Terry Pratchett – autor poczytnej serii o Świecie Dysku, mistrz groteski, szermierz przewrotności, prześmiewca i wnikliwy obserwator ponownie udowadnia, że nie brakuje mu świetnych pomysłów na kolejne książki. Jeśli wydaje się wam, że po napisaniu blisko 30 książek osadzonych w jednych realiach, pozostaje już tylko powtarzać pewne schematy, to macie rację, wydaje się wam.
„Straż Nocna” to powieść poświęcona chyba jednemu z najciekawszych zestawów bohaterów w Świecie Dysku – straży miejskiej. Jednak tym razem autor pokusił się o zastosowanie pewnego sprytnego wybiegu, który sprawia, że możemy poznać naszych strażników od zupełnie innej strony…
Wszystko zaczyna się od niefortunnej obławy na psychopatycznego mordercę Carcera, który po zabiciu człowieka na środku targowiska w południe, gotów byłby jedynie zapytać z wyrazem najszczerszego zdziwienia na twarzy: „a to coś złego?”. Obławy dosyć niezwykłej, bo toczącej się na dachu biblioteki Niewidocznego Uniwersytetu… podczas burzy. Dobrze myślicie, że to nie może wróżyć nic dobrego. Jeden piorun sprawia, że Sam Vimes i Carcer zostają rzuceni w przeszłość. A przeszłość Ankh-Morpork to wbrew pozorom czasy jeszcze mroczniejsze i groźniejsze niż te, które było nam dane do tej pory poznać. Wystarczy tylko powiedzieć, że znana nam dobrze straż to banda nieudaczników, obiboków i skorumpowanych cwaniaczków.
Tym sprytnym zabiegiem Pratchett daje nam możliwość zgłębienia historii Straży i dowiedzenia się więcej o dawnych dziejach miasta. Głównym bohaterem jest oczywiście Sam Vimes i to występujący w podwójnej roli. Więcej nie zdradzę, by nie psuć wam frajdy czytania. Poza nim spotkamy pewnego sprytnego i zaradnego chłopaka rasy prawie ludzkiej (tak, tak, o Nobbym mówię), Colona, Haveloka Vetinariego, panią Palm, sympatycznego Lu-Tze oraz Dibblera. Dzięki takiej retrospektywnej teraźniejszości, dowiemy się, kim był patrycjusz, nim objął władzę, jak powstała gildia szwaczek oraz zgłębimy pokrętne losy początków straży miejskiej w podwójnym mieście. Żeby nie było za nudno, to weźmiemy jeszcze udział w małej wojnie domowej, w której wyjątkowo trudno będzie wskazać tę 'właściwą' stronę barykady.
Z zadowoleniem zauważam, że książka jest bardzo jednolita jeśli chodzi o wartkość fabuły i odpowiednie nasycenie ‘esencją Pratchettowską’. Już niejednokrotnie zdarzało mi się, że czytając jakąś książkę, pierwsze kilka rozdziałów wciągało jak porządne bagno, ale już następne traciły swoją magię i tylko napędzały fabułę, z rzadka prezentując błyskotliwość autora. Tymczasem „Straż Nocna” pod tym względem prezentuje się znakomicie. Fabuła trzyma w napięciu cały czas i sprawia, że zarówno pierwsze jak i ostatnie rozdziały czytamy z takim samym zapałem. Humorystyczne wstawki, groteskowe opisy i elementy charakterystyczne dla kina komediowego (T.P. lubuje się w ‘filmowaniu’ za pomocą słów) są wymieszane w równych proporcjach z momentami refleksyjno-filozoficznymi i pchają fabułę do przodu.
Cofnięcie akcji książki w czasie, w stosunku do całego cyklu sprawia, że ponownie możemy obserwować Vimesa takim, jakim go chyba lubimy najbardziej. To znowu nasz dobry sierżant patrolujący nocne ulice miasta, a nie możny diuk z całą tą straszną i obłudną polityką na swojej głowie. Mimo, że nie uświadczymy tutaj ani Marchewy, ani Detrytusa, to widok Sama robiącego znowu użytek z miecza i pięści, skutecznie nam to wynagradza. Podobnie możliwość obejrzenia, jak banda nieudaczników z posterunku na Kopalni Melasy po raz pierwszy w swoim życiu chce (albo, by być dokładnym: postanawia) zrobić coś dobrego sprawia, że łatwiej nam zrozumieć dlaczego znana nam straż jest tak skuteczna.
Jak to zawsze bywa, książki Pratchetta to nie tylko ukazanie naszego świata w krzywym zwierciadle, ale również próba pokazania pewnych głębszych zasad nim rządzących. W „Straży Nocnej” autor obrazuje przede wszystkim mechanizmy władzy, dowodzenia jak i… nazwijmy to – problem bohaterstwa. Sam Vimes walczy z przeznaczeniem i swoim własnym sumieniem, zmaga się ze złem tkwiącym w nim samym i w otaczającym go świecie. Bohaterstwo strażników okazuje się być nie zrobieniem tego co słuszne i odpowiednie, tylko „wykonaniem pracy, której wcale nie musieli wykonać”. Poza tym, chyba po raz pierwszy możemy się spotkać z tak otwartą krytyką jakiegoś zjawiska w książce o Świecie Dysku, jaką jest potępienie Niewymownych, czyli rodzaju tajnej policji – służb specjalnych, których jedną z ulubionych metod zdobywania zeznań są tortury. Skąd my to znamy…
Jednak bądźcie spokojni. „Straż Nocna” to ciągle książka o świecie pełnym paradoksów, a nie rozprawka filozoficzna. Sięgajcie po nią spokojnie będąc pewnymi, że to kawał dobrej literatury i tego, co u Pratchetta najlepsze. Zatem, kto żartował sobie z Vetinariego? Dlaczego szwaczka w Ankh-Morpork zarabiała więcej niż damy negocjowalnego afektu? Czy Sam Vimes zostanie szczęśliwym ojcem, czy utkwi w przeszłości ze swoim młodszym wcieleniem? Kto jest największym postrachem ulic Ankh i dlaczego są to akurat dwie ciotki? Ile noży ma zawsze przy sobie Carcer? I co z tym wszystkim mają wspólnego mnisi historii i bez? Chyba wiecie już gdzie szukać odpowiedzi.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz