Terry Pratchett to jedno z najbardziej rozpoznawanych nazwisk środowiska fantasy. Chociaż moja znajomość Świata Dysku jest raczej pobieżna, sukcesywnie poprawiam ten pożałowania godny stan rzeczy. Zmotywowała mnie przede wszystkim kolekcja dzieł, wydawanych co dwa tygodnie przez Edipresse, w całkiem niezłej oprawie i dość przystępnej cenie. Kolejnym krokiem było zapoznanie się z książką o sir Pratchettcie – „Życie i praca z magią w tle”. Miałem nadzieję na porządną, rzetelną biografię, tymczasem otrzymałem produkt, który ciężko w ogóle jednoznacznie zdefiniować, nie wspominając nawet o recenzji.
Książka to coś pomiędzy broszurą informacyjną, połączoną z krótkimi, uczniowskimi wypracowaniami o ulubionym autorze, a próbą opowiedzenia o życiu słynnego artysty. Jednakże postać sir Terry`ego jest tylko pobieżnie zarysowana – jedyny w miarę dokładny fragment to początek życia i kariery, zarówno tej dziennikarskiej, jak i pisarskiej. Później niestety docieramy do pierwszych udanych prób literackich autora Dysku – i wówczas zaczyna się czytelnicza męka.
Pierwszy raz miałem okazję czytać coś tak dziwacznego. Tytuł podzielono na krótkie rozdzialiki, w których znajdujemy po prostu opisy poszczególnych dzieł Pratchetta wraz z mocno naciąganymi interpretacjami. Ot, dwie strony o straży, koniecznie ze zwrotami w stylu „oddał hołd”, „nawiązuje tutaj do serialu/książki” itp. Nie kwestionuję talentu Pratchetta, niemniej dopisywanie do szczegółów powieści wydumanych znaczeń to praktyka tyleż powszechna, co po prostu głupia. Wyobraźmy sobie na przykład biografię Tolkiena, w której autor kilka stron poświęca na skrót "Władcy Pierścieni", wplatając w to różne dyrdymały typu „Aragorn to prawy człowiek i hołd dla archetypu dzielnego rycerza”. Ja nie kupuję czegoś takiego.
Styl literacki również pozostawia sporo do życzenia. Niby pan Cabell ma na koncie już kilka książek, ale wciąż jego próby najbardziej przypominają odrobione zadanie domowe u średnio rozgarniętego ucznia gimnazjum. Najmocniej irytowały mnie wszędobylskie, powyrywane z kontekstu cytaty. Na podobnej zasadzie można interpretować dowolną książkę w dowolny sposób, bo zawsze gdzieś znajdziemy odpowiednią sentencję, potwierdzającą najbardziej nawet absurdalne założenia. Zresztą od razu przypomniało mi się właśnie wspólne omawianie lektur na języku polskim, kiedy pani polonistka wymaga cytatu do każdego twierdzenia, przez co lekcja zazwyczaj upływa na wertowaniu tytułu tam i z powrotem. Podobny poziom rozemocjonowania towarzyszył mi przy „Życiu…”.
Co można pochwalić? Z pewnością uszeregowanie dzieł sir Terry`ego Pratchetta, dzięki czemu osoby nieobeznane z twórczością będą wiedzieć, od czego zacząć. Autor odwalił kawał solidnej, iście rzemieślniczej pracy. Zajął się także opowiadaniami z początku kariery dziennikarskiej i filmami, których fabuła opiera się o dzieła ze Świata Dysku. Wszystko opatrzono lakonicznym komentarzem, zachęcającym bądź odradzającym zapoznanie się. To zdecydowanie najmocniejszy punkt całej publikacji.
Niestety, na tym można zakończyć listę plusów. W ogóle, na tym można już powoli kończyć recenzję, bo za bardzo nie ma już o czym pisać. Dostaniemy jeszcze tylko listę „najważniejszych tytułów”, ale lepszą i dokładniejszą prawdopodobnie skleciłby chyba każdy czytelnik niniejszej recenzji, mając do dyspozycji kartkę, długopis, kolano i pięć minut wolnego czasu.
Szkoda. Wszystkie biografie, jakie do tej pory czytałem, były książkami co najmniej dobrymi, a przynajmniej zapadającymi w pamięć. Wszak to bardzo ciekawe, zapoznawać się z życiorysami wielkich ludzi i dowiadywać się o ich codzienności, problemach, a także o tym, w jaki sposób osiągnęli sukces. „Życie i praca z magią w tle” zadało kłam wykluwającej się regule, chociaż w sumie trudno nawet nazwać ten tytuł biografią. Niech pan siada, panie Cabell, trója.
Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz