Star Risk, Sp. z.o.o.

3 minuty czytania

Muszę otwarcie przyznać, że książka Star Risk, Sp. z.o.o. jest moim pierwszym kontaktem z twórczością niejakiego Christophera Buncha, weterana wojny wietnamskiej oraz dziennikarza, którego teksty pojawiały się chociażby w czasopiśmie „Rolling Stone”. Nieżyjący już dziś pisarz zostawił po sobie całkiem bogaty dorobek artystyczny, obejmujący ponad trzydzieści powieści, skupiających się przede wszystkim na militarnym aspekcie fantastyki naukowej. Dom Wydawniczy Rebis od kilku lat, z co prawda sporym poślizgiem, acz skrupulatnie, przybliża nam twórczość Amerykanina i po serii „Sten” oraz „Ostatni Legion” tym razem przyszedł czas na jego najświeższy i zarazem ostatni cykl – „Star Risk”.

Czym jest tytułowy Star Risk, Sp. z.o.o.? To nowy gracz na rynku międzygalaktycznych firm ochroniarskich, pełen wyrachowanych najemników i rozczarowanych zawodowych żołnierzy, których kariera niekoniecznie potoczyła się tak, jak to sobie zamarzyli. Wszechświat aż trzęsie się od bandytyzmu, krwawych dyktatur, wojen domowych czy korupcji, toteż widoki na przyszłość spółki przedstawiają się nie najgorzej, nie? Błąd! Bo choć perspektywa emerytury na jakiejś tropikalnej planecie i raczenia się wysokoprocentowymi napojami jest o wiele lepsza niż świecenie gołym tyłkiem z kilkoma błyszczącymi medalami oraz spożywanie „szwedzkich konserw”, to biznes, w którym przetrwać mogą tylko najtwardsze jednostki. Tym bardziej że korporacja Cerberus, która jest monopolistą na rynku, bardzo nie lubi konkurencji i niczym Microsoft nie zawaha się podłożyć jej brudnej świnki (sabotaż, puszczenie z dymem siedziby, zabójstwa, czarna propaganda), o ile nadarzy się tylko okazja, a co za tym idzie, zazdrośnie strzeże swojego terenu, jak pies swojej budy.

Dlatego też ekipa „Star Risk” zmuszona jest z początku do szantażu i „niecnych gierek”, aby uzyskać pierwsze kontrakty oraz renomę w galaktyce. Różnymi chwytami poza granicami prawa udaje im się w końcu uzyskać zlecenie wydane przez przedsiębiorstwo górnicze Transkootenay Mining oraz rząd systemu Foley. Ktoś niweczy plany wydobywcze i morduje górników w bogatym w surowce, pobliskim układzie asteroid. Bandyci? Zawistni sąsiedzi? Kto wie… Zadanie jest proste – dowiedzieć się, kto jest tajemniczym nieprzyjacielem i raz na zawsze go wyeliminować. Sęk w tym, że to, co wydaje się z pozoru jasne i przejrzyste, z czasem staje się krętą ścieżką prowadzącą do mętnego i cuchnącego zgnilizną bagna.

Zanim jednak ruszyłem swój leniwy zadek i ku uciesze Redaktora Naczelnego zabrałem się w końcu za napisanie tego tekstu, postanowiłem poszukać dodatkowych informacji oraz uzupełnić swój nikły stan wiedzy o stylu pisarskim Christophera Buncha. W mojej ocenie końcowe wnioski okazały się niespecjalne zaskakujące i niezbyt pozytywne dla autora (choć z drugiej strony, co kto lubi). Trzymanie się utartej ścieżki i ogólnie przyjętej konwencji, nieskrępowana akcja kosztem utraty głębi fabularnej czy chociażby absolutny brak głębszych przemyśleń i refleksji bohaterów… Nie czegoś takiego oczekuję od literatury fantastyczno-naukowej, a „Star Risk” dopasowuje się do tego schematu idealnie niczym dłoń do rękawiczki.

Oczywiście Bunch, na pohybel schematom, wystawia ciężką artylerię, która całkiem skutecznie zaciera pewien niesmak, jaki niesie za sobą książka. Na pierwszy ogień idą bohaterowie tworzący ekipę „Star Risk”, którzy śmiało mogą zgłaszać się po angaż do serialu „Drużyna A: 2000 lat później”. Mamy więc M'chel Riss, doświadczoną, pewną siebie i zabójczą eks-Marine, która opuściła Sojusz, gdyż nie chciała stać się „damą do towarzystwa” dla jednego z jej dowódców, na opuszczonej przez Boga planecie. Friedrich Van Baldur to szef całej firmy, dla którego najbardziej liczy się zysk i renoma firmy, przez co często zmuszony jest do spaceru i balansowaniu po cienkiej linie pomiędzy granicą prawa a naciągania zasad na rzecz mniejszego zła. Jest też nieziemsko mądra i pałająca żądzą zemsty Jasmine King, wyrzucona z korporacji Cerberus z powodów podejrzeń o to, że jest… robotem; kosmita Grok, który prócz góry mięśni i pogardy dla wszelakich zachowań rodzaju ludzkiego, jest elektronicznym geniuszem czy Chas Goodnight, technologicznie usprawniony żołnierz przyszłości, który jest amatorem klejnotów i mocno rozrywkowego trybu życia. Tego typu niecodzienna menażeria frapujących osobowości dodaje niewątpliwego kolorytu powieści oraz prowadzi do często zabawnych sprzeczek i innych smaczków. To po prostu „swojska i w miarę uczciwa ekipa”, za którą podświadomie trzyma się kciuki, za co autor otrzymuje spory plus.

Mocną stroną „Star Risk” są też bardzo emocjonujące i przystępne dla każdego czytelnika potyczki. Zbyt często zdarza się, że autorzy dają się ponieść swojej wizji, w efekcie czego po kilkunastu zdaniach zadaję sobie pytanie „…ale co się dzieje i o co, do jasnej cholery, tu chodzi?”. Zaczyna siadać napięcie, wkrada się nuda i ma się ochotę wyrzucić książkę przez okno. W przypadku Buncha jest inaczej – tutaj mamy czystą akcję i doskonale wysmakowane sceny, które doskonale budują klimat całej powieści. Warto też docenić pietyzm autora, związany z drobiazgowym opisem statków i ich uzbrojenia.

Podsumowując, książka Star Risk, Sp. z.o.o. jest tytułem lekkostrawnym, przyjemnym i dostarczającym sporej dawki zabawy oraz akcji. Jeżeli więc szukasz niezobowiązującej przygody na deszczowe popołudnie, a klimaty space opery wciągasz nosem, to jest to pozycja, którą powinieneś się zainteresować. Jeśli jednak szukasz czegoś głębszego, bardziej dyskursywnego i zmuszającego do refleksji, to nie masz tutaj nic do roboty, bo to nie twoja liga.

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
7.38 Średnia z 8 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...