Od kolejnej książki ze świata "Wiedźmina" nie oczekiwałem w zasadzie niczego. Saga została zakończona, zaś "Sezon burz" jasno pokazał, że twórca przespał ostatnie lata i wydana pośpiesznie "nie-kontynuacja" była strzałem w stopę. Moje nastawienie zmieniła zapowiedź "Szponów i kłów", czyli zbioru opowiadań, za którym stoją miłośnicy serii. Pojawiła się nadzieja, że ci okażą się lepsi od sławnego AS-a cierpiącego na niemoc twórczą.
Zadanie nie jest łatwe, choćby ze względu na aż jedenaście opowiadań, które zostały wyłonione podczas konkursu zorganizowanego przez redakcję "Nowej Fantastyki". W ten sposób chciano uczcić "trzydziestkę" prozy z udziałem Białego Wilka; do opisywanego tomu trafiły jedynie wyselekcjonowane teksty. Nim je poznamy, przeczytamy jeszcze zaskakujące wprowadzenie Marcina Zwierzchowskiego. Miałem okazję poznać go podczas jednego z konwentów, gdzie okazał się facetem, który nie ulega presji. Stąd też zdziwił mnie poziom przedmowy. Mamy tu odwołania zarówno do filmowej wpadki, jak też nadchodzącej produkcji od Bagińskiego, jednak końcówka jest jakby próbą podlizania się Sapkowskiemu. Czytamy, że nikt nie chce mu zabrać Geralta, że "Szpony i kły" mają jedynie odpowiedzieć zupełnie nowe historie w już poznanym świecie. W tym momencie miałem ochotę odłożyć książkę, bo przecież powstała jako dzieło fanów dla fanów a nie jako dzieło miłośników, którzy pragną przebłagać wszechmocnego stwórcę.