Taniec marionetek
taniec marionetek

Żyjemy w złotej erze literatury fantasy. Opowieści o wielkich, szlachetnych czynach napisane przez zagranicznych pisarzy cieszą się ogromną popularnością. Jednak kraj nad Wisłą również ma swoje asy w rękawie pod postacią autorów, którzy wykazują duże chęci i umiejętności w dziedzinie bawienia się konwencjami. Tym razem na warsztat trafiła książka Tomasza Nizińskiego zatytułowana "Taniec marionetek".

Ostrzeżenie dla wszystkich! To nie jest historia o ratowaniu świata. Nie doświadczymy tu żadnych epickich dokonań. Nikt nie stoi na krawędzi zagłady, a największym zagrożeniem jest powiększenie zadłużenia w banku. Mimo to nie odczujemy tu ani chwili nudy i to w takim świecie właśnie lądujemy, wraz z Siódmym Regimentem z Erei, "najwytrwalszą" z kompanii najemników. I to w tym miejscu będziemy podziwiać, jak świat stacza się jeszcze bardziej.

Pierwsze opisy krainy, w której rozgrywają się wydarzenia, są bardzo konkretne. Sceną dla historii jest miasto Caellarh i jego okolice. To stolica regionu kilkadziesiąt lat wcześniej podbitego przez królestwo Erei. Nie jest to przyjemne miejsce – cały ten obszar to zaścianek, gdzie postęp powiedział dobranoc krótko po wynalezieniu rolnictwa, a do tego raz za razem, zupełnie jak w zegarze z kukułką, wybuchają kolejne powstania przeciwko okupantowi. Nikt dobrowolnie by się tu nie wybierał, ale jednocześnie miasto stanowi idealne miejsce dla powieści fantasy. Ciągłe wrzenie sprzyja podejrzanym interesom i nie brak powodów, by rozpocząć rąbaninę.

  • 1 strona
Wczytywanie...