Zazwyczaj jest tak, że jeśli dana pozycja kończy konkretny cykl, to ma się wobec niej największe wymagania. Nic dziwnego, iż każdy życzy sobie finiszu z przytupem i fajerwerkami. Nie inaczej było w przypadku "Azylu", autorstwa Joela Shepherda, który stanowi zakończenie serii pt. "Próba krwi i stali". Jako że trzy poprzednie tomy wciąż zbierają pozytywne recenzje, czego można oczekiwać od tego? Wiadomo, jeszcze lepszej!
Jeśli ktoś zna rozgrywające się wcześniej wydarzenia, z pewnością nie będzie się dziwić, że zapach decydującego starcia czuć w powietrzu niemal od samego początku "Azylu". Prowadzone przez regenta Arrosha wojska uderzają na armie lojalne wobec Saalshenu, zmuszając Talmaad i złożone z ludzi siły wspierające Serrinów do odwrotu. Nadzieję dla wycofujących się stanowi dotarcie do Jahnd – jedynego ludzkiego miasta na ziemiach Saalshenu, ich ostatniego azylu. Ku nieszczęściu Sashandry, armia Lenayin, prowadzona przez świeżo koronowanego króla Koenyga, maszeruje pod sztandarami Arrosha. Jeżeli młoda kobieta chce ocalić Saalshen i wszystko to, co kocha w rodzimym Lenayin, musi stać się lenayińską wojowniczką – znienawidzoną, bezkompromisową i niecofającą się przed niczym.
Jak na lenayińskiego wojownika przystało, nie będę owijać w bawełnę: "Azyl" zdecydowanie stanowi najlepszą z dotychczasowych części i niezmiernie cieszy mnie fakt, że Joel Shepherd zdołał przeskoczyć wysoko postawioną poprzeczkę. Na początku akcja rozwija się w przeciętnym tempie, jednak wzrasta ono geometrycznie – z każdą kolejną stroną coraz bardziej wciąga, doprowadzając do tego, iż końcówka stanowi istne apogeum, kładące czytelnika na łopatki. Prezentowane zdarzenia nierzadko są frapujące i potrafią zaskoczyć nawet najbardziej domyślnego czytelnika. Akcja toczy się w kilku miejscach jednocześnie, dzięki czemu spoglądamy na całość z różnych perspektyw, a wszelkie pomniejsze wątki pod koniec łączą się ze sobą. Wszystko to powoduje, że strasznie łatwo dać się porwać i jak już zacznie się czytać, to trudno odłożyć książkę.
W trakcie lektury mamy przyjemność śledzić losy bohaterów dobrze znanych z wcześniejszych tomów, lecz nie zabraknie i takich postaci, które dołączają do "Próby krwi i stali", wnosząc sobą powiew świeżości i nowości. Trudno rzec, by książka bawiła i rozśmieszała, skoro stale towarzyszą nam aspekty związane z wojną. Zmartwienie, powaga, smutek, nadzieja – to słowa, które cisną się na usta czytelnika spoglądającego oczyma wyobraźni na przedstawiane wydarzenia.
Z technicznego punktu widzenia "Azyl" nie odbiega od pozostałych części "Próby krwi i stali". Czcionka jest przyjemna dla oka, papier porządnej jakości, a umieszczona na okładce grafika zachowana w klimacie dotychczasowych. Dodatkowo pozytywnie można ocenić pracę korektorów, bowiem przez niemalże 600 stron przewinęła się stosunkowo niewielka liczba literówek. Z kolei umieszczone na samym początku mapy umożliwiają śledzenie losów występujących postaci i ułatwiają odnalezienie się w przedstawionym świecie.
Jeśli miałbym napisać jedno zdanie, które odda wywołane przez "Azyl" uczucie, byłoby to: szkoda, że to ostatnia część. W trakcie całego cyklu trudno było nie zżyć się z bohaterami i żal serce ściska na myśl, że nie będzie można im więcej towarzyszyć we wszystkich tych pasjonujących przygodach. Z drugiej strony cieszy fakt, iż autor zmierzył się z wyzwaniem i godnie zakończył swą serię, zasługując na pochwałę. Książka nie tylko łączy w sobie wszelkie dobre strony poprzedniczek, jak wydane wcześniej "Tracato", ale dodaje też coś od siebie.
Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz