Dżusi Stern nie chce wracać do rodzinnego miasta. Nie chce, ale ciotka każe, a gdy ciotka każe, sprzeciw nie wchodzi w rachubę. Dziewczyna pakuje więc manatki, całuje w czółko chyba-ukochanego i jedzie do Wrocławia pomóc dawno niewidzianej siostrze pilnować mieszkania pod nieobecność ciotki Klary. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie robi po przybyciu na miejsce, jest wpuszczenie do środka pewnego nieznajomego. No bo kto mógł przewidzieć, że wynikną z tego takie komplikacje?!
Marta Kisiel skradła moje serce książkami "Dożywocie" i "Siła niższa". Ałtorka (pisownia celowa; twórczyni sama tak się tytułuje) zdecydowanie posiadła magiczną umiejętność pozwalającą tworzyć opowieści lekkie i szalenie zabawne, ale przy tym angażujące i zdecydowanie nie głupawe. "Toń" miała być nieco inna – trochę bardziej poważna, trochę mniej szalona. I jest taka – ale tylko trochę. Pisarka nie wyszła z wprawy, wyszło natomiast szydło z worka – Marta Kisiel włada doskonale nie tylko tajemniczymi mocami, lecz także językiem. Bawi się nim i dzięki temu jej książki są tak przystępne w odbiorze. Na scenie jest ciekawie nawet wtedy, gdy akcja znacząco zwalnia. Zresztą nie może być nudno, kiedy wszyscy bohaterowie są tak barwni.
Tak naprawdę trudno rozróżnić, które postaci są pierwszo-, a które drugoplanowe. Wiodąca życie lekkoducha Dżusi, od której wszystko się zaczyna, w pewnym momencie chowa się w cieniu wydawałoby się nudnej starszej siostry. Ta odkrywa w sobie siłę i umiejętności, o jakie nikt, nawet ona sama, nigdy jej nie podejrzewał. Swoje pięć minut dostaje też ciotka despotka. Ale nie byłoby tej powieści bez tylko pozornie mniej istotnych bohaterów – prastarego Ramzesa, idącego pod prąd rodzinnej tradycji zegarmistrza Gerda, Mojr (kto czytał "Nomen omen", zapewne skojarzy pewne wątki i postacie), prostodusznego Karolka czy upierającej się nie wiadomo dlaczego, że "ona pamięta" starej sąsiadki Bimbowej. I oczywiście bez kota, bo jest też kot. Pojawia się więc tych bohaterów bez liku, a każdy z nich jest inny, choć wszyscy bez wyjątku charakterni.
Ale – tak w zasadzie, to o co chodzi? Ano trudno opisać, bo chodzi o kilka spraw jednocześnie. Troszkę o rodzinne tajemnice. O poznawanie prawdy o sobie i bliskich. Odrobinę także o poszukiwanie skarbów. O może jeszcze o podróże w czasie. Mamy tu ostrożnie dawkowaną fantastykę wymieszaną z elementami przygodowymi. Do tego ałtorka dodała elementy zaczerpnięte z mitologii i co nieco wiedzy historycznej, a całość przyprawiła szczyptą pozytywnego szaleństwa. Wszystko bardzo ładnie się komponuje i choć nie obraziłabym się, gdyby pojawiło się więcej napięcia, a niektóre wątki zostały jeszcze rozwinięte, to mój ogólny odbiór "Toń" jest jak najbardziej pozytywny. Chyba po prostu powieści o podobnej tematyce wolę w bardziej poważnym wydaniu. Kto wie, może ałtorka pokusi się kiedyś o napisanie historii na miarę np. "Szmaragdowej tablicy"? Byłabym wniebowzięta.
W rezultacie wszystkich czarów odprawionych przez Martę Kisiel powstała bardzo udana opowieść. I choć moim numerem jeden wśród książek tej autorki pozostaje seria "Dożywocie", to i "Toń" zdecydowanie przypadła mi do gustu.
Dziękujemy wydawnictwu Grupa Wydawnicza Foksal za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz