Wszystkie dobre serie prędzej czy później dobiegają końca. W przypadku "Zabij albo zgiń" autorstwa Eda Brubakera, Seana Phillipsa i Elizabeth Breitweiser wystarczyły cztery tomy, by historia Dylana dotarła do finału. I chociaż to dobre zakończenie, to pozostawia po sobie niedosyt.
Ostatnią część rozpoczyna wizyta w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przebywa Dylan. W dalszym ciągu nie jest przekonany, czy demon, za którego namową zaczął zabijać złych ludzi, jest prawdziwy, czy to tylko projekcja jego umysłu, wzmagana namalowanymi przez ojca obrazami. Oczywiście bycie pensjonariuszem wspomnianego szpitalu nie zapewnia spokoju ducha i nawet tam Dylan znajduje przesłanki świadczące o słuszności własnego postępowania.
Spora miejsca poświęcono pobytowi bohatera w psychiatryku i skutkuje to paroma nużącymi fragmentami w trakcie lektury, aczkolwiek i tak ciągle gna się przez kolejne strony w oczekiwaniu na ciekawy finał. Brubaker konsekwentnie trzyma się pierwszoosobowej narracji – na przestrzeni kolejnych tomów mieliśmy okazję naprawdę mocno wejść w głowę Dylana. Tak jest również teraz, kiedy w jeszcze większym stopniu protagonista zdaje się stawać naprzeciw całemu światu i przede wszystkim jego niesprawiedliwościom.
Trzeba przyznać, że parę rozwiązań fabularnych, wykorzystanych po drodze do punktu kulminacyjnego, rodziło poważne obawy o całkowitą schematyczność zakończenia. Na szczęście nie doszło do tego i autor w dużej mierze udźwignął ciężar oczekiwań, na które zapracował wcześniejszymi odsłonami. Nie mogę mówić o zakończeniu zwalającym z nóg, lecz pasującym do charakteru całej serii, które przy tym nie sprawia wrażenia wydumanego. Jednak na pewno znajdą się czytelnicy, którym będzie przeszkadzać pewna jego otwartość.
Graficznie seria od pierwszej chwili zasługiwała na miano tej z najwyższej półki. W czwartym tomie jest bardzo mroźno, z niektórych kadrów wprost sypie się śnieg. Trudne warunki pogodowe mają znaczenie dla fabuły, dlatego dobrze się stało, że Sean Phillips wraz z Elizabeth Breitweiser znakomicie zadbali o ich wizualizację. Kolorystka po raz kolejny udowodniła, że nie ma sobie równych w swojej profesji.
To już koniec "Zabij albo zgiń". Z jednej strony Brubaker dotarł do niego w niezłej formie, jednak pewien niedosyt pozostał. Mimo to scenarzysta zgrabnie połączył większość wątków i w efekcie finał satysfakcjonuje. Nie zachwyca jak choćby otwarcie cyklu, lecz właśnie satysfakcjonuje.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz