale Series" zaliczyła również spore wpadki techniczne, ale pod tym względem twórcy chyba zbyt mocno chcieli powtórzyć "sukces" pewnego znanego studia. Mimo to ocena końcowa jest dość wysoka i bez większego przymusu zagram w kolejny odcinek.
Plusy
- sporo czasu w skórze Bruce'a Wayne'a
- poprawiona grafika
- niezłe fragmenty walki
- dobry tryb detektywistyczny
- próba opowiedzenia własnej historii...
Minusy
- ... która nadal zdaje się prowadzić w to samo miejsce bez względu na nasz wybór
- tryb multiplayer
- problemy techniczne
- słabe zakończenie
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz