Życie na wsi proste nie jest. Co rusz jakaś harpia, strzyga czy inna skwara zagnieżdża się w okolicy i terroryzuje biednych ludzi. Często jedynym rozwiązaniem okazuje się pomoc wiedźmy. Co prawda społeczeństwo ufa im niewiele bardziej niż wszelkim potworom (tym drugim przynajmniej nie trzeba płacić), ale skoro na inne wsparcie nie ma co liczyć... Znana już czytelnikom cyklu "Kroniki Belorskie" pogromczyni wszelakiej pomroki, równie bystra co złośliwa Wolha Redna wędruje więc od wsi do wsi, by uwolnić wieśniaków od utrapień i nadmiaru pieniędzy. Sześć nieprzesadnie długich opowiadań opowiada o jej kolejnych przygodach. Siódme zaś to swojego rodzaju bonus, jednak o tym w swoim czasie.
Olga Gromyko z charakterystycznym dla siebie humorem opisuje zmagania Wolhy – zarówno z pomroką, jak i nie mniej upierdliwymi ludźmi. Poszczególne opowiadania czyta się z przyjemnością głównie dzięki lekkiemu stylowi autorki. Jest zabawnie, momentami sarkastycznie. Główna bohaterka budzi sympatię. Gromyko chyba lubi tworzyć postaci z pazurem, nie tylko zaradne, lecz także pyskate, bo taka jest też Szelena, protagonistka innej powieści z serii. Sama Wolha wydaje się luźną wariacją na temat wiedźmina Geralta. Powiedziałabym – bez złośliwości – że to "Wiedźmin" w odrobinę grafomańskim wydaniu. Jak pisałam niedawno w recenzji "Wiernych wrogów", ten styl pisania nie każdemu przypadnie do gustu. Ja (zazwyczaj) go kupuję.