Z łatwością można wskazać grupę pisarzy, którzy każą czytelnikom długo czekać na kolejne części swych serii. Na szczęście miłośników cyklu pt. "Kroniki Wardstone" do takich nie można zaliczyć Josepha Delaneya. Brytyjczyk zachowuje godną podziwu regularność i systematycznie ukazuje światu następne części przygód Toma, Alice i Gregory'ego. Tym razem przyszło mi przeczytać pozycję oznaczoną liczbą "12" i zatytułowaną "Alice". O czym opowiada?
Jak nietrudno zgadnąć, dwunasty tom "Kronik Wardstone" przedstawia historię Alice. Młoda czarownica, która od lat ramię w ramię z Thomasem Wardem i stracharzem walczy ze złem, musi wypełnić pewną misję. Wystarczy, że uda się do Mroku, zlokalizuje krainę Złego i znajdzie w niej broń potrzebną do jego ostatecznego zniszczenia, a tym samym ocalenia pokoju i dobra. Stop, zaraz, do MROKU? Nie, nie pomyliłem się. Alice musi wyruszyć do Mroku: miejsca, gdzie czas płynie innym tempem niż na Ziemi i jeśli szybko z niego nie powróci, zostanie tam uwięziona na zawsze. To jednak nic w obliczu faktu, iż na dziewczynę czekają tam wszyscy wrogowie, których zabiła bądź pomogła zabić w normalnym świecie – ci z pewnością nie chcą zmarnować okazji do zemszczenia się. Jeśli zastanawiacie się, co się stanie, gdy dziewczyna tam umrze, odpowiedź jest prosta: przepadnie, jej dusza zostanie unicestwiona, a ślad na Ziemi po niej zaginie. Nie brzmi to dobrze. Pikanterii dodaje temu świadomość, że poszukiwana broń jest niezbędna do odebrania życia komuś, kto jest dla Toma najważniejszy... zgadnijcie, kto to.
Jeżeli ktoś miał nadzieję, że po nieco oderwanym od serii "Wijcu" w końcu będzie mógł śledzić losy Toma i stracharza, to muszę go zasmucić, gdyż ponownie dwójka ta została zepchnięta za kulisy. To właśnie młoda czarownica jest narratorem i z jej ust poznajemy całą historię. Jako że Joseph Delaney napisał już tyle części "Kronik Wardstone", nie powinno nas dziwić, że za wszelką cenę stara się znaleźć takie miejsce, w którym dotąd bohaterowie jeszcze nie występowali. Pomysł na umieszczenie głównych wydarzeń w Mroku z jednej strony może się podobać, gdyż wnosi powiew świeżości podobnie, jak to było w poprzednim tomie. Inni powiedzą, że kolejny raz czują w tym pisanie na siłę oraz opowiadanie o czymś, co można by zamknąć w jednym rozdziale i kontynuować główny wątek w typowym dla niego stylu znanym z początku serii.
Sytuacja wygląda tak: najpierw przenosimy się do wspomnianego Mroku, by w pewnym momencie spostrzec, jak akcja gwałtownie się urywa i cofa do dalekiej przeszłości, z którą musimy się zapoznać, żeby zrozumieć czekające dalej wydarzenia. Tym samym stopniowo poznajemy losy Alice z czasów rozgrywających się w pierwszych tomach "Kronik" – kilka rozdziałów opowiada nam nie tylko o dziewczynie, ale i o tym, jaka prywatnie była Koścista Lizzie. Około sto stron przed końcem powracamy do Mroku, a także teraźniejszości, by chwilę później ponownie cofnąć się w dawne czasy i finalnie wrócić do tego, co jest teraz – istny, mroczny rollercoaster, od którego może zakręcić się w głowie. Przedstawione wydarzenia zostały opisane w taki sposób, by regularnie przypominać o tym, co wydarzyło się kiedyś i nawiązywać do poszczególnych części "Kronik Wardstone". Akcja sama w sobie potrafi zainteresować, lecz fakt, że Alice z łatwością radzi sobie z wszelkimi problemami, nieco zabija przyjemność płynącą z czytania.
Całość została spisana na 359 stronach i podzielona na 30 krótkich rozdziałów, więc jeśli ktoś będzie chciał zrobić przerwę w czytaniu, z łatwością znajdzie odpowiednie miejsce. Fakt, że literówkę można znaleźć już na samym początku lektury, nieco irytuje, a głupie błędy typu: "jedni szli po lewej, a drudzy po lewej", przywołują na usta ironiczny uśmiech. Pod każdym innym względem książka nie odbiega od poprzedniczek – prezentuje wystarczająco wysoki poziom.
Co by nie pisać, uważam że "Alice" to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów "Kronik Wardstone", choć trudno mi obiecywać, że zwali ich z nóg. Wiedźmy, zaklęcia i szpiczaste trzewiki powracają w pełnej krasie, toteż zdecydowanie nie można książce odmówić specyficznego klimatu, jednak nieco martwi przewidywalna historia i ponowne pominięcie głównych bohaterów. Nie ukrywam, że po przeciętnym "Wijcu" liczyłem na trochę więcej. Cóż, do trzech razy sztuka?
Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz