Ukryta Królowa Księga 1

2 minuty czytania

"Ukryta królowa" Petera V. Bretta, która niedawno ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów, to przykład utworu, przy którym autor wykazał harmonię sprzeczności: pełni talentu i braku pomysłu na dzieło.

Ukryta Królowa Księga 1,okładka

W "Ukrytej królowej" pałeczkę przejmuje nastoletnie potomstwo głównych bohaterów Cyklu Demonicznego. W związku z tym, jak często to bywa, następuje pewne zwolnienie tempa wydarzeń. Budują oni bowiem mozolnie własne miano. W jakimś stopniu ciężar opowieści spada nie na rozwój bohaterów, lecz ich zmaganie się z dziedzictwem przodków. Jako, że są oni dobrze usytuowani i uprzywilejowani, są to problemy, z którymi nie sposób się utożsamić. Tymczasem rozterki bohaterów są dość wyraziście wysuwane na czoło.

Teoretycznie, w związku z tytułem, za główny wątek można byłoby uznać zagrożenie odrodzeniem się Matki Roju i powrót hord alagai, jednak fabuła wlecze się jak wyprute z brzucha jelito. Właśnie w tym tkwi przejaw dysproporcji talentu do pomysłu, bowiem czytając nie wiedziałem o czym ani po co właściwie czytam. Jest bardzo dużo relacji interpersonalnych między postaciami – to z nich biorą się w znacznej mierze też i kwestie rozterek o pochodzenie, drogę i przyszłość bohaterów – lecz są one względem pierwszych powieści z cyklu demonicznego po prostu nijakie. Wcześniej Brett sprawnie tkał tymi opisami swój świat, zaczynając go od niewielkiej wioski na uboczu. Teraz wydają się być obecne właściwie dla samego bycia, zaś główne zagrożenie jest ledwie sygnalizowane. Owszem, mógłby to być błyskotliwy przejaw jakiejś koncepcji, nie przeczę... Ale nawet jeśli był, to wyszedł marnie. Dlatego zakładam, że przegadany charakter większości treści tkwi w sztucznym przedłużaniu akcji utworu.

O ile wcześniej Brett pisał dobre powieści, tu właściwie mamy co najwyżej dobre sceny. Na plus mogę choćby zaliczyć rozdział w którym Olive rozmawia z Asome. Jednakże cała reszta przypomina jakiś rodzaj opery mydlanej w realiach fantasy. Nie mogę oprzeć się wrażeniu infantylizacji fabuły, która odeszła ze standardowej fantastyki w kierunku młodzieżowej. Tego wrażenia nie opieram jedynie przez wzgląd na wiek bohaterów, lecz całość wydaje się być po prostu mniej wymagająca od czytelnika.

W recenzji drugiego tomu Pustynnej Włóczni pisałem: "Bardzo trudno mi określić, co właściwie będzie kluczowym problemem bohaterów. Brett dotąd świetnie się odnajdywał w małych historiach. Kreował kolejne postacie, ich małe problemy, dalej je rozwijał, następnie krzyżował "swoje simsy" z innymi i tworzył określone interakcje między nimi."

Pozostając przy metaforze simsów, symulacja poszła na pełnej swobodzie decyzji komputera, a gracz zostawił tak grę na kilka godzin. Czas chyba już całe towarzystwo zagnać do basenu i wyciągnąć mu drabinkę.

Powieść "Ukryta królowa" nie jest dla wszystkich. Właściwie, wręcz przeciwnie, bowiem docenią ją wierni miłośnicy tego uniwersum, spragnieni ponownego zanurzenia się w ulubionym świecie. Zarazem jest to powrót raczej powierzchowny, który nie chwyci czytelnika za zgłodniałe serce pragnące znów spotkać swoich pupilów, lecz raczej będzie niezapadającym w pamięć umileniem czasu . O ile nie nastąpi z czasem jakiś przebłysk, wydaje się, że najważniejsze co miało powstać, już najwyraźniej powstało.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
4 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Też mam wrażenie, że seria jest już tylko dla najwierniejszych fanów, którym ja niestety jestem. Poziom fabularny spada coraz bardziej, świat robi się mega dziwny i coraz bardziej niespójny. Książka jest już kolejną z serii a autor co krok tłumaczy podstawowe pojęcia, co jest po prostu fatalne.
Będę czytał dalej, ale o ile Malowany Człowiek był super, o tyle im dalej jest gorzej, Ukryta Królowa nie jest warta polecenia komukolwiek niestety

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...