Fragment książki

7 minut czytania

Pożegnanie
Pogrzeb Fundlinga

Za ciepło jak na środek marca, wiatr niosący za dużo piasku, słońce zbyt ostre. Karmelowy, pagórkowaty krajobraz drżał, a procesja czarnych postaci wyglądała jak fatamorgana.

Rosa starała się nie zwracać uwagi na otoczenie. Wyłączyć wszystkie wrażenia poza dotykiem dłoni Alessandra. Szedł obok niej przez cmentarz. Wszystkimi zmysłami czuła jego obecność.

Jedynymi drzewami pośród grobów były cyprysy. Obok szerokiej głównej alei wznosiły się kaplice bogatych rodzin ziemiańskich. Rodzin, które niczym królewskie dynastie rządziły niegdyś tą ziemią. Teraz wszystko należało do Carnevarów, ich krypta była największa i najwspanialsza. Drzwi do niej stały szeroko otwarte.

Rosa i Alessandro szli zaraz za trumną i jej sześcioma milczącymi tragarzami. Dziewczyna miała na sobie skromną, ciemną sukienkę, która opinała się na jej kościach biodrowych, rajstopy z dużymi oczkami i buty na płaskim obcasie. Czarny garnitur Alessandra sprawiał, że wyglądał dojrzalej. Zresztą eleganckie stroje pasowały do niego bardziej niż do większości osób, które znała. Być może dlatego, że każdy z jego garniturów był uszyty na miarę.

Na czele krótkiego pochodu pogrzebowego szło razem z nimi kilkoro domowników castello Carnevare, których Fundling znał od maleńkości. Ksiądz zniknął w cieniu portalu. Tragarze, trzymając trumnę za złote rączki, wsunęli ją w otwór w murze. Fundling nie był członkiem rodu Carnevare, a podrzutkiem o nieznanym pochodzeniu. Alessandro zarządził jednak, by oddano mu ostatnią posługę, jak gdyby był jego rodzonym bratem.

Razem z Rosą i Alessandrem do kaplicy weszła Iole. Letnią biel, którą zwykle nosiła z takim upodobaniem, zamieniła na ciemny kostium. Iole była dziwna, o wiele zbyt dziwaczna jak na piętnastolatkę, ale z dnia na dzień stawała się coraz ładniejsza. Jej krótkie czarne włosy otaczały drobną twarz, z której wyglądały ogromne oczy podobne do kawałków węgla. Pogrążona w myślach, czubkiem buta rysowała w kurzu małe serce na marmurowej posadzce.

Ksiądz rozpoczął mowę pogrzebową.

Od kilku dni Rosa wiedziała, że ujrzy ten widok. Stała i czekała na moment, kiedy nie będzie można ukryć ostateczności tego zdarzenia. Chciała być zła na lekarzy, którzy nie zauważyli, że Fundling obudził się ze śpiączki i miał siłę, by bez pomocy wstać z łóżka. Na pielęgniarki, które nie obserwowały go dostatecznie starannie. A nawet na ludzi, którzy w końcu go znaleźli, niedaleko kliniki, ale na tyle głęboko w skałach, że poszukiwania trwały całe dwa dni.

Najchętniej porozmawiałaby teraz z Alessandrem. W jednej chwili przestraszyła się, że być może nigdy więcej z nim nie pomówi, bo przecież to wszystko tak szybko przemijało. Czy to, co się działo, nie było tego najlepszym dowodem? Niedawno straciła siostrę Zoe i ciotkę Florindę. A teraz jeszcze Fundling. Kto mógł jej zagwarantować, że Alessandro nie będzie następny? A oni stali tu i marnowali czas.

Ksiądz wypowiedział ostatnią modlitwę przy grobie w murze. Żałobnicy zbliżali się teraz pojedynczo do trumny, by się pożegnać.

Rosa podeszła zaraz za Alessandrem. Chciała sobie przypomnieć coś, co łączyło ją z Fundlingiem, jakąś chwilę, coś osobistego, co do niej powiedział.

Przyszło jej do głowy właśnie to, czego nigdy do końca nie zrozumiała: Zadałaś sobie kiedyś pytanie, kto stoi w dziurach w tłumie?

Dlaczego właśnie teraz o tym pomyślała? Dlaczego nie o jego uśmiechu — czy kiedykolwiek widziała jego uśmiech? — albo o smutnych, brązowych oczach?

Cały czas są z nami. Niewidzialni. Tylko tłum sprawia, że ich widać.

Przycisnęła opuszki palców do warg i dotknęła zimnego drewna trumny. Tak było dobrze. Trochę niezręcznie, ale dobrze.

Iole położyła na pokrywie trumny zdjęcie Sarcasma, czarnego psa, mieszańca, który należał do Fundlinga. Potem grzbietem dłoni przetarła oczy i razem z Rosą i Alessandrem wyszła z kaplicy. Rosa po krótkim wahaniu chwyciła ją pod rękę. Dziewczynka położyła głowę na jej ramieniu. Materiał czarnej sukienki stał się wilgotny i ciepły pod policzkiem Iole.

Palce Alessandra ścisnęły nieco mocniej dłoń Rosy.

— Tam. — Skinął głową w kierunku trzech postaci, które stały w cieniu cyprysów, w oddaleniu od pozostałych. — Czy oni oszaleli, że się tu pojawiają?

Za kamiennym lasem z cmentarnych krzyży i pomników Rosa zobaczyła niską kobietę, której krótkie włosy z ledwością dotykały kołnierza jej jasnobrązowego płaszcza. Przypomniała sobie o otwieranym medalionie. Nigdy nie widziała sędzi Quattrini bez niego na szyi.

Kobieta z dystansu odwzajemniła spojrzenie. Oboje asystentów i ochroniarzy, Antonio Festa i Stefania Moranelli, stało po obu jej stronach. Pod rozpiętymi skórzanymi kurtkami było widać paski kabur ich pistoletów.

— Czego tu szukają? — Delikatne czarne włoski wyrosły za kołnierzykiem Alessandra.

— Tylko się przyglądają.

Rosa miała nadzieję, że się nie myli. Kiedy razem z Alessandrem szła na oddział patologii, by zidentyfikować zwłoki Fundlinga, pomiędzy nim a sędzią doszło do ostrej kłótni. Alessandro zarzucił Quattrini, że wiedziała, jak umarł Fundling, i niepotrzebnie zarządziła obdukcję zmarłego. W jakim celu?

— Żeby pociąć go jak gotowaną kurę — powiedział wtedy. Pod rąbkiem prześcieradła, którym lekarze medycyny sądowej przykryli Fundlinga, było widać górną krawędź rany. Otworzyli jego klatkę piersiową, a potem ponownie ją zaszyli. A przecież to, jak umarł, wydawało się jasne. Fundling wywlókł się z kliniki — nikt do końca nie wiedział, jak mu się to udało po pięciomiesięcznej śpiączce — i wpadł w szczelinę między skałami. Właśnie tam znaleźli go policjanci.

Rosa przez chwilę przysłuchiwała się, jak Alessandro i sędzia przekrzykują się na temat zmarłego, a potem wyszła bez słowa. Na parkingu wsiadła do jego samochodu, a on był tak wściekły, że kiedy wrócił, kłótnia toczyła się dalej, bez udziału Quattrini. Rosa i Alessandro nigdy na siebie nie warczeli. Ale oboje znali tony swoich głosów na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy różnica zdań groziła zamianą w poważny problem.

Od tego czasu zapomnieli już o tym spięciu. Ale on nie mógł się pogodzić z faktem, że Quattrini i jej asystenci pojawili się na pogrzebie.

Kiedy już się zbierał, by podejść do sędzi, Rosa powstrzymała go.

— Nie rób tego.

— Jestem capo Carnevarów. Moi ludzie oczekują ode mnie, że będę reagować stanowczo.

— Moim zdaniem, jeśli chcesz zrobić na niej wrażenie, załóż na głowę większy kapelusz niż ona. Ale nie wdawaj się w takie bzdury.

Iole wyrosła przed nimi jak spod ziemi.

— Przestańcie się kłócić, albo znowu będę udawać, że zemdlałam. Być może zacznę też krzyczeć.

Czarne ślady rozmazanego tuszu do rzęs schły na jej policzkach.

Rosa znów chwyciła ją pod ramię.

Alessandro z lekkim westchnieniem przeciągnął ręką po włosach Iole, pocałował Rosę w kark i ponownie ujął jej dłoń.

— Proponuję, byśmy stąd poszli. — Panterze futro cofnęło się pod jego ubranie.

Chwilę później dotarli do bramy cmentarnej. Na niewielkim parkingu stało kilka samochodów. Zakurzona droga prowadziła serpentynami w dół wzgórza. Z doliny unosił się zapach lawendy.

Nieco na uboczu stał helikopter Alcantarów, którym Iole przyleciała z Isoli Luny. Mieszkała teraz razem z Rosą, swoją nauczycielką Raffaelą Falchi i prawniczką klanu Cristiną di Santis na jałowej wyspie wulkanicznej na Morzu Tyrreńskim. Młoda pani adwokat z zapałem zajęła posadę po zamordowanym avvocato Trevinim. Po zniszczeniu palazzo Alcantara Rosa mogła wybrać każdą luksusową willę spośród licznych nieruchomości, będących w posiadaniu jej rodziny, ale lubiła tę wyspę. Poza tym dostała ją w prezencie od Alessandra. Spędzał tam z nią dużo czasu, widywali się częściej niż wcześniej.

