O mój Boże. Wszechmogący Panie, czym tak zgrzeszyłem? Wiedziałem, że nie powinienem grać w niedzielę i przewinąć tę scenę w elfickiej łaźni w „Wiedźminie 2”, ale pokusa była silniejsza. Teraz trzeba zapłacić wysoką cenę.
Plik wideo nie jest już dostępny.
Kurde, serio Konami? Poważnie? Jaki jest powód odgrzebywania przeciętnej gry, posiadającej kiepską historię zrodzoną w umyśle pięcioletniej dziewczynki, nudny świat wymyślony na poczekaniu i plastikową seksbombę jako protagonistę? Czyżby gra sprzedała się aż tak dobrze? Może silikonowe cycki, blond loczki i skąpe stroje na nowo wracają do łask graczy? Gdzie tu jest logika? Ja nie mam pojęcia. Chyba zdrowy rozsądek poszedł w krzaki już dawno temu, bo nad kontynuacją ponownie pracuje studio Gaijin Entertainment, które może potrafi stworzyć dobry symulator lotniczy, ale nie ma zielonego pojęcia, jak zrobić smakowitego Action-RPG.
Tak czy siak, w „Blades of Time” ponownie pokierujemy krokami Ayumi, profesjonalnej poszukiwaczki zaginionych artefaktów, która kocha skarby tak samo mocno jak świecenie gołym tyłkiem w wilgotnych lochach. Powtórnie los zawiedzie ją na jedną z dziewiczych wysp, która pod płaszczykiem nieziemskich widoków, skrywa pradawne zło łaknące krwi. Dziewczyna umie jednak o siebie zadbać, tym bardziej, że potrafi ujarzmić magiczne zaklęcia światłości oraz chaosu, w tym tytułową moc kontrolowania czasu. Twórcy obiecują ponad 40 unikalnych umiejętności, walki wymagające taktycznego podejścia czy skomplikowane łamigłówki, ale jakoś im nie wierzę.
Premiera pod koniec 2012 roku, jeżeli kogoś to w ogóle interesuje.