Strażnicy Galaktyki vol. 2

4 minuty czytania

Strażnicy Galaktyki vol. 2

Marvelowscy herosi mierzyli się już z galaktyczną odmianą nordyckich mrocznych elfów, odkrywali współczesne spiski spadkobierców nazistowskiej myśli naukowej, a także kopali tyłki w świecie metafizycznym. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że w rozwikływanie skomplikowanych problemów rodzinnych i traum z przeszłości została włączona gadająca planeta oraz rasa genetycznie zmodyfikowanych eugeników. Albo kupujesz w ciemno konwencję tego uniwersum, albo wylatujesz z hukiem z seansu. "Strażnicy Galaktyki vol. 2" to znakomita kontynuacja jazdy bez trzymanki zafundowanej przez Disneya, przy okazji twórczo rozwijająca swój kosmiczny sznyt.

Strażnicy Galaktyki vol. 2

Trzy lata po wydarzeniach, w których główną rolę grała niszczycielska moc jednego z Kamieni Nieskończoności, ekipa Strażników Galaktyki nie musi narzekać na brak intratnych zleceń. Choć "hajs się zgadza", a na kosmicznym polu walki drużyna prezentuje tak doskonałe zgranie, że nawet sam Sir Alex Ferguson mlasnąłby z zadowolenia, to kiedy opadnie bitewny kurz daleko od sielanki. W grupie solistów, gdzie każdy pragnie, aby to jego było na wierzchu, niełatwo o dobrą atmosferę. Nawet niewinny dowcip może doprowadzić do wyciągnięcia na światło dzienne dawnych zatargów i doprowadzić do rozłamu.

James Gunn skupił się na analizie ogniw łączących ze sobą ludzi, na tym co je hartuje i gdzie leży tak naprawdę siła więzi rodzinnych. O ile reżyser jest niewolnikiem konwencji, więc w napakowanym akcją blockbusterze o skomplikowanych refleksjach nie ma absolutnie mowy, to całość naprawdę trzyma się kupy i jest doskonałym pretekstem do głębszej ekspozycji głównych bohaterów. To właśnie nietuzinkowa grupa straceńców o poplątanej przeszłości stanowiła o sukcesie "Strażników Galaktyki", a w zgodzie z odwieczną zasadą sequeli – na rozwój postaci położono zdecydowanie mocniejszy nacisk. Kolejne ekranowe utarczki, wbijanie sobie szpil oraz rozważania, do jakich dochodzą herosi, prowadzą do ewolucji ekipy. Konieczności zmierzenia się z ukrytymi lękami czy nieprzyjemnego powrotu do rozdziałów życia, o których najchętniej chcieliby zapomnieć. Gunn koncentruje się na zobrazowaniu uczuć bohaterów – o ile w "jedynce" stali się oni zgraną paczką z budzącego spore wątpliwości przypadku, to w kontynuacji zmuszeni są do wzajemnego rozliczenia z przeszłością, aby stać się sobie naprawdę bliscy.

Strażnicy Galaktyki vol. 2

Na pierwszy plan wychodzi oczywiście wątek Quilla związany z poszukiwaniem ojca i odbudową relacji rodzinnych. Niestety, jest on największym zgrzytem nowych "Strażników Galaktyki". Wątek, który jest nadto przegadany – pełny zgranych, niezbyt oryginalnych i przewidywalnych kart. Powodujący spadek napięcia w takim stopniu, że wzrok widza po pewnym czasie zaczyna niebezpiecznie zmierzać w stronę zegarka. Szczęśliwie w całość udało się powtykać energetyczną wymianę uprzejmości pomiędzy Gamorą i Nebulą, Draxa wciąż uciekającego do wspomnień o utraconych bliskich czy Yondu postawionego przed wybraniem pomiędzy własnym kodeksem moralnym a kamratami spod ciemnej gwiazdy. Generalnie w tym miejscu należy ponownie mocno pochwalić Gunna – choć bohaterów jest naprawdę sporo, to każdy z nich otrzymał odpowiednią dawkę czasu ekranowego. Nikt raczej nie powinien narzekać, że jego ulubieniec został zmarginalizowany na rzecz innych postaci.

Strażnicy Galaktyki vol. 2

Nierozerwalną częścią cyklu jest humor, więc siłą rzeczy jego nie mogło zabraknąć. Są momenty, gdzie naprawdę można parsknąć śmiechem (tutaj zdecydowanie wszystkie sceny kradnie Drax, natomiast motyw przygotowania do ucieczki z pilnie strzeżonego obiektu ponownie nie zawodzi), są też sceny, w których uśmiechniemy się pod nosem (ideologia Suwerenów i poziom ich spięcia pośladków aż prosi się o niewybredny dowcip). Wszystko to oczywiście podlane rozliczną ilością smaczków, odniesień do pop-kultury z lat 80' oraz muzycznych szlagierów z tego okresu.

