"Starcraft II: Wings of Liberty" to kontynuacja legendarnej strategii czasu rzeczywistego autorstwa samego Blizzard Entertainment. Pierwsza część gry zyskała na świecie ogromną popularność, a jej rewelacyjny tryb multiplayer sprawił, że w pewnych zakątkach naszego globu (głównie w Korei Południowej i innych krajach azjatyckich) rozgrywki sieciowe za pośrednictwem Battlenetu urosły do rangi sportu narodowego. Mimo kilkunastu lat na karku, "Starcraft" ciągle przyciąga miliony graczy i cieszy się niesłabnącą popularnością. Do dziś wiele osób zastanawia się, co tak naprawdę wyróżniło ten tytuł i pozwoliło mu tak długo przetrwać w pamięci graczy. Produkcja Blizzard Enterteinment, która ukazała się na świecie w 1998 roku, na zawsze zmieniła oblicze wszystkich RTS-ów. Oferując graczom wiele innowacyjnych rozwiązań, spodobała się im tak bardzo, że większość z nich jest obecnie standardem dla gier całego gatunku. Rozgrywka w "Starcrafcie" była przede wszystkim bardzo dynamiczna i nieprzewidywalna. Twórcom udało się dokonać niemal niemożliwego – stworzyli trzy zupełnie odmienne, aczkolwiek świetnie zbalansowane rasy. Uzbrojeni po zęby Terranie, niezwykle zaawansowani technologicznie Protossowie, czy krwiożerczy Zergowie – te trzy rasy pamięta chyba każdy, kto miał jakikolwiek kontakt z opisywanym dziełem. Wielu ekspertów branży uważa, że pod tym względem gra była tak bardzo bliska ideału, że do dzisiejszego dnia nikomu nie udało się powtórzyć tego osiągnięcia. Zdecydowanie najmocniejszą stroną pierwowzoru był przełomowy tryb multiplayer, który wyróżnił ten tytuł spośród całej gamy RTS-ów. W kontynuacji również zadbano o to, by rozgrywki sieciowe stały na jak najwyższym poziomie. W tej recenzji przyjrzymy się jednak kampanii dla jednego gracza, która przedstawia się równie interesująco.
Kontynuacja najbardziej znanej strategii czasu rzeczywistego na świecie wzbudzała wiele emocji jeszcze przed dniem swojej oficjalnej premiery. Wielu starszym graczom bardzo nie spodobał się pomysł wydawania „dwójki” w trzech oddzielnych częściach, co było początkowo odbierane jako typowy „skok na kasę” ze strony wydawcy. Dopiero późniejsze wyjaśnienia na temat złożoności drugiej części "Starcrafta" (WoL opowiada tylko historię Terran) nieco uspokoiły rozgoryczonych fanów serii. Kolejnym mankamentem stała się dosyć wygórowana cena, ale to raczej standard w przypadku gier Blizzarda, które zawsze wyróżniały się ponadprzeciętną jakością.
Fabuła „Wings of Liberty” jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń mających miejsce w pierwszej części gry i jej dodatku „Brood War”. Opowiada o dalszych losach Jima Raynora – szeryfa ludzkiej kolonii Mar Sara, który był jedną z najważniejszych postaci biorących udział w tamtej historii. Warto w tym momencie dodać, że nowe przygody terrańskiego rebelianta są przedstawione w sposób bardzo przystępny dla osób, które nigdy nie miały do czynienia z oryginałem. Już podczas instalacji program uroczy nas krótkim streszczeniem wydarzeń poprzedzających kampanię „Wings of Liberty”. W nowej historii nie zabraknie kilku starych znajomych, takich jak żądny władzy imperator Arcturus Mengsk, bezpardonowy żołnierz Tychus, mroczny templariusz Zeratul czy dawna miłość Raynora – Kerrigan, która stała się przerażającą Królową Ostrzy – przywódczynią krwiożerczych Zergów. Utrata ukochanej kobiety bezpowrotnie zmieniła życie Jima. Obecnie jest pogrążonym w depresji alkoholikiem, który utracił swoją dobrą reputację w wyniku działań dywersyjnych przeciwko siłom Dominionu Mengska. W tych oto niesprzyjających okolicznościach wkraczamy do rozgrywki, aby dokonać zemsty na złowieszczym imperatorze i uwolnić ludzi od jego dyktatury.
