Fragment książki

4 minuty czytania

Prolog

Na drodze brukowanej żółtą kostką

Półtora mili ponad krainą Oz Czarownica unosiła się na wietrze niczym zielony, poderwany z ziemi liść. Wokół niej rozbłyskiwały białe i purpurowe letnie błyskawice. Na dole widać było ostry zakręt drogi z żółtej kostki – wyglądał zupełnie jak luźna pętla na szubienicy. Choć jej nawierzchnię zniszczyły zimowe burze i łomy agitatorów, nadal wiodła niezmordowanie prosto do Szmaragdowego Miasta. Czarownica widziała, jak podróżni suną po niej z mozołem, jak omijają wybrzuszone miejsca, przeskakują dziury, a potem, kiedy droga znów staje się łatwa, podskakują z radości. Wydawali się zupełnie obojętni na los, jaki ich czeka. Ale nie do Czarownicy należało uświadamianie ich.

Przytrzymując się miotły jak poręczy, zstąpiła z nieba niczym jedna z jej latających małp. Przysiadła na najwyższej gałęzi wierzby. Poniżej, pod pokrywą liści, odpoczywała na ziemi jej zwierzyna. Czarownica wsunęła sobie miotłę pod pachę. Schyliła się i cicho, po troszeczku, zaczęła zsuwać w dół, aż znalazła się ledwie sześć metrów nad wędrowcami. Zwieszające się nisko gałęzie falowały na wietrze. Czarownica patrzyła i słuchała. Wędrowców było czworo. Widziała dużego Kota – Lwa? – i błyszczącego drwala. Blaszany Drwal wyciągał wszy z grzywy Lwa, a ten mruczał i wiercił się, wyraźnie zdenerwowany. Strach na Wróble leżał na wznak i zdmuchiwał dmuchawce. Dziewczynki nie było widać za falującą zasłoną z wierzbowych gałęzi.

– Powiadają, że ta siostra, która jeszcze żyje, jest zupełnie szalona – odezwał się Lew. – To Czarownica. Spaczona umysłowo i opętana przez demony. Zupełnie sfiksowana. Niezbyt sympatyczny widok.

– Wykastrowano ją przy urodzeniu – wyjaśnił spokojnie Blaszany Drwal – bo urodziła się hermafrodytą, a może w ogóle chłopcem.

– Tak, tak, ty to wszędzie widzisz kastrację, na każdym kroku – mruknął Lew.

– Ja tylko powtarzam, co ludzie gadają – zaprotestował Blaszany Drwal.

– Każdy ma prawo do własnej opinii – parsknął Lew lekceważąco. – Ja tam słyszałem, że brakowało jej matczynej miłości. Była maltretowana jako dziecko. Uzależniła się od leków przez chorobę skóry.

– Nie miała szczęścia w miłości – wpadł mu w słowo Blaszany Drwal. – Tak jak i my – dodał i położył rękę na piersi, jakby pogrążył się w żałobie.

– To jest kobieta, która woli towarzystwo innych kobiet – stwierdził Strach na Wróble, siadając.

– To wzgardzona kochanka żonatego mężczyzny.

– Sama jest żonatym mężczyzną.

Czarownica była tak zaskoczona, że omal nie puściła gałęzi. Nigdy nie obchodziły ją plotki, jednak od tak dawna ich nie słyszała, że te żywo wyrażane opinie nic nieznaczących stworzeń zdumiały ją głęboko.

– To despotka. Niebezpieczny tyran – powiedział Lew z przekonaniem. Blaszany Drwal pociągnął go za grzywę mocniej, niż to było konieczne.

– Dla ciebie wszystko jest niebezpieczne, ty tchórzu. Słyszałem, że stoi na czele ruchu wyzwoleńczego jakichś Winkulców.

– Kimkolwiek jest, na pewno opłakuje śmierć siostry – odezwała się dziewczynka, a jej poważny głos był zbyt głęboki, zbyt szczery jak na kogoś tak młodego. Czarownica poczuła gęsią skórkę.

– Nie zaczynaj jej współczuć. Ja tego nie potrafię – parsknął Blaszany Drwal ciut cynicznie.

– Ale Dorota ma rację – wtrącił się Strach na Wróble. – Żałoba nie omija nikogo.

Czarownica poczuła lekkie rozdrażnienie z powodu tych spekulacji. Obeszła pień drzewa, chcąc zobaczyć dziewczynkę. Wiatr się wzmagał. Strach na Wróble zadrżał i oparł się o Lwa, który przytulił go czule.

– Burza na horyzoncie – powiedział.

W oddali odezwał się grzmot.

– Na… horyzoncie… widać… Czarownicę – wyskandował Blaszany Drwal, łaskocząc Lwa.

Lew spłoszył się, jęknął i przewrócił się na Stracha na Wróble. Blaszany Drwal padł na nich obu.

– Przyjaciele, czy nie powinniśmy się strzec tej burzy? – spytała dziewczynka.

Wiatr uniósł wreszcie zasłonę zieleni i Czarownica ją zobaczyła. Mała przysiadła na podwiniętych nogach, obejmując kolana ramionami. Wcale nie była delikatna. Nie, to była duża wiejska dziewczyna, ubrana w kraciastą, biało-niebieską sukienkę i fartuszek. Na kolanach trzymała obrzydliwego, małego psa, który kulił się i skomlał.

– Burza wzbudza twój strach. To normalne po tym, co przeszłaś – stwierdził Blaszany Drwal. – Spróbuj się uspokoić.

Czarownica zacisnęła palce na gałęzi drzewa. Nadal nie widziała twarzy dziewczynki, tylko jej silne ręce i czubek głowy, z włosami zaplecionymi w warkocze. Czy należało traktować ją poważnie, czy może była tylko dmuchawcem porwanym przez wiatr? Czarownica czuła, że gdyby tylko mogła zobaczyć jej twarz, poznałaby odpowiedź.

Ale kiedy przesunęła się na gałęzi, dziewczynka obróciła się, znów ukrywając buzię.

– Burza się zbliża, i to szybko. – Wiatr porwał niespokojne uczucia pobrzmiewające w jej głosie. Mówiła ochryple i gwałtownie, jak ktoś, kto walczy ze łzami. – Znam burze, wiem, co potrafią zrobić!

– Tu jesteśmy bezpieczni – zapewnił Blaszany Drwal.

– Na pewno nie – odparła dziewczynka. – To drzewo jest najwyższym punktem w okolicy i jeśli piorun uderzy, to właśnie tutaj. – Przytuliła mocniej psa. – Czy nie mijaliśmy po drodze szopy? Chodźcie, szybko. Strachu na Wróble, jeśli piorun uderzy, ty spłoniesz najszybciej. Chodźcie!

Poderwała się i pobiegła niezgrabnie przed siebie, a jej towarzysze ruszyli za nią w narastającej panice. Kiedy zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, Czarownica wreszcie zobaczyła, ale nie twarz dziewczynki, tylko jej buty. Buty swojej siostry. Nawet w zapadającym zmroku błyszczały jak żółte diamenty i żarzące się krople krwi, i rogate gwiazdy.

Gdyby najpierw zobaczyła te buty, nie byłaby w stanie wysłuchać rozmowy dziewczynki i jej towarzyszy. Ale mała cały czas chowała stopy pod spódnicą. Czarownica poczuła pożądanie. Te buty powinny należeć do niej! Czyż nie wycierpiała już dość, czyż nie zasłużyła na nie wreszcie? Miała ochotę rzucić się z góry na dziewczynkę i zerwać jej buty z zuchwałych stóp.

Ale burza, przed którą po drodze brukowanej żółtą kostką coraz szybciej zmykali wędrowcy, niepokoiła Czarownicę dużo bardziej niż dziewczynkę i Stracha na Wróble, którego mogła spalić błyskawica. Czarownica bowiem musiała się chronić przed działaniem złośliwej, podstępnej wilgoci. Musiała się schować między wystające korzenie wierzby, gdzie woda nie mogła jej zagrozić, i poczekać, aż burza minie.

Czarownica jednak wróci. Trudny klimat polityczny Krainy Oz pokonał ją, wyczerpał, odrzucił – unosiła się niczym siewka, niezdolna nigdzie zapuścić korzeni. Ale z pewnością to Kraina Oz była przeklęta, a nie ona. Bo choć skrzywiła jej życie, czy nie dała jej również siły?

To bez znaczenia, że wędrowcy uciekli. Czarownica może poczekać.

Spotkają się znowu.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...