Władca klanów

3 minuty czytania

okładka, władca klanów

Zabierając się po latach za ponowną lekturę drugiego tomu serii "Warcraft", byłem zwyczajnie pełen obaw. "Dzień smoka" okazał się krótkim czytadłem poniżej przeciętnej skierowanym do dzieciaków. "Władca klanów" jest wizualnie jeszcze mniejszy objętościowo. Z drugiej strony, może dzięki temu zabierałem się za tę książkę z pewną dozą dystansu i świadomie zaniżyłem oczekiwania. Nie za bardzo wiedziałem też, jak odnieść się do faktu, że druga część serii jest oparta na scenariuszu nigdy nie wydanej gry przygodowej z tego samego uniwersum – "Warcraft Adventures: Lord of the Clans". Co więcej, pierwszy zatrudniony pisarz nie był w stanie sprostać terminom czasowym, wynajęto więc kolejnego – pisarkę Christie Golden. Postawiono jej deadline sześciu tygodni, w którym się zmieściła. Co było owocem jej pracy?

Głównym bohaterem książki jest znany doskonale graczom "Warcrafta III" orczy wódz Thrall. Wydarzenia na kartach powieści przedstawiają jego drogę od dzieciństwa do zostania przywódcą Hordy, a więc poprzedzają fabułę wspomnianej gry. Życie orka nie było łatwe. Nieszczęśliwy splot wypadków oraz zdrada wśród Hordy sprawiła, że jako niemowlę znalazł się sam pośród lasu, leżąc pośród zwłok swoich rodziców. Płaczącego wniebogłosy Thralla odnalazł człowiek – Aedelas Blackmoore, lord twierdzy Durnholde. Pokonując obrzydzenie, wpadł na doskonały pomysł. Zamierzył sobie uczynić orka niewolnikiem i wyszkolić na gladiatora oraz doskonałego przywódcę. We wczesnych latach nauczył go czytać i pisać, aby poznał wszelkie taktyki dowodzenia, po czym zaczął uczyć go walki. Ork, jako urodzony wojownik, sprawdzał się w roli gladiatora doskonale. Jednakże podłe traktowanie przez swojego pana sprawiło, że zapragnął uciec i odnaleźć swoich rodaków.

thrall

Mimo iż książka dalej przeznaczona jest dla młodszych nastolatków, którzy z pewnością czytaliby ją z wypiekami na twarzy, jest zdecydowanie dojrzalsza od poprzedniczki. Płaskie i drętwe dialogi zastąpiono nieco bardziej rozbudowanymi. Wyważono o wiele lepiej proporcje między akcją a przestojami w niej, dzięki czemu uniknięto w większości dłużyzn oraz nudnych fragmentów. Natomiast to, co zasługuje na największą pochwałę, to nadanie nieco większej głębi bohaterom. Nie ma już tylko dobrych ludzi i okrutnych orków. Pośród obu nacji znajdują się jednostki, działające na szkodę swoich pobratymców. Największym jednakże plusem są postacie, których charakteru nie możemy jednoznacznie określić ani ocenić bez zwracania uwagi na ich pobudki i motywacje. A to już przecież krok w stronę pewnej dojrzałości. Nie mogłem jednak oprzeć się wrażeniu, że lubię bohaterów ze względu na uprzednie ukończenie "Warcrafta III", gdzie zostali przedstawieni rewelacyjnie, a nie z powodu dobrego ich prowadzenia na kartach lektury. Pierwsze skrzypce gra oczywiście Grom Hellscream, później jest Thrall, ale taki Orgrim woła już o pomstę do nieba za spłycenie legendarnej postaci.

Ze względu na próbę zainteresowania jak najszerszego grona odbiorców, powieść jest znów zwyczajnie infantylna. Kompletnie rozbroił mnie fragment, w którym jeden z bohaterów, szaman, tłumaczy Thrallowi, że dokładnie wie, co się z nim stało w dzieciństwie i kim byli jego rodzice, ponieważ powiedziały mu to włókna pieluszki, którą pokazał mu przyszły orczy wódz. Siąść i płakać to za mało. Nie pomaga również długość książki – ok. 230 stron pisanych sporą czcionką to naprawdę niewiele i można ją ukończyć w dość krótkim czasie. Co prawda należy cieszyć się, że nie dołożono bezsensownych i nudnych scen jak w "Dniu smoka", jednak od materiału na historię jednego z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów uniwersum Warcrafta, można wymagać więcej. Sama fabuła jest, niestety, przewidywalna od początku do końca, z jednym może wyjątkiem blisko finału.

thrall, grom, grom hellscream, hellscream, grom piekielny krzyk, piekielny krzyk

Język pisarki jest bardzo prosty, a styl zupełnie niezłożony i niewymagający. Pod tym względem jest to podobne do Knaaka, tyle że Christie Golden zdaje się jakoś bardziej zmyślnie i z głową ustawiać w tekście te proste literki. Tłumacz pozostał jednak ten sam i znów mamy bezsensowne tłumaczenie nazw własnych. Po co przekładać coś tak dobrze brzmiącego jak Grom Hellscream na Grom Piekielny Krzyk? Nawet w grze tego nie tłumaczyli. Do samej kwestii wydania nie ma się co przyczepiać – jest schludnie i wygodnie się to wszystko czyta.

Podsumowując, "Władca klanów" to lepsza pozycja od "Dnia smoka", nadal jednak pozostaje lekturą jedynie dla najmłodszych oraz dla największych zapaleńców uniwersum Warcrafta. Losy Thralla przed zostaniem przywódcą Hordy są ciekawe, aczkolwiek bardzo krótkie i nieco infantylne. Przewidywalność i prosty oraz ubogi styl sprawiają, że nie ma co stawiać tej powieści koło ambitniejszych tytułów. Czego by jednak nie mówić, tak naprawdę przy lekturze bawiłem się nieźle, chociaż zdecydowanie za krótko.

Ocena Game Exe
5.5
Ocena użytkowników
7.67 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·

Cytat

Grom Hellscream na Grom Piekielny Krzyk




[Dodano po 4 godzinach]

Przepraszam, ale byłem zbyt zaskoczony, żeby się normalnie wypowiedzieć.
Również uważam, iż biorąc takie książki do ręki, należy znacznie obniżyć oczekiwania, zwłaszcza jeżeli znane są nam podstawowe fakty, tyczące danej produkcji - jak chociażby sześciotygodniowy termin. W czterdzieści dwa dni ciężko byłoby napisać książkę kucharską, a nie wspomnę o tak wspaniałych możliwościach, jakie oferuje świat Warcrafta. Poza tym, chyba śmiało można powiedzieć, że dziewięćdziesiąt procent produkcji książkowych, opartych o gry komputerowe, to totalne gnioty, obliczone na wyłudzenie kasy od fanów. Rzadko zdarza się coś naprawdę wartościowego.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...