Batman i Robin

5 minut czytania

batman and robin

Dlaczego, ach dlaczego?

Hassan: W zasadzie ten film dałoby się zrecenzować tylko przy pomocy cytatów z niego. "Batman i Robin" Joela Schumachera to istna kopalnia tekstów dających się cytować – i nie jest to niestety tego filmu zaleta. W przeciwieństwie jednak do dobrego kina, fragmenty czwartego filmu o Batmanie (licząc filmy od serialu z Adamem Westem) można przytaczać raczej ze względu na ogromną dawkę absurdu i głupoty, która jest głównym czynnikiem ich zapadania w pamięć. W końcu, co zabiło dinozaury?

Wiktul: Wpadłeś na genialny w swym okrucieństwie pomysł, postaram się więc go zrealizować. Z pewnością o kulisach tej produkcji można powiedzieć wiele, jednak nie tak dobitnie i wyraziście, jak zrobią to sami jego twórcy. Zacznijmy od końca, czyli od wyjaśnienia, dlaczego finalny obraz wyglądał jak wyglądał, oferując nam epileptyczną paletę barw pokrywających absurdalny lunapark imitujący miasto, stroje pajaców udających postacie, ich "pimpowe" fury, rzekomo stanowiące środki lokomocji itd. Schumacher mówi otwarcie: "Wytwórnia naciskała, by film był bardziej rodzinny, przyjazny dla dzieci, dowcipny, ale również – i był to pierwszy raz, gdy słyszałem to słowo – bardziej zabawkowy ['toyable']. Kostiumy, pojazdy i scenografia były częścią przebiegającej równolegle kampanii marketingowej na rynku zabawek. Nie chcę jednak nikogo krytykować, w końcu sam wziąłem tę robotę...".

Jak pracę przy owym "Toy Story" opisywali odtwórcy głównych ról? "Czasem miałem wrażenie, że nie jestem na planie filmu, tylko reklamy zabawek" stwierdził Chris O'Donell. "Batman nie był rolą, z którą czułbym się komfortowo, o ile w ogóle można się tak czuć z taką postacią" – wyznaje "Real-life Bruce Wayne" George Clooney. "Przed otrzymaniem scenariusza nie wiedziałam nawet, że istniała Bat-Girl!" – zdradza radośnie nastolatka, której angaż Schumacher uzasadniał chęcią przybliżenia tworzonego przez siebie filmu familijnego małym dziewczynkom. Iście bajkowa produkcja.

batman, tydzień z batmanem, batman & robin batman, tydzień z batmanem, batman & robin

H: Cała ta bajka kręci się wokół kolejnego kwartetu postaci – tym razem nie jest to poziom Batmana, Kobiety – Kot, Pingwina i Maxa Schrecka, jest znacznie gorzej. Główne role przypadają Batmanowi, Robinowi, Mr. Freeze'owi i Trującemu Bluszczowi. Aktorsko nie powinno być gorzej, ale o czym wspominał już Ranger w "Batmanie Forever", nawet dobrych aktorów można kiepsko poprowadzić. I tak George Clooney zachowuje się jak zbuntowany nastolatek i mimo całego swojego aktorskiego wdzięku, gra bez polotu, wyrazu i bez chęci. Rola Robina zabiła karierę aktorską Chrisa O'Donella na kilka dobrych lat – parę lat temu zaczął znów dostawać role w większych produkcjach. Schwarzenegger, będący przecież przeciętnym, ale solidnym aktorem, w roli Mr. Freeze'a daje popis kiczu tak doskonałego, że aż niedoścignionego. Parodia samego siebie w "Bohaterze Ostatniej Akcji" nie dorasta do pięt wyczynowi dokonanemu tutaj – najdoskonalej wyrażonemu w scenie, gdy w puchatych kapciach dyryguje śpiewającym piosenkę gangiem eskimosów. Jest w tym jakiś geniusz, ale to raczej geniusz szalony, który zrozumieć może tylko sam reżyser albo scenarzysta. Jest jeszcze Uma Thurman jako Trujący Bluszcz i niezwykła krzywda, jaką wyrządzono Bane'owi, tak wielka, że honor tej postaci przywrócono na srebrnym ekranie dopiero w 2013.

W: Zaiste, Arnold nie bez powodu trafił na plan. Jak sam przyznał, oferując mu rolę Schumacher zagroził, że jeśli jej nie przyjmie, to on nie nakręci filmu. Po latach widzimy, że decyzja reżysera, który – jak sam mówi – przywiązuje ogromną wagę do każdej roli, była jedną z wielu trafnych decyzji, jakie przydarzyły się tej produkcji. Nie inaczej było w wypadku postaci drugoplanowych. Trzy poprzednie występy w roli Alfreda nie wystarczyły Michaelowi Goughowi na zyskanie prawa do łaski, okrutny reżyser nakazał mu współudział w kabarecie familijnej żenady, ostatecznie nie pozwalając umrzeć. Alicja Silverstone swą zniewalającą kreacją zapracowała na prestiżową Złotą Malinę, w finale plebiscytu pokonując inną faworytkę, odtwórczynię głównej roli w filmie "Nadbagaż" – Alicję Silverstone. Tak też potwierdzają się słowa reżysera: "Nikt nie byłby lepszy jako Bat-Girl, niż Alicja". Odtwórca "roli" Bane'a – Robert Swenson – nie wytrzymał napięcia i w miesiąc po premierze zmarł z przedawkowania sterydów, które w filmie Schumachera zapewniły mu wiekopomny sukces. Osobiście uważam jednak, że w całej szerokiej stawce słynnych aktorów drugiego planu, o których nie słyszał nikt nigdy wcześniej lub później, najbardziej autentycznie i naturalnie wypadł Coolio w swym epizodzie na podmiejskich wyścigach.

batman, tydzień z batmanem, batman & robin

H: W powyższym zestawieniu, jak też i w całym filmie, mimo wszystko najlepiej wypada wątek zaniedbywanej przez poprzednie trzy filmy postaci drugoplanowej – czyli Alfreda. Jego rozmowy z Brucem, rysująca się na tle szczerych rozmów wieloletnia przyjaźń i lojalność lokaja (ha!) do osieroconego syna swoich pracodawców wreszcie otrzymuje należną uwagę – szkoda, że tak późno i w takim, a nie innym kontekście. Po macoszemu potraktowano niestety innego batmanowego weterana – komisarza Gordona.

W: Przy okazji wspominania cywilnego strażnika Gotham, chciałoby się powiedzieć coś więcej o samym mieście, będącym przecież główną sceną i teatrem wszystkich wydarzeń związanych z Batmanem. Chciałoby się, ale w gruncie rzeczy jest to niemożliwe. Przez ponad dwie godziny seansu może ze cztery razy widzimy coś, co nie jest neonową rewią na lodzie, plastikowym ogrodem pełnym pacynkowych roślinek i gumowych fontann lub dyskotekową piwnicą George'a Clooneya. W niniejszym "Toy Story" Gotham City nie stanowi nawet placu zabaw dla poruszających się po nim resoraków i action-manów. Dziwi i doskwiera to tym bardziej, że Schumacher zaprezentował poprzednio wyrazistą koncepcję miasta.

H: "Batman i Robin" nie ma chyba absolutnie pozytywnej cechy – jedyne, co obecnie przychodzi mi na myśl, to to, że film jest tak głupi, tak nafaszerowany absurdem, że aż śmieszny. Nie da się do niego podejść poważnie i już po kilku pierwszych scenach, bat-łyżwach i bat-surfingu ponad Gotham można się podczas seansu tylko śmiać. Jest to momentami śmiech przez łzy, jak przy scenach ze zredukowanym do poziomu prehistorycznej małpy Banem czy klasycznie wywołującej już frustrację fanów scenie z bat-kartą kredytową. Film nie bez pardonu jest uznawany za jeden z najgorszych filmów w historii kina, stawianych obok takich smaczków jak "Nieśmiertelny 2" czy filmy Eda Wooda. Schumacher i spółka, chcąc stworzyć coś zupełnie dalekiego od mrocznych filmów Burtona, przeliczyli się, chybiając tak popisowo, jak tylko można. Przepędzili tym samym Zamaskowanego Krzyżowca z ekranów kin na lata i za to bez żadnego pardonu wystawiam mu soczyste jeden. Polecam jedynie jako ciekawostkę i mroczną kartę w filmografii o Człowieku Nietoperzu.

W: 1 / 10? Kuszące, choć po latach analiz i szukania odpowiedzi "dlaczego" film ten jawi mi się bardziej jako komediodramat. Osoby o mocnych nerwach i żołądkach, gotowe wytrzymać aberracje większe od tych, mogą zgłębić istotę nieszczęścia Joela Schumachera, oglądając "making of..." produkcji. Bez wątpienia reżyser zdołał osiągnąć swój cel, który powziął świadomie, bez względu na narzucone przez wytwórnię wytyczne – nakręcić film o Batmanie tak bardzo niebatmański, jak to tylko możliwe. Możemy nawet stwierdzić, że "Batman i Robin" to nie sequel "Batman Forever" czy odpowiedź na obrazy Burtona, lecz bezpośrednia kontynuacja filmów z Adamem Westem. Za ten koncepcyjny i umysłowy, trzydziestoletni regres oraz jego efekty, cała ekipa zyskała multum wyróżnień, w tym 11 nominacji do Złotych Malin, wśród których najmocniejszym punktem pozostaje chyba kategoria "Worst Reckless Disregard for Human Life and Public Property". Ocena inna, niż sugerowana przez Hassana, byłaby obrazą dla twórców. 1 / 10. Gorąco polecam.

batman, tydzień z batmanem, batman & robin
Ocena Game Exe
1
Ocena użytkowników
1.8 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Porównanie "Batmana i Robina" do Uszatego z Adamem Westem uwłacza temu drugiemu. Serial z lat 60 to naprawdę absurdalny odlot, którego gagi mogłyby stać koło wymysłów Monthy'ego Python'a, na przykład scena gdy Szalony Kapelusznik kupuje puste pudełka po kapeluszach lub słynna już scena z bombą. A "Batman i Robin" to nie udana próba bycia zabawnym i stylowym jednocześnie.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...