Wiedźmin. Ronin. Tom 1

3 minuty czytania

Jak to mawiają wiedźmini, atakując wyjątkowo groźnego potwora: BANZAI! ... Że co?! Szczęśliwie tak niskich nawiązań w komiksie nie uczyniono, aczkolwiek ze sławnym zawołaniem najnowszy komiks z uniwersum Wiedźmina łączy kraj: Japonia. Bohaterowie i pewne elementy wiedźmińskiego uniwersum połączone zostały z japońską mitologią i osadzone w epoce Edo.

wiedźmin ronin,okładka

Geralt wyrusza w trudną podróż na poszukiwanie yuki onny. Prym w komiksie wiodą jednak przez większość czasu wątki poboczne. Czemu zwykle dość łagodne Kappy mordują ludzi? Dlaczego Tengu nie dopuszcza zrozpaczonego męża do grobu ukochanej żony? Jaką tajemnicę może skrywać zajazd na odludziu? Pojawiają się przy tym charakterystyczne dla ostatnich tomów serii ("Zatarte wspomnienia", "Wiedźmi lament") pytania – kto tak właściwie jest potworem? Fabuła jest surowo tajemnicza, opowieść oszczędna w słowach, a cel wyprawy niemal do samego końca pozostaje niejasny.

Koncepcja komiksu była bardzo dobra, zaś jej wykonanie okazało się tylko dobre. Czułem pewne zagubienie w tej historii, w sumie interesującej, jednak fatalnie opowiedzianej. Motywy mitologiczne nie zostały chyba najlepiej wprowadzone, skoro w ramach dodatku, na końcu opowieści, możemy przeczytać charakterystyki potworów, zwieńczone interpretacją. Czytelnik dowiaduje się o co w danym momencie chodziło. Jeśli potrzebne są tego typu informacje, to znaczy, że narracja zawiodła. Sytuacja w której autorzy tłumaczą czytelnikowi własną historię w taki sposób, jest dla mnie niespodziewaną nowinką.

Ujawnienie się głównego antagonisty i jego motywów było z kolei wydarzeniem budzącym mieszane uczucia. W jakimś sensie, było w tym pomyśle coś naprawdę... W pewnym sensie odważnego, bo pomysł był ryzykowny. Z kolei przez zbytnie utrwalenie się postaci z innego wiedźmińskiego medium, która w komiksie ukazana została jako yuki onna, czułem pewien dysonans. Ostatnie strony jednoznacznie wskazują, że to pierwszy tom, a więc wstęp do kilkuczęściowej historii. Oceniając powyższe problemy, muszę więc uwzględnić również fakt, że akcja dopiero zaczyna się rozwijać. Niestety, odmienność świata przedstawionego jest jedynym istotnym atutem fabularnym komiksu – cała reszta jest recyklingiem tego, co już znamy. Oparcie serii jedynie na tym motywie byłoby marnym rozwiązaniem. Będzie lepiej?

I jeszcze kij w mrowisko na koniec. Pamiętacie być może legendarne burze o Murzynów w netflixowym "The Witcher"? W tamtym sporze jestem zdecydowanym przeciwnikiem decyzji autorów serialu odnośnie obsady, motywowanej jedynie polityczną poprawnością i próbą wykorzystania mniejszości jako swojej tarczy. Jednocześnie koncepcja Wiedźmina-Ronina, sama idea przeniesienia tej historii w realia Japonii, jest według mnie wspaniałym pomysłem.

W tych dwóch moich opiniach nie ma sprzeczności. Dlaczego? Ponieważ tu mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Jest to śmiała wizja artystyczna, odważna adaptacja. Potknięć uniknięto. Logicznie i konsekwentnie przeniesiono w zasadzie wszystko, tworząc historię absolutnie wiedźmińską i japońską zarazem. Komiks jest wstępem, pierwszym tomem nowej historii, w całości opowiedzianej w tej konwencji. I chociaż rynek najpewniej sondowano wpierw na różne sposoby, były już przymiarki japanizacji bohaterów (znane figurki i cosplaye), to jednak zainicjowanie nowej serii komiksów wciąż jest obarczone pewną niewiadomą. Zauważmy zresztą, że jest to pierwszy komiks w tym uniwersum, który rozplanowano na kilka tomów.

Drobna uwaga odnośnie sposobu czytania komiksu, czytamy go "po japońsku", jak mangi, to znaczy "od tyłu". Ciekawy zabieg, choć dla czytelnika nieprzyzwyczajonego do takiej lektury, jest to męczące, dopóki się z tym nie oswoi.

Wiedźmin. Ronin. Tom 1 Wiedźmin. Ronin. Tom 1

"Wiedźmin. Ronin. Tom 1" to dobrze wykonany komiks, oparty o naprawdę świetny pomysł. Nowa wiedźmińska opowieść w poddanym śmiałej rearanżacji uniwersum otrzymała naprawdę dobry wstęp, zaś wskazane niedostatki można potraktować jako "chorobę wieku dziecięcego". Jeśli zostaje poddany właściwej kuracji, "bombelek" wydobrzeje, lecz jeśli nie, czeka go śmierć w męce. Wierzę jednak w odpowiedzialność jego rodziców! Przypadłości te jednak dały mi się nieco we znaki, dlatego waham się nad właściwą oceną wieńczącą moją opinię. Z drugiej strony rysunki były świetne, a fabularnie jest do dopiero wstęp do nowej historii. Niech będzie, 7/10, gdzie jeden punkt więcej przyznany został w kredycie zaufania.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...