Warto jednak zaznaczyć, że w przeciwieństwie do tego, co mogliśmy widzieć w zwiastunach, film nie został zdominowany przez "śmieszki" i sporo tutaj mroku. Reżyser ewidentnie balansował na cienkiej granicy tego, na co sobie może pozwolić – wprost dziwi (zaskakująco pozytywnie, ma się rozumieć), że kilku scenom udało się uniknąć nożyczek disneyowskich cenzorów. Monolog, w którym Nebula zdradza nietypowe metody wychowawcze Thanosa czy moment, gdzie mały Groot zostaje bezlitośnie zgnębiony przez bandę pijanych szumowin, może zaskoczyć kinomanów uważających, że kinowy Marvel to tylko cukierkowe klimaty i rurki z kremem. Natomiast motyw egzekucji lojalistów sprawi, że na plecach pojawi się strużka zimnego potu i każe zastanowić się, czy to na pewno dobry tytuł na familijny wypad do kina. Choć wspomniane chwile przetkane są przeważnie humorystycznymi puentami, nie zmniejszą one ich ciężaru emocjonalnego. Sporo tu też scen, które chwytają za serce i spowodują, że co wrażliwsi kinomani sięgną po paczkę chusteczek. Takie atrakcje na nowych "Strażnikach Galaktyki"? Kto by pomyślał!

Strażnicy Galaktyki vol. 2

Aktorsko jest równie zacnie. Chris Pratt ponownie potwierdza, że w gatunku kina przygodowego nie ma obecnie na niego mocnych i on tutaj rozdaje karty. Zoe Saldana przekonująco sprawdza się jako kobieta, która pod maską zimnokrwistej morderczyni skrywa swój ognisty temperament, natomiast Dave Bautista wraz ze swoim niepowtarzalnym śmiechem, doskonale wchodzi w skórę prostodusznego waligóry, jakim jest Drax. Elizabeth Debicki niewątpliwie do twarzy w dziecinnych fochach oraz pysznych zachowaniach władczyni Suwerenów, Pom Klemetieff to chodząca niewinność, Karen Gillan to prawdziwy wulkan gniewu, a stare wilki jak Kurt Russel oraz Sylvester Stallone pokazują środkowy palec tym, którzy posyłali ich do lamusa. Jednak prawdziwy popis w "Strażnikach Galaktyki vol. 2" daje Michael Rooker jako Yondu. To właśnie jego postać przechodzi największą przemianę, powoduje najwięcej wzruszeń i dźwiga na sobie ogromny bagaż emocjonalny filmu – duża w tym zasługa aktora.

Efekty specjalne? No dalej, piszemy tu o filmie ze stajni Disneya. Wszystko jest tutaj dopieszczone do prawdziwej perfekcji. Scenerie charakteryzują się pietyzmem, mają swój klimat i nawet najwięksi malkontenci mieliby problem, aby zacząć kręcić nosem. Starcia, zarówno w kosmosie, jak i na powierzchni to widowiskowy artyzm. Kostiumy śmiało mogą walczyć o Oscara.

Oprawa muzyczna również zasługuje na najwyższy wymiar szacunku. Choć Tyler Bytes nie jest może natchnionym geniuszem, to jego kawałki świetnie dopasowują się do klasycznych utworów Fleetwood Mac czy Sweet. Adaptacja muzyki do klimatu i tempa akcji zwyczajnie w świecie miażdży. "Awesome Mix Vol. 2" także będzie rozchwytywaną pozycją – matka Quilla miała gust.

Strażnicy Galaktyki vol. 2

I choć drugie podejście do tematu "Strażników Galaktyki" raczej nie przekona do siebie tych, którzy wcześniej patrzyli z ukosa na przygody nietypowej drużyny najemników, to wzmocni tylko uwielbienie wśród oddanych fanów marki. Gunnowi nie udało się uniknąć kilku potknięć charakterystycznych dla sequeli, a więc czasem można wyczuć zmęczenie materiałem, jak i całym konceptem kinowego uniwersum Marvela, to nie przygniótł go własny sukces, a także fanatyczne uwielbienie do materiału bazowego (Zack Snyder może mu tutaj buty lizać). Druga część twórczo rozwija wątki napoczęte w otwarciu sagi. Stawia na ewolucję i zaskoczenia, przy czym równocześnie nie traci swojej tożsamości. Marvel nadal w formie, a ja to wciąż chętnie kupuję.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
7.7 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...