Gdy gra osiąga sukces, jednym z najlepszych sposobów na wykorzystanie jej popularności jest stworzenie dodatków. To metoda względnie prosta, a przy tym daje duże szanse na sukces. Dzieła tego typu bywają lepsze lub gorsze. Dość rzadko się zdarza, by przewyższyły swoją podstawkę. Jednak to właśnie do tej kategorii, moim zdaniem, kwalifikuje się "Warhammer 40,000: Dawn of War II – Chaos Rising".
Raptem rok temu wszystko wskazywało na to, że podsektor Aurelia czeka niechybna zagłada. Flota-rój Tyranidów zawisła nad jego światami w swojej wielkiej misji pochłonięcia wszystkiego co żywe. Ale ten sektor jest również domem Krwawych Kruków – zaprzysiężonego Imperatorowi zakonu Kosmicznych Marines, a oni nie poddają się bez walki. Dzięki ogromnemu wysiłkowi, licznym poświęceniom i odrobinie pomocy opatrzności, garstka Aniołów Śmierci stanęła naprzeciw niezwyciężonego wroga przynosząc mu zagładę. Jednak to jest świat, w którym istnieje tylko wojna, a z każdym zneutralizowanym zagrożeniem pojawia się kolejne.
Planeta Aurelia była niegdyś dumą i chlubą tego sektora. Czas jej chwały przeminął wraz z burzami Osnowy, które zmieniły kwitnący glob w wielką kulkę lodu, aby następnie ją pochłonąć. W końcu jednak, po przeszło milenium spędzonym w koszmarnym uścisku Immaterium, Aurelia znów pojawiła się w sektorze, a wraz z nią sygnał Krwawych Kruków z wezwaniem o pomoc. Właśnie to wydarzenie zapoczątkuje drugą Krucjatę Aureliańską, wraz z którą przybędą zdrajcy, heretycy, demony i mroczne tajemnice sięgające samego serca zakonu.
Świat gry nie uległ większym zmianom. To ten sam zakątek kosmosu co wcześniej, choć areny, na których przychodzi nam walczyć, przynajmniej uległy sporym modyfikacjom. Gdy przemierzamy pola bitew na Calderis, Tajfunie i Meridianie, towarzyszy temu pewne uczucie nostalgii. Sytuacja inaczej się prezentuje na nowych obszarach, które nam udostępniono, czyli planecie Aurelia, a później również we wnętrzu kosmicznego wraku. To samo tyczy się wrogów, z którymi przyjdzie nam się mierzyć. Oprócz Orków, Eldarów i Tyranidów, przyjdzie nam oczywiście stawić czoła Kosmicznym Marines Chaosu pod dowództwem Aragasta Łupieżcy i starego znajomego Krwawych Kruków, Elifasa Pogrobowca. Taka kombinacja sprawia, że czujemy przyjemność z nowego doświadczenia, jednocześnie korzystając z tego, za co pokochaliśmy podstawkę.
Pewnych zmian doczekali się również bohaterowie, których możemy posłać do boju. W uniwersum Warhammera Krwawe Kruki wyróżniają się spośród zakonów Adeptus Astartes z kilku powodów. Jednym z nich jest wyjątkowo duża liczba kronikarzy, czyli braci utalentowanych psionicznie. W związku z tym pod naszą komendę zostaje oddelegowany Jonah Orion – kronikarz, który przybył do podsektora razem z kapitanem Angelosem. Jego obecność może bardzo łatwo obrócić przebieg bitwy na naszą korzyść, dzięki swoim talentom psionicznym, z pomocą których może unicestwiać stojących na jego drodze wrogów, jak i wspierać walczących braci. Co więcej zwiększono limit poziomów, na które mogą awansować bohaterowie, co daje dostęp do nowych zdolności.
Podczas walki ze sługami Osnowy nie ma decyzji bez konsekwencji. Nie jest to wyłącznie maksyma każąca nam uważać w walce, ale coś co ma realne konsekwencje. W każdej z misji, którą podejmiemy, dostajemy możliwość wykonania pewnych działań opcjonalnych. Zależnie od tego, czy postanowimy je wykonać, czy też nie, rośnie poziom czystości bądź spaczenia bohaterów wystawionych na misję. W zależności od tego, jak prawymi sługami Imperatora są nasi podkomendni, otrzymują oni nowe zdolności pasywne bądź aktywne, albo dotychczasowe ulegają pewnym modyfikacjom. Jest to również ważne fabularnie, ponieważ to poziom splugawienia oddziałów determinuje kształt zakończenia przygody. Tych zaś jest aż pięć.
Nowe mechaniki znalazły swoje odzwierciedlenie również w uzbrojeniu. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to oczywiście nowe modele uzbrojenia, pancerzy i przedmiotów specjalnych, zarówno dla dotychczasowych towarzyszy, jak i dla kronikarza. Nie jest to jednak jedyna nowość. Każdy ekwipunek może wykazywać nowe właściwości, podnosząc lub obniżając poziom spaczenia toczącego naszych bohaterów. Oprócz tego mogą one wymagać konkretnego poziomu tego wskaźnika, by móc ich w ogóle dobyć. Z tego względu warto uważać przy wydawaniu sprzętu heretyków, choć nie można zaprzeczyć, że da się tam znaleźć sporo naprawdę potężnych artefaktów.
Po przejściu podstawki byłem więcej niż chętny, by zobaczyć, co niesie ze sobą DLC. Mogę z czystym sumieniem przyznać, że jestem usatysfakcjonowany. Dostałem wszystko, czego oczekiwałem w jeszcze przystępniejszej wersji. Ciekawe innowacje, wciągająca historia i ilość rozgrywki, przy której człowiek nie czuł zmęczenia nadmierną powtarzalnością. Jeśli ktoś rozważa kupno "Dawn of War II", może też od razu brać "Chaos Rising". Na pewno się nie rozczaruje.
Plusy
- Ciekawa historia
- Nowe zdolności
- System moralności
- Większy wpływ na wydarzenia
Minusy
- Brak większych modyfikacji
- Dużo krótsza w porównaniu do podstawki
Komentarze
Dodaj komentarz