Rosa delikatnie dotknęła ramienia Iole.

— Dasz radę?

Dziewczynka skinęła głową.

— Nie przestanę głaskać Sarcasma.

Rosa pocałowała ją w czoło.

— Jutro będę z wami.

Iole skinęła głową i ruszyła w stronę helikoptera. Pilot odłożył gazetę i włączył silnik. Iole pomachała Rosie dłonią na pożegnanie.

Stojąc ramię w ramię z Alessandrem, przyglądali się, jak helikopter się unosi i zmienia w mały punkt na bezchmurnym niebie. Przez bramę cmentarną wychodzili kolejni żałobnicy. Sędzi nie było widać. Czyżby razem z asystentami wyszła bocznym wyjściem?

— Przeszukałem pokój Fundlinga — powiedział nagle Alessandro.

Kiedy Fundling miesiącami leżał w śpiączce, Alessandro nie dotknął jego rzeczy. Pokój Fundlinga w castello Carnevare do końca pozostał zamknięty.

— Było tam dużo dziwactw. Mam je w kartonie w bagażniku.

Zaplanowali, że po pogrzebie na dzień znikną z powierzchni ziemi, uciekną daleko od klanów i interesów. Może pojadą do jakiegoś hotelu przy plaży na południowym wschodzie wyspy, będą nurkować, a potem zjedzą kolację przy zachodzącym słońcu, z widokiem na morze, słuchając cichego oddechu Afryki.

Powoli szli w kierunku jej samochodu. Antracytowy maybach Rosy lśnił na tle zakurzonego krajobrazu. Ani razu nie dotknęła już maserati ojca, chociaż, podobnie jak wszystkie samochody Alcantarów, przetrwał pożar w palazzo.

Szyby były opuszczone — ostatecznie kradzież samochodu głowy klanu zakrawała na głupotę. A jeśli ktoś chciałby podłożyć w nim bombę, i tak nie powstrzymałyby go od tego podniesione szyby.

Jej spojrzenie padło na siedzenie kierowcy. Na czarnej skórze leżała zmięta kartka.

— Czy to od niej? — Ostry oddech Alessandra zabrzmiał jak parsknięcie drapieżnego kota.

Rosa wyciągnęła papierek, zamknęła go w dłoni i przeszła za samochodem, wykorzystując go jako schronienie przed spojrzeniami ludzi na parkingu. Większość z nich sprawiała wrażenie, jakby szybko chciała stamtąd zniknąć.

Rozprostowała kartkę i przebiegła wzrokiem po kilku napisanych na niej słowach.

— Czego chce? — zapytał, podczas gdy ona wciskała kartkę do kieszeni.

— Spotkać się z nami.

— Nie ma mowy.

Wysunęła wyzywająco podbródek.

— Czy to zakaz?

— Wyłącznie zdrowy rozsądek.

— Skoro zjawia się tutaj we własnej osobie, to musi być ważne. — Chciał wejść jej w słowo, ale położyła palec na jego wargach. — Ona coś wie.

— Jest sędzią. Wie bardzo dużo o Cosa Nostrze.

— Nie to miałam na myśli. Na kartce jest nazwa miejsca i informacja, że chce z nami porozmawiać. I słowo „Arkadia”. Ze znakiem zapytania.

Ponurym wzrokiem patrzył ponad nią na cmentarz.

— Nie słyszała o tym ode mnie — powiedziała Rosa.

— Wiem.

— Albo... — Zamilkła i zagryzła dolną wargę.

— Co?

— Głodomór. Kiedy byłam u niego w więzieniu... Słyszałam, że nie pilnują go na rozkaz z samej góry. Ale być może Quattrini nie zważała na polecenia. Możliwe, że podsłuchiwała, o czym rozmawialiśmy.

Alessandro podrapał się po nosie. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ona podjęła decyzję.

— Porozmawiam z nią.

— Znowu?

— I ty też.

Parsknął pogardliwie.

— Ona wie — szepnęła gwałtownie. — O nas, o dynastiach. Nie chcesz usłyszeć, co ma do powiedzenia?

Zwinął dłoń w pięść i uderzył nią krótko i mocno w dach samochodu. Cicho wyrzucił z siebie imponujący strumień przekleństw.

— San Leo — powiedziała. — Czy to wieś? Chce się z nami spotkać pod kościołem.

— San Leo jest w górach Nebrodi. To dwie godziny stąd. Półtorej, jeśli się pospieszymy.

— Kto prowadzi?

— Kto prowadzi szybciej?

Pocałowała go, po czym jeszcze raz nachyliła się do wnętrza samochodu, wyciągnęła z uchwytu swojego iPoda i wyszła na zewnątrz.

— Twój samochód — powiedziała. — Ale moja muzyka.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...