Na początku dysponujemy tylko znanym już z poprzedniej części statkiem, Hyperionem, i dosyć skromną załogą. W tym momencie pojawia się kilka rozwiązań, które są absolutną nowością w grach z serii "Starcraft". Chodzi tu głównie o bardzo rozbudowaną otoczkę fabularną i wiele nowych elementów rozgrywki, pojawiających się pomiędzy kolejnymi misjami, które do złudzenia przypominają te znane z współczesnych gier action-RPG, takich jak "Mass Effect". Kolejną nowością jest na przykład możliwość zwiedzania naszego statku i swobodnego konwersowania z członkami załogi. Mamy tutaj okazje do odwiedzin Mostka, Zbrojowni, Kantyny i Laboratorium. Mostek jest punktem strategicznym całego Hyperiona, gdzie dokonujemy wyboru kolejnych misji i możemy przeglądać podsumowanie naszej dotychczasowej działalności. Twórcy zapewnili nam dużo swobody w kolejności wykonywania poszczególnych misji. Zlecenia są podzielone na główne i poboczne. Te pierwsze nieuchronnie zbliżają nas do wielkiego finału rozgrywki, natomiast misje opcjonalne pozwalają uzyskać nowe jednostki i środki, które mogą być przeznaczone m.in. na ulepszanie uzbrojenia, budowli czy zatrudnienie niezwykle przydatnych najemników. Następną nowością jest możliwość przeprowadzania badań nad technologią Zergów i Protossów, pod warunkiem uzbierania odpowiedniej ilości artefaktów każdej z ras, które zdobywamy w trakcie kolejnych misji kampanii. Dzięki różnorodności dostępnych ulepszeń, gra oferuje wiele konfiguracji naszej armii i nigdy nie narzuca jedynej, słusznej drogi do zwycięstwa. Opcji jest naprawdę wiele, szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę dużą liczbę misji – aż 26. Co ciekawe, nie uświadczymy tutaj klasycznych map w stylu „zbuduj armię i zniszcz przeciwnika”. Każda misja jest na swój sposób unikalna, za co należą się twórcom gromkie brawa. Jednym razem przyjdzie nam na przykład napadać na pociąg z zaopatrzeniem, a innym zdemolujemy wnętrze bazy Mengska za pomocą uprowadzonego wcześniej mecha oblężniczego. Dodatkowo, w kilku przypadkach, będziemy zmuszeni podejmować decyzje, które zadecydują o dalszym przebiegu wykonywanych misji. Dzięki takiemu rozwiązaniu, rozgrywanie kampanii dla jednego gracza po raz kolejny wcale nie musi być nudne i powtarzalne. Oprócz standardowych „erteesowych” misji trafi nam się też kilka „rodzynków”, kiedy gra nabierze prawdziwie roleplayowego klimatu. W jednym z takich etapów będziemy np. przemierzać wielopoziomowe gniazda Zergów, mając do dyspozycji jedynie Raynora wspieranego przez grupę wyspecjalizowanych towarzyszy. Dodatkowym atutem trybu single player będzie krótka minikampania Protossów o losach wspomnianego już Zeralula, która została świetnie wkomponowana w historię Terran i jest jedynie przedsmakiem tego, co zobaczymy w ostatniej części trylogii.
Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to nie odbiega ona znacznie od tego, co widzieliśmy w pierwszej części cyklu. Wszystko opiera się dobrze znanych schematach i trzech świetnie zbalansowanych rasach. Oczywiście pojawią się również zupełnie nowe jednostki, jednak ich obecność nie wpływa bezpośrednio na obraz rozgrywki. Terranie wzbogacili się m.in. o Vikingi, czyli połączenie statku przeciwpowietrznego i naziemnego mecha oblężniczego, czy niezwykle przydatne w trakcie pościgów pojazdy Diamondback. Protossi zyskali cenne wsparcie ogniowe w postaci ogromnych i bardzo wytrzymałych Kolosów, a także niezwykle skuteczne statki Void Ray. Trzeba przyznać, że gra oferuje bardzo przyzwoitą oprawę graficzną, która z pewnością przetrwa próbę czasu. Pod tym względem wyraźnie widać, że twórcy gry nie chcieli wyprodukować wizualnego arcydzieła, a skupili się nad osiągnięciem przystępnych wymagań sprzętowych, aby umożliwić dostęp do swojego tytułu jak najszerszej grupie odbiorców. Dodatkowo, w trakcie rozgrywki, zobaczymy liczne scenki renderowane na silniku gry nadające grze nieco filmowy klimat, znany chociażby z wspomnianego wcześniej "Mass Effecta". Szczególnie pozytywne wrażenie robi tutaj niezwykłe odwzorowanie mimiki twarzy i gracja, z jaką poruszają się postacie. Równie dobrze jest w przypadku przerywników, które, wzorem poprzednich gier Blizzarda, wyglądają po prostu obłędnie. O ile oprawa graficzna stoi na przyzwoitym poziomie, to sama muzyka i udźwiękowianie gry wypadają tutaj po prostu fenomenalnie. Wzorem poprzedniej części, odgłosy jednostek są dobrane wręcz perfekcyjnie, a do pracy lektorów, wypowiadających kolejne kwestie nie sposób się przyczepić. Muzyka jest bardzo zróżnicowana i świetnie oddaje klimat poszczególnych misji. W ścieżce dźwiękowej znajdziemy zarówno nastrojowe, epickie hymny, jak i ciężkie, zagrzewające do boju utwory.
Na koniec wypadałoby jeszcze wspomnieć kilka słów o rodzimej wersji. Niestety, jak to bywa w przypadku wielkich tytułów trafiających na nasz rynek, nie obyło się tutaj bez dokonania pełnej polskiej lokalizacji. Pomimo wielkich starań, polskiemu wydawcy nie udało się nawet zbliżyć do poziomu, jaki prezentuje oryginał. Jest to naprawdę smutne, bo to już nie pierwszy (i zapewne nie ostatni) przypadek, w którym wspaniała gra zostaje na siłę dostosowywana do potrzeb krajowego klienta, tracąc przy tym jeden ze swoich największych walorów, jakim jest tutaj świetna gra aktorska amerykańskich odtwórców Raynora i spółki. Wielka szkoda, że nie skończyło się na zwykłej, kinowej lokalizacji, która byłaby w zupełności wystarczająca. Na szczęście, po rejestracji gry na Battlenecie, dostaniemy możliwość pobrania dowolnej wersji językowej tytułu.
"Starcraft II: Wings of Liberty" na pewno nie jest rewolucją w gatunku na miarę swojego poprzednika, a jedynie jego twórczym rozwinięciem. Mimo niewielu innowacyjnych rozwiązań, trudno tej grze zarzucić wtórność i nieoryginalność. Wygląda na to, że panowie z Blizzard Entertainment wyszli z bardzo racjonalnego założenia, że nie ma sensu wprowadzać rewolucyjnych zmian w grze, która była uważana za niemal idealną. Dzięki temu "Starcraft II: WoL" jest prawdziwym RTS-em i żywym dowodem na to, że produkcje z tego gatunku ciągle mogą być atrakcyjne dla współczesnego gracza i są w stanie konkurować z największymi hitami innych gatunków. Malkontenci z pewnością doszukają się w tym tytule pewnych niedociągnięć i zarzucą mu wtórność, jednak dla mnie ta gra jest dokładnie tym, czego się spodziewałem po tych długich 12 latach. Parafrazując słowa Jima Raynora: „są pewne rzeczy, na które warto czekać”.
Plusy
- To ciągle stary, dobry Starcraft!
- Nowy Battlenet!
- Nowa szata graficzna.
- Dynamiczna rozgrywka.
- Cała masa nowych ulepszeń.
- Ciekawe jednostki.
- Świetne przerywniki.
- Zróżnicowane misje.
Minusy
- Polska lokalizacja.
- Cena.
Komentarze
Dodaj komentarz