Allomancja i Feruchemia od wieków towarzyszą ludzkości, pozwalając nielicznym na skorzystanie z niesamowitych umiejętności, będących obiektem pożądania wielu. Z pewnością znaleźliby się tacy, którzy oddaliby wszystko, choćby swoje najcenniejsze skarby, żeby sięgnąć po najmniejszy ułamek tej mocy. Kiedy jednak na horyzoncie pojawia się możliwość, by zdobyć jej więcej, niż można sobie wyobrazić, rozpoczyna się krwawy i bezwzględny wyścig o to, kto pierwszy położy rękę na mitycznym artefakcie, oferującym prawdziwą potęgę. Niewykluczone, że nikt nie wyjdzie z niego zwycięsko.
Waxillium Ladrian i jego ekipa przyzwyczaili już nas, że w ich towarzystwie musi dziać się coś nadzwyczajnego i niebezpiecznego. Nie inaczej sprawy się mają w wydanych niedawno „Żałobnych opaskach”, które kontynuują walkę bohaterów z tajemniczą organizacją zwaną Kręgiem. Kolejna odsłona przygód niezawodnych stróżów prawa zabiera nas w pogoń za potężnym artefaktem, mogącym wpłynąć na losy całej ludzkości. Mityczne metalmyśli Ostatniego Imperatora to obiekt budzący niemal obsesyjne pożądanie, a w nieodpowiednich rękach może zwiastować zagładę znanego świata. Dlatego też Wax za wszelką cenę musi powstrzymać wuja Edwarna przed ich zdobyciem.
W tej części przygód Waxilliuma jego ekipa poszerza się o wyrachowaną i przygotowaną na wszystko Steris. Choć kobieta nie ma pojęcia o ściganiu przestępców, prowadzeniu śledztwa czy strzelaniu z broni, w jakiś cudowny sposób znajduje swoje miejsce w tej ekscentrycznej drużynie i nie raz udowadnia swoją przydatność. Jej zachowanie w większości przypadków jest racjonalne i nie musimy zbyt często oglądać jej w roli damy w opałach, gdyż doskonale wie, kiedy należy się wycofać. Pozostali członkowie ekipy niezmiennie pozostają postaciami z charakterem, a autor raz po raz dodaje im kolorytu, dzięki czemu nie nudzimy się z nimi ani przez chwilę, a niektóre momenty poruszą nawet największego twardziela.
Najnowsza historia z serii „Ostatnie Imperium” zabiera nas do Nowego Seran, miasta oddalonego od Elendel i jego skażonej korupcją polityki. Okazuje się jednak, że życie poza centrum toczy się podobnym torem i nietrudno natrafić na zdeprawowanych szlachciców owładniętych manią wyższości. W istocie, pod tym i wieloma innymi względami położona na południu mieścina nie różni się od stolicy, a co za tym idzie, miejsce akcji w gruncie rzeczy zmienia się tylko z nazwy. W tym momencie można się pokusić o stwierdzenie, że potencjał nowego otoczenia nie został dostatecznie wykorzystany i choć w Seran jest o wiele zimniej niż na północy, w ogólnym rozrachunku mamy do czynienia z kalką z poprzednich dwóch części. Na szczęście rozwój wydarzeń sprawia, że bohaterowie pozostają w ciągłym ruchu, a przed nimi rozpościera się wiele innych dróg, którymi będą musieli podążyć.
Tym razem bohaterowie mierzą się nie z jednym wrogiem, lecz z całą organizacją. Posiadający olbrzymie zasoby i możliwości Krąg to siła, której nie należy lekceważyć. Wzorem niejednego czarnego charakteru wuj Edwarn nie cofnie się o krok, jeśli tym samym miałby zaprzepaścić swoje szanse na osiągnięcie upragnionego celu. A gdy do gry wkradają się wartości rodzinnie, starcie bohaterów wykreowanych przez Sandersona nabiera jeszcze większych rumieńców. I choć motywacja antagonistów nie należy do tych najbardziej oryginalnych, tak czytelnik powinien poczuć się usatysfakcjonowany nieustannym dążeniem Kręgu do coraz większej władzy i wpływów, nie zważając na koszty.
„Żałobne opaski” to powieść pełna kontrastów. Z jednej strony śledzimy poczynania intrygujących bohaterów, cechujących się zróżnicowaną gamą charakterów. Z drugiej natomiast brakuje czasu, by poświęcić każdemu z nich wystarczającą ilość miejsca i pozwolić czytelnikowi zidentyfikować się ze swoim ulubieńcem. Mając w zanadrzu tak charyzmatyczne postacie jak Wayne, Steris i Marasi, z żalem trzeba zmierzyć się z faktem, że nie są one eksploatowane w zadowalającym stopniu. Co więcej, poziom fabuły wzrasta i opada, jak w żadnej innej powieści z tego uniwersum. Autor nie raz zaskakuje czytelnika niesamowitym zwrotem akcji tylko po to, by niedługo później poczęstować go rozwiązaniem tak przewidywalnym, jak scenariusz filmu klasy B. Na niektóre drobnostki jeszcze można przymknąć oko, ale czasem zęby same się zaciskają, kiedy czytelnik dostaje płytkie rozpisanie problemu, choć oczekiwał czegoś więcej.
Jedną z najgorszych rzeczy w pracy pisarza są oczekiwania fanów. Wydanie wybitnej książki implikuje oczekiwania, które potrafią urosnąć do niewyobrażalnych rozmiarów. „Żałobne opaski” to pozycja spełniająca wszystkie wymogi satysfakcjonującej lektury: odnajdziemy w niej intrygujących bohaterów, brawurowo prowadzony wątek główny czy też wyjątkowe momenty, wgryzające się całą mocą w duszę czytelnika. Jednak po autorze takiego formatu, jakim jest Brandon Sanderson, można i należy oczekiwać czegoś więcej. Czegoś, czego nie da się zdefiniować, a jedynie poczuć. Ja tego nie poczułem, stąd pozostaje we mnie niedosyt, lecz jednocześnie tli się nadzieja, że w zapowiedzianym finale przygód Waxilliuma Ladriana dostanę to, o czym marzy każdy czytelnik.
Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz