Wonder Woman

4 minuty czytania

wonder woman,plakat

Obejrzałem właśnie pewien film w łódzkiej „Manufakturze” i mam ochotę komuś porządnie przyłożyć. Ach, szkoda, że nie szkolą już hoplitów, niemal nie da się też znaleźć kogoś, kto wykuje mi dobry miecz... I chociaż nie tak powinna rozpoczynać się recenzja „Wonder Woman”, to muszę przyznać, że kobieca ręka oraz niezaprzeczalna uroda głównej bohaterki sprawiły mi sporo problemów przy ocenie końcowej.

Wonder Woman

Kłopoty wynikają z samej koncepcji filmu, gdzie główną postacią jest kobieta. Do tej pory byli to dzielni superbohaterowie, którzy ratowali świat także po to, by niewiasty niemal padały z zachwytu i chciały jak najszybciej przysłużyć się swojemu wybawcy. Jest to także pierwsza poważna wizyta Wonder Woman na dużym ekranie, bo jej epizodyczna rola w „Świcie sprawiedliwości” to tylko taka przymiarka, gdzie jedynie zaserwowano deser bez możliwości skosztowania głównego dania. Sama historia obejmuje początki Diany, a więc jej życie na błogiej wyspie, próby szkolenia się na własną rękę oraz wreszcie relacje z matką, która próbowała otulić córkę zbyt szczelnym płaszczem bezpieczeństwa. Wszystko to pewnie trwałoby w najlepsze, ale niespodziewanie pojawia się pewien szpieg i już widząc twarz Chrisa Pine'a, czyli kapitana pewnego statku kosmicznego, widz od razu wiedział, że etap sielanki można uznać za zakończony. Wkrótce wyjaśnia się, że za I wojną światową stoi nadnaturalna siła, zaś jej odkrycie i zgładzenie staje się sensem wyprawy najdzielniejszej z Amazonek.

Film w kilku drobnostkach nawiązuje do całego uniwersum, przez co świat wydaje się spójny oraz przekonujący. Jest to jednak produkcja odrobinę „skromniejsza”, przez co nie widzimy scen w postaci ataku obcych na Nowy Jork. Tego typu efekty znajdujemy jedynie w dość dramatycznej końcówce, którą poprzedza niezły fabularny twist. Nie da się jednak ukryć, że scenarzyści musieli zmierzyć się z prostotą Diany, która opuszcza rodzinną wyspę i nagle odkrywa, że świat jest szary, brudny, zaś ludzie nie dążą do pokoju z potrzeby serca. To rozdarcie oraz wewnętrzna walka przy akceptacji prawdy mogą dać złudne wrażenie naiwności filmu, jego sterylności a wreszcie śmieszności, gdy Diana wciąż powtarza cel swojej misji jak mantrę i nie do końca rozumie, czemu widok rannego człowieka czy samotnej matki nie skłania do działania. Mam wrażenie, że stojąca za kamerą Patty Jenkins sprostała temu zadaniu, dzięki czemu jej „Wonder Woman” to nie tylko pierwszy film o kobiecie z supermocami, ale także niezły obraz szybkiego dorastania, koszmaru wojny oraz dwoistości ludzkiej natury.

Wonder Woman

O grze aktorskiej niestety nie mogę wypowiadać się aż tak dobrze. Gal Gadot w swoim stroju wygląda znakomicie i nie mam w tym aspekcie żadnych zastrzeżeń. Brakuje jednak szerszego spektrum emocji, bowiem ta sama mina w piętnastu zupełnie różnych scenach może budzić pewne wątpliwości. Jej gniew czy rozpacz wydają się być strasznie wymuszone oraz zupełnie nie skłaniają mnie do uronienia łzy. Wonder Woman Chris Pine na jej tle wypadł wyraźnie lepiej, ale właściwie przyzwyczaiłem się już do jego warsztatu aktorskiego, przez co dostałem to, czego się spodziewałem. Czyżby reżyserka nie dała mu w pełni rozwinąć skrzydeł? W mojej głowie pojawiły się takie podejrzenia, ale na podejrzeniach musi się skończyć. Nie rozumiem za to dodania ekipy, która co prawda stanowiła jakieś tam uzasadnienie sukcesów, ale Diana mogła przecież w pojedynkę załatwić wynik wojny, co pokazano podczas zdobywania okopów. Chociaż te sceny akurat wyszły świetnie, to już kreacja „ekipy” niekoniecznie. Miało być więcej humoru, ale właściwie dostaliśmy kolejnych statystów. Saïd Taghmaoui, Ewen Bremner i Eugene Brave Rock nie mogą tego występu zaliczyć do udanych, podobnie jak średnio zaprezentowali się „ci źli”. Charyzma? Chris Pine miał jej najwięcej, ale nie udało mu się nią zarazić pozostałych, ku mojej wielkiej rozpaczy.

Osobny akapit poświęcę relacji Steve'a i Diany. Reżyserka pokusiła się o stopniowe budowanie napięcia i chyba pierwszy raz nawet po części kupiłem cały ten wątek. Może uczyniłem to z utęsknienia za historią, gdzie miłości nie wyznaje się po pięciu minutach i jednym pocałunku (lub nawet bez pocałunku), ale Jenkins postarała się, by ten wątek także ukazał nam Dianę z perspektywy dalekiej od niezniszczalnej maszyny do zabijania. Finał tej relacji pozostawię dla tych, którzy wybiorą się na film, ale nawet i ten element dobrze wpisał się w całą historię.

Warstwa dźwiękowa jest niestety trochę uboga. O ile głównego motywu słucha się świetnie i zagrzewa do walki, o tyle cała reszta wypadła dość blado. Nie zapamiętałem na dłużej ani jednej minuty, więc ta skromność akurat w tym aspekcie nie może być potraktowana jako atut.

Wonder Woman

Ocenić „Wonder Woman” nie jest prosto, bo to właśnie sukces lub porażka mogą przesądzić o tym, czy na dużym ekranie szybko zobaczymy kolejną heroinę i czy też Gal Gadot ponownie wbije się w swoje wdzianko na potrzeby samodzielnej produkcji. Jak dla mnie, to wizyta w kinie była udana. Może to otrzeźwienie w kwestii ludzkiej natury mogło się wydawać naiwne, ale ostatecznie reżyserce udało się odnaleźć balans. Fani I wojny światowej i tak wybiorą się do kin, podobnie powinni uczynić miłośnicy kobiecych wdzięków, ale to nie zmienia faktu, że „Wonder Woman” to dobry film. Trzymam kciuki w kwestii przychodów i jeśli trzeba będzie poświęcić się i raz jeszcze obejrzeć, jak uzbrojona Gal Gadot rozprawia się z Niemcami, to chętnego aż tak daleko szukać nie trzeba.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
5.17 Średnia z 6 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...