X-Men: Apocalypse

3 minuty czytania

O znienawidzonych przez społeczeństwo mutantach znanych z serii X-Men powstało już kilka filmów. Do bardziej udanych można zaliczyć "Przeszłość, która nadejdzie", podczas gdy po drugiej stronie barykady znajdziemy np. "X-Men: Ostatni bastion". Gdzie w takim razie plasuje się najnowsza odsłona przygód podopiecznych Profesora Xaviera?

X-Men: Apocalypse

Mutanci żyją pośród zwykłych ludzi, choć daleko im do akceptacji ze strony tych drugich. Część z nich znajduje wikt i opierunek w uniwersytecie prowadzonym przez Xaviera oraz pomagającego mu Hanka McCoya. Ze starych znajomych spotkamy również Mystique, Jean Grey czy Magneto. Tymczasem w Egipcie do życia powraca pierwszy mutant w historii – En Sabah Nur, któremu nie w smak są współczesne supermocarstwa. Uważa, że ludzie na przestrzeni wieków pogubili się i zamiaruje przejąć kontrolę nad naszą planetą.

X-Men: Apocalypse

Oczywiście przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę, toteż podbój Ziemi przyszły tyran rozpocznie od zebrania czterech pomocników. Niestety, już kompletowanie zespołu odbywa się w sposób nieprzekonujący, a właściwie sztuczny. O ile pierwsza sojuszniczka En Sabah Nura zostaje przez niego uratowana, więc dołączenie do wybawiciela wydaje się naturalną koleją rzeczy, to już reszta rekrutacji wywołuje grymas niezadowolenia. Za mało dialogów, za prędko i nade wszystko za mało w tym wszystkim charakterów rekrutowanych postaci, którzy zdają się być po prostu bezwolni. Ponownie niestety, ponieważ dotyka to większości filmowych bohaterów. Liczba osób pojawiających się na ekranie potrafi wprowadzić mętlik, ale tylko początkowo, ponieważ bardzo szybko przestają mieć dla widza jakiekolwiek znaczenie. Protagonistów jest bowiem na pęczki, a przewidziane dla nich minuty są ściśle limitowane – Mystique, Grey i inni pojawiają się często, ale rzadko kiedy mają coś sensownego do powiedzenia, zazwyczaj popychają jedynie akcję do przodu.

X-Men: ApocalypseX-Men: Apocalypse

W efekcie żadna postać nie może się wykazać i to samo tyczy się aktorów. Jennifer Lawrence sprawia wrażenie filmowanej za karę, Nicholas Hoult w roli McCoya/Bestii jawi się jako statysta, podobnie jak Sheridan odgrywający rolę Scotta Summersa – ten akurat zwykle bywa w pobliżu akcji, ale bardziej irytuje przypominając zbuntowanego nastolatka niż interesuje widza. W aktorskim gronie warto wyróżnić jedynie Jamesa McAvoya, czyli filmowego Xaviera, Michaela Fassbendera (Magneto) i Evana Petersa jako Quicksilvera. Również cierpią na brak uwagi ze strony twórców, ale gdy już się pojawiają, to przynajmniej wywołują emocje, które zresztą McAvoy i Fassbender nieźle ukazują. Z kolei sceny z Quicksilverem to przede wszystkim miły zastrzyk humoru, odciągający od głównej fabuły.

X-Men: Apocalypse

Zawodzi niestety "główny zły". W końcu nie pierwszy raz widzimy jednostkę potężną, przekonaną o swej wielkości, która ma własne zamierzenia względem Ziemi, na dodatek kolidujące z planami ponad sześciu miliardów jej mieszkańców. I to właściwie tyle – posiada ambicje i moc, za sprawą której może je zmaterializować, ale osobowości – za grosz. Swoją drogą to także godne kilku słów dezaprobaty – z jednej strony postacie zostały spłaszczone pod względem charakterów, z drugiej zaś film nie ustrzegł się dłużyzn podczas ponad dwugodzinnego seansu.

Polscy widzowie nie wyjdą zadowoleni ze względu na otoczkę towarzyszącą Magneto. W początkowych scenach śledzimy jego losy w Pruszkowie, gdzie mieszka wraz z rodziną i stara się wieść żywot zwykłego zjadacza chleba. Polski akcent trzeba jednak zaliczyć na minus i to dosłownie, ponieważ nasi rodacy w filmie okrutnie wręcz zaciągają akcentem zbliżonym do rosyjskiego, gubiąc po drodze naszą rodzimą mowę. W pierwszej chwili wywołuje to śmiech lub niedowierzanie, ale już po kilku kwestiach wywołuje niesmak.

X-Men: ApocalypseX-Men: Apocalypse

Na szczęście nie wszystko jest słabe – to kino akcji i tej jest całkiem sporo, w dodatku zrealizowanej na przyzwoitym poziomie. Niektóre sceny wypadają całkiem efektownie, muzyka koresponduje z wydarzeniami na ekranie. Ponadto fani z pewnością docenią przedstawienie pierwszych kroków stawianych przez wielu bohaterów pod skrzydłami Xaviera.

"X-Men: Apocalypse" trudno nazwać dobrym filmem, a i większość superbohaterskich widowisk wypada o niebo lepiej. Dość powiedzieć, że "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" to ciekawszy film, a przecież i on nie ustrzegł się szeregu mniej i bardziej ważkich wad. Niestety "Apocalypse" to kino przeznaczone jedynie dla zagorzałych fanów X-Menów. Reszta opuści seans rozczarowana.

MultikinoZa seans dziękujemy firmie Multikino.

Ocena Game Exe
5.5
Ocena użytkowników
5.7 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...