Star Trek IX: Rebelia

4 minuty czytania

Zawsze uważaj, czego sobie życzysz, bo niektóre pragnienia mogą się spełnić ze wszystkimi ich następstwami: tymi dobrymi, jak i złymi. O ile trudno było się przyczepić do "Pierwszego kontaktu" i kawału znakomitej roboty, jaką odwalił Jonathan Frakes (perfekcyjne zbalansowanie akcji, humoru oraz elementów sci-fi), to znalazły się osoby, które kręciły nosem na to, iż film nie wychodził poza utarte schematy, pochylając się nad wątkami, jakie znaliśmy od dawna. Był zbyt bezpieczny, natomiast "Star Trek" zawsze słynął z odwagi, nigdy nie bał się przekraczać nowych horyzontów i brać się za trudne tematy, nawet jeżeli w procesie twórczym trochę pobłądzono.

Star Trek IX: Rebelia

Reżyser oraz jedna z głównych gwiazd produkcji, uważnie słuchał tych wszystkich komentarzy i zdecydował się coś z tym zrobić. "Rebelia" wraca do korzeni "Star Treka", znacząco obniżając tempo akcji (choć i tej w filmie nie brakuje) oraz stara się zadawać fundamentalne pytania związane z kwestią przesiedleń i tego, czy dobro wielu faktycznie stoi wyżej od szczęścia nielicznych. Z jakim skutkiem?

Star Trek IX: Rebelia

Schyłek XXIV wieku, Federacja coraz mocniej popada w kryzys. Pyrrusowe zwycięstwa nad Borg oraz Dominum powodują, że osłabiona frakcja szuka sojuszników wszędzie i poddaje w wątpliwość swoje najważniejsze prawa. Czy w dzisiejszych, niełatwych czasach stać ją na taki luksus jak Pierwsza Dyrektywa, czyli bezwzględny zakaz ingerencji w rozwój innych cywilizacji? Admiralicja ma wątpliwości, a Jean-Luc Picard staje przed równie ciężkimi dylematami, albowiem jedna z nowoodkrytych planet, znajdujących się na terytorium Federacji, ma niemalże boskie właściwości. Jej atmosfera powoduje regenerację obumarłych komórek – ciało nie ulega procesowi starzenia, wręcz cofa się do czasów nastoletnich, a martwe lub niesprawne organy cudownie odżywają. Problem w tym, że na powierzchni globu żyje pokojowo kilkusetosobowa kolonia osadników, niewadząca zupełnie nikomu. Kapitan musi zdecydować, czy jawnie sprzeciwić się rozkazom Federacji, która wszczęła procedurę przetransferowania tubylców i odkrycia tajemnicy "wiecznej młodości" (co może doprowadzić do całkowitego zrujnowania ekosystemu planety). Lojalność względem ojczyzny i przyszła kariera kontra zasady moralno-etyczne. Nie trzeba być omnibusem, aby wiedzieć, za czym opowie się Picard.

Star Trek IX: Rebelia

"Rebelia" ma miejsce w niełatwym okresie dla ludzkości, a to zawsze moment, gdy stawia się pod znakiem zapytania podstawowe pryncypia. Czy warto poświęcić styl życia sześciuset ludzi dla ratowania dawnej świetności miliardów istnień? Wielu wykrzyczy w tym momencie: "no jasne, przecież tu chodzi o dobro wspólne!". Czy jednak nasza cywilizacja nie działała tak od wieków? Zabijaliśmy i mordujemy wciąż ludzi w imię egoistycznych przekonań, mylnych interpretacji religijnych tekstów czy zwiększania naszej przestrzeni życiowej. Zawsze znajdziemy dobre i szlachetne "powody", aby poświęcić cudze szczęście dla własnej wygody. Właśnie w takich momentach nie powinno się przymykać oczu, trzeba robić to, co należy, i nie uświęcać celami środków. Bo łatwo wcielać się w arbitra moralności, gdy jesteśmy syci, silni, a także zgrywa się to akurat z planami na niedzielne popołudnie. Prawdziwą wartość przyzwoitości pokazuje się jednak dopiero wtedy, kiedy jesteśmy na kolanach, mając sporo do stracenia. Bo tylko zasady oddzielają nas od błota pod naszymi stopami, a złamanie ich spowoduje, że nie będziemy różnić się od tych, których kiedyś pouczaliśmy. Podobnie jest w przypadku Federacji – w "Rebelii" to ona jest wątpliwa moralnie i brata się z personami spod ciemnej gwiazdy, a załoga Enterprise wciela się w outsiderów, wyklętych, ostatnich sprawiedliwych – ludzi uosabiających szlachetne wartości, jakimi kierowali się założyciele tej frakcji. Właśnie w tych scenach dziewiąta część zgarnia najwięcej punktów.

Star Trek IX: RebeliaStar Trek IX: Rebelia

Niestety, ponownie wepchnięto mnóstwo obyczajowych i zbędnych zapychaczy. Całość strasznie się wlecze i odwraca uwagę od ciekawszych rzeczy. Wątek romansowy Picarda oraz próby nawiązania przyjaźni przez Datę z młodocianym tubylcem są wpychane totalnie na siłę, przez co absolutnie nieprzekonujące. Ogląda się to na Star Trek IX: Rebeliazimno, bez jakichkolwiek emocji. Podobnie z humorem, a żarty o jędrnych cyckach czy klingońskich pryszczach są poniżej godności filmu poruszającego tak poważny temat, że już nie mówiąc o całej marce. Po co?!

Trudno też o dobrego antagonistę. F. Murray Abraham jako Ru'afo to postać ciągle miotająca się po kadrze. Enigmatyczna persona, która w zamyśle miała wzbudzać niepokój zmieszany z respektem, wywołuje raczej uśmiech politowania swoimi ciągłymi fochami oraz idiotycznym wręcz zaślepieniem. Admirał Dougherty (w tej roli Anthony Zerbe) to strasznie miękkie kluchy. Facet wygląda, jakby bał się własnego cienia, daje sobą manipulować niczym przygłupie dziecko i każe nam się zastanawiać, jak ktoś taki mógł dochrapać się tak wysokiego stanowiska, aby już nie pisać o włączeniu go w jakiekolwiek konspiracyjne działania. Gdzie mu do Brocka Petersa i jego admirała Cartwrighta, który doskonale pokazał, jak powinien wyglądać spiskowiec gotowy na wszystko.

Star Trek IX: Rebelia

Zresztą, jak już mogliście się domyślić, aktorsko jest raczej słabo. Patrickowi Stewartowi ponownie brakuje mocnych kwestii, które całkowicie ukazałyby jego olbrzymi talent i dały ciekawemu przekazowi "Rebelii" sporego kopa. Donna Murphy jako Anij to ładna wydmuszka, strzelająca obdartymi z emocji frazesami jak z karabinu maszynowego. Bohater Brenta Spinera został zepchnięty na margines, na czym na równi ucierpiał aktor, jak i film. Za to świetny jest Jonathan Frakes i w tej części jego Riker nie ogranicza się tylko do śmieszkowania, lecz bierze udział w dramatycznych scenach, a co wyczynia na mostku kapitańskim, to już czysta poezja.

Pod względem efektów specjalnych jest nieźle. Potyczki w kosmosie robią wrażenie, podobnie jak kosmiczne scenerie będące dla nich tłem. Trochę gorzej jest na powierzchni, gdzie urządzenia służące do namierzania niepokornych tubylców rażą totalną sztucznością, a niektóre rekwizyty (jak kamulec, który podnosi Data w jednej ze scen) budzą śmiech. Za muzykę znów wziął się Jerry Goldsmith, więc nie może dziwić, iż to jeden z lepszych elementów filmu. Tym bardziej, że dziewiąta część doczekała się zdecydowanie większej ilości świeżych kawałków, które znakomicie komponują się z tym, co dzieje się na ekranie. Na uznanie zasługuje również świetne wykonanie jednego z wiktoriańskich utworów Gilberta i Sullivana przez Stewarta oraz Spinera.

Star Trek IX: Rebelia

Niełatwo jest ocenić "Star Trek IX: Rebelia". Z jednej strony kwestia, jaką podnosi film, jest celna, nadal aktualna oraz prowadzi do niełatwych refleksji. Z drugiej – znajdziemy tutaj typowe bolączki trapiące filmowe przygody załogi "Następnego pokolenia", przez co jest to trochę produkcja dla ludzi wytrwałych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że większość założonych planów nie została wypełniona, a jeżeli wytniemy ciekawy wątek etyczny, nie zostaje nam praktycznie nic poza chłodną obojętnością. Meh...

Ocena Game Exe
5.5
Ocena użytkowników
5.5 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...