Brandon Sanderson wbił się do czołówki najpopularniejszych i najbardziej rozchwytywanych autorów tworzących fantastykę. W swojej karierze zdążył już dwukrotnie zdobyć nagrodę Hugo, a także został wybrany do dokończenia kultowego cyklu zmarłego Roberta Jordana pt. „Koło czasu”. W Polsce zasłynął przede wszystkim z sagi „Archiwum Burzowego Światła”, która na razie składa się z dwóch tomów – „Drogi królów” i „Słów światłości” – oraz trylogii „Z mgły zrodzony”. Ta ostatnia ma doczekać się filmowej ekranizacji. Wyobraźcie sobie teraz, że to tylko najważniejsze sukcesy odniesione przez Sandersona, a ten wcale nie zwalnia tempa pisania. Niedawno do księgarń trafiła nowa książka jego autorstwa, „Stalowe Serce”. Tym razem Amerykanin postawił na opowieść związaną z superbohaterami.
Pisarz przedstawia jednak herosów z zupełnie innej strony. Ludzie, którzy nabyli niezwykłe, nadnaturalne zdolności, stali się źli. Dzierżąc w rękach potężną moc, nie zdołali oprzeć się pragnieniu posiadania władzy, więc zniewolili resztę społeczeństwa. Nazywają siebie Epikami, a najważniejszym z nich jest Stalowe Serce, który sprawuje despotyczne rządy w Chicago. Główny bohater książki, David Charleston, pała szczególną nienawiścią do tyrana – był świadkiem, jak ten zamordował mu ojca i wiele innych niewinnych osób z jednego powodu: obawiał się, że ktoś odkryje jego słabość. Każdy z Epików jakąś ma – np. spożywając pewien rodzaj jedzenia, może stać się podatny na atak. David nie wie, co jest słabym punktem Stalowego Serca, ale posiada klucz do jego odkrycia – w końcu jako jedyny przeżył i zapamiętał całe zajście. Chęć zemsty doprowadza go do Mścicieli, zajmujących się zabijaniem Epików.
„Stalowe Serce” to młodzieżowa powieść, co niestety jest odczuwalne podczas czytania. Brandon Sanderson miał interesującą wizję świata, w której superbohaterowie okazują się źli – tylko że zamiast tworzyć klimatyczne opisy i zapoznawać czytelnika z nową rzeczywistością, postawił na szybką akcję. Ostatecznie realia nie wydają się więc tak osobliwe czy zajmujące, ponieważ nie zostały odpowiednio zgłębione. Szkoda zmarnowanego potencjału. Niewykluczone, że niektórym nie będzie to przeszkadzało, ponieważ Sanderson od czasu do czasu uraczy nas wyśmienitym pomysłem – mnie przede wszystkim zachwycały innowacyjne gadżety Mścicieli i fragmenty poświęcone różnym broniom. Jednak ja wciąż czuję się rozczarowany, szczególnie po lekturze „Archiwum Burzowego Światła”, które jest znane z bogatego w fantastyczne szczegóły uniwersum.
Sanderson stawia więc na akcję, co też nie jest wcale kiepskim posunięciem, bo maskuje niedoskonałości fabuły. Właściwie mankament „Stalowego Serca” widać jak na dłoni. Wystarczy odpowiedzieć na pytanie, czemu poświęcona została historia? Zamordowaniu rządzącego w Chicago Epika. Oznacza to ni mniej ni więcej, że powieść jest jednotorowa i dąży do finału, który da się przewidzieć już od pierwszej strony. Oczywiście w międzyczasie czekają nas zaskakujące zwroty akcji. Autor udowodnił, że jest mistrzem w wodzeniu czytelnika za nos. Wydaje się, że wszystko już wiemy, a tu niespodzianka, a za nią zaraz następna. Sam miałem pewne podejrzenia, co do niektórych tajemnic i byłem pewien, iż przyjdzie mi tu napisać, jaki to Sanderson okazał się oczywisty w swoich twistach. Tymczasem moje przypuszczenia pokrywały się z fabułą tylko w części albo je skreślałem, bo w książce pojawiło się parę mylących tropów.
Jednak prostota głównego motywu bardzo doskwiera i po wykonaniu danego zadania przez Mścicieli prędko nadchodzi znużenie oraz wrażenie, że opowieść kręci się wokół jednego: zabicia Stalowego Serca. Dlatego autor musi nieustannie przyspieszać, żeby czytelnik o tym zapomniał, a to nie zawsze się udaje: szczególnie, gdy nadchodzi czas planowania, prowadzący do solidnie rozwleczonych dialogów. Główna koncepcja do najoryginalniejszych nie należy, poza tym została wykorzystana przez Sandersona w „Z mgły zrodzonym”, gdzie również grupa bohaterów planowała pozbyć się rządzącego tyrana. Dodajmy, że tam świat był lepiej przedstawiony, a wydarzenia aż tak bardzo nie były podyktowane pokonaniem antagonisty, co tutaj nie pozwala na pełne wciągnięcie się w historię. Mimo tych wad „Stalowe Serce” nie nastręcza podczas czytania żadnych trudności. Sanderson gładko i szybko prowadzi nas przez kolejne etapy misji, nieraz komplikując sprawę oraz pozwalając na wykazanie się Mścicielom, dzięki czemu dostajemy trzymające w napięciu momenty. Ostatnie kilkadziesiąt stron również nie zawodzi i trudno się od nich oderwać.
Szczerze mówiąc, książka mogłaby naprawdę wciągnąć i zasłużyć na wysoką ocenę, gdyby zaniedbany nie został kolejny element – postacie. Żadna z nich nie jest godna zapamiętania. Może nie rażą banalnością, lecz ich charakterystyki są strasznie biedne, oparte na mizernej ilości cech. Brakuje chociaż jednego wyrazistego bohatera. David wyróżnia się tylko tym, że tworzy dziwne (raczej średnio zabawne) porównania. A coś więcej? Cóż, chce zabić Stalowe Serce i... hmm. Chce zabić Stalowe Serce. W gratisie potajemnie kocha się w Megan, Mścicielce. Prowadzi to do nużących i powtarzalnych rozmyślań. Co chwila David zastanawia się, dlaczego dziewczyna ma huśtawkę nastrojów i raz go nienawidzi, a innym razem lubi. Nie miałbym nic przeciwko tak zbędnemu wątkowi miłosnemu, gdyby tych refleksji było o połowę mniej. I to by było na tyle, jeśli chodzi o Davida. Pozostała część, może oprócz Profesora, posiada jeszcze nędzniejsze osobowości.
Koniec końców Brandon Sanderson się nie popisał. „Stalowe Serce” to dobrze