Pomimo upływu lat pierwszy sezon serialu "Star Trek", którego emisja rozpoczęła się w 1966 roku, wciąż trzyma się zaskakująco dobrze. Owszem, uproszczenia, braki budżetowe, starodawna scenografia oraz niska dynamika mogą razić współczesnego odbiorcę. Pośród tych bolączek wynikających bezpośrednio z wieku produkcji wyłania się obraz bardzo dobrej fantastyki naukowej, nieodmiennie przykuwającej do ekranów. Czy w podobnym tonie można się wypowiadać o komiksie?
"Star Trek: Rok piąty" opowiada o wydarzeniach następujących po trzecim sezonie klasycznego "Star Treka". Załoga USS Enterprise, na czele z kapitanem Kirkiem, oficerem naukowym Spockiem, doktorem Bonesem i porucznik Uhurą, zakańcza swą kilkuletnią podróż po kosmosie, aby wrócić na Ziemię. Powrót nie przebiega tak gładko, jak mogliby sobie tego życzyć załoganci okrętu. Koniec pięcioletniej misji przyniesie im bowiem równie niebezpieczne przygody, co w serialowym pierwowzorze.
Całość skonstruowana jest z rozdziałów, poniekąd odpowiadających odcinkom. Każdy z nich przedstawia osobną historię, lecz jednocześnie kilka wątków trwa przez więcej niż jedną część. Tak też ma się sytuacja z pewnym Tolianinem, młodym przedstawicielem rasy cechującej się krystaliczną strukturą ciała. Załoga USS Enterprise ratuje go z masakry i postanawia nie przekazywać przywódcom jego gatunku z obawy przed tym, że informacje o sprawcach doprowadzą do eskalacji konfliktu. W międzyczasie porucznik Uhura próbuje wymyślić sposób komunikacji z Tolianinem. To jednak zaledwie początek, ponieważ na przestrzeni całego komiksu Kirk i spółka stają naprzeciw wielu różnym wyzwaniom, które w najlepszych momentach nie odbiegają poziomem od tych serialowych. Sztab scenarzystów wykonał zresztą kawał świetnej pracy i oddał atmosferę USS Enterprise, podział ról wśród głównych bohaterów i tę od zawsze cechującą przygody załogi chęć rozwiązywania każdego konfliktu drogą pokojową. Nie zabrakło tak ikonicznych elementów jak chłodne, podporządkowane logice rozumowanie Spocka, rzucane w jego kierunku niewybredne i kąśliwe uwagi Bonesa, kapitana Kirka niejednokrotnie wysuwającego się na pierwszą linię i biorącego odpowiedzialność za losy podkomendnych czy słynnego ustawiania fazerów na ogłuszanie. Charakterystyczne motywy wpleciono w fabuły o nieznanych miejscach, istotach i zjawiskach, jakie powinny znaleźć uznanie w oczach większości miłośników fantastyki naukowej. Cieniem na udanym zbiorze kładzie się rozdział z ryboświatem, któremu nomen omen brakuje ikry, ale to jedyna bolączka warstwy scenariuszowej.
Nieco słabiej prezentuje się strona rysunkowa, choć na podobne franczyzy zawsze warto spojrzeć z przymrużeniem oka. W porównaniu do chociażby nowych serii komiksowych "Star Wars" na polskim rynku "Rok piąty" ma się o niebo lepiej. Rysownicy oddali fizjonomię bohaterów pierwszego serialu, zupełnie nieźle poradzili sobie też ze zobrazowaniem niejednokrotnie obfitujących w dialogi scen. Co prawda, jeśli szukacie widowiskowych kadrów, to nie ten adres, ale to wciąż przyzwoita rzemieślnicza robota.
Zbiór historii o ostatnim roku misji, w którym USS Enterprise odbywa podróż powrotną, zaliczam w poczet najprzyjemniejszych zaskoczeń czytelniczych bieżącego roku. W ostatnich miesiącach z niemałym zaciekawieniem odświeżyłem pierwszy sezon serialu "Star Trek" i podczas lektury "Roku piątego" z lubością stwierdziłem, że autorom udało się opowiedzieć ciekawe, pasujące do "Star Treka" fabuły i oddać atmosferę oryginału.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz