Eliza Drogosz za sprawą swojej debiutanckiej powieści, "Władca Piasków", postanowiła zabrać nas w świat starożytnych bogów. Razem z główną bohaterką wyruszamy zatem do Egiptu na specjalnie zorganizowany obóz, gdzie poznajemy nie tylko historię mitycznych istot, ale także innych uczestników wyjazdu. Tajemnica goni tajemnicę, a Sonia zostaje wplątana w bardzo niecodzienną intrygę. Nie chcę za dużo zdradzić, ponieważ ciekawy pomysł na fabułę to najmocniejsza strona tego utworu, a skoro autorka bardzo długo czekała z udzieleniem czytelnikom jakichkolwiek informacji, to kim jest recenzent, żeby te działania zepsuć?
Do powieści siedemnastoletniej uczennicy liceum byłam nastawiona dość sceptycznie, szczególnie biorąc pod uwagę skrajnie różne opinie czytelników, które można przeczytać na forach internetowych. Nie oceniam jednak prozy jedynie po dostępnych w sieci fragmentach, a zatem dopiero po przeczytaniu całości mogę z czystym sumieniem skonfrontować prozę z opiniami pojawiającymi się na stronach poświęconych literaturze. Przede wszystkim autorce należy się duży ukłon za niebanalny pomysł, ponieważ osobiście jeszcze nie spotkałam się z tak kreatywnym podejściem do dawnych wierzeń. Jak już wspomniałam, nie chcę nikomu zepsuć niespodzianki, więc powiem tylko, że bogowie są tutaj bardzo ludzcy i nie jest to metafora. Reszty musicie dowiedzieć się samodzielnie. Jestem także pod dużym wrażeniem wiedzy autorki na tematy, z których uczyniła oś opisywanych wydarzeń, choć sposób jej przedstawienia chwilami pozostawiał dużo do życzenia. No właśnie. Był bardzo dobry, nietypowy pomysł, chęci i masa pracy, dlaczego zatem powieść została tak mocno skrytykowana przez niektórych czytelników? Autorka po prostu nie udźwignęła tematu.
Nikt nie urodził się od razu geniuszem, a dobre pisarstwo to często wynik ciężkiej pracy, jednakże jeśli decydujemy się na wydanie czegokolwiek, musimy liczyć się z krytyką i wyciągać wnioski. Przy "Władcy Piasków" bardzo długo trzymała mnie wyłącznie recenzencka rzetelność i nie dziwi mnie niechęć wielu czytelników. Co więcej, potrafię zrozumieć ich decyzję o odłożeniu książki na półkę z poczuciem czytelniczego zawodu. Czytanie pierwszych stu stron tej powieści to jak czynność żywcem wyjęta z koszmaru nauczyciela polonisty. Nawet czytanie encyklopedii byłoby lepsze i to z dwóch powodów: na pewno jest sprawniej napisana no i (o ironio) ciekawsza. Bardzo długo fabularnie właściwie nic się nie dzieje, a autorka poświęca zdecydowanie zbyt wiele miejsca opisom korytarza, gdzie wszystko jest brązowe. Ponadto, niestety, sama zastawiła na siebie pułapkę pod tytułem: literatura to dużo przymiotników przy każdym z rzeczowników, imiesłowy trzeba wcisnąć wszędzie gdzie się da (a nawet tam, gdzie się nie da), a często zamiast charakterystyki postaci dostajemy opisy ich koszulek. Chęć dokładnego zaprezentowania przestrzeni, w której rozgrywa się akcja, zasługuje na pochwałę, ale co za dużo, to niezdrowo. Opis jest jednym z najtrudniejszych elementów tworzących większą całość, więc czasami lepiej z niego zrezygnować, niż zmęczyć czytelnika już na początku. Żałuję szczególnie, gdyż powieść jest ciekawa, warta poznania i po przejściu przez ten nużący i męczący początek dużo się w niej dzieje. Jednakże nie wszyscy czytelnicy, nawet ci mający tom w rękach, dotrwają do tego momentu. Odniosłam nawet wrażenie, jakby sama autorka męczyła się na początku, wiedziała, co chce przekazać w dalszej części historii, ale nie miała do końca pomysłu, jak do tego etapu doprowadzić. Im więcej przeczytałam, tym technicznie było mniej usterek i powieść zdecydowanie czytało się szybciej i przyjemniej. Może to być spowodowane także rozwojem fabuły, wciągnęła mnie bowiem historia Soni i jej bardzo niekiedy tajemniczych towarzyszy, więc niedociągnięcia warsztatowe nie rzucały się w oczy tak bardzo, jak na początku.
"Władca Piasków" mógł być naprawdę dobrą książką, oczywiście w kategorii powieści rozrywkowych dla młodego czytelnika. Gdyby autorka poczekała parę lat i poświęciła ten czas na pracę nad umiejętnościami pisarskimi, to wyszłoby to i jej, i jej dziełu na dobre. Niestety nie poczekała i mamy to, co mamy. Sam dobry pomysł nie wystarczy, zwłaszcza wtedy, gdy, aby go poznać, trzeba się przebić przez wiele stron grafomaństwa. Szkoda.
Jeśli autorka czyta recenzje, a mam nadzieję, że tak jest, nie powinna się nimi zniechęcać. Czeka ją jeszcze wiele pracy i wysiłku. Pośpiech nie jest w tym wypadku dobrym doradcą. Życzę powodzenia, trzymam kciuki, ale pisanie to nie tor z przeszkodami organizowany przez pana Mandarę. Nie trzeba być najszybszym.
Dziękujemy wydawnictwu Poligraf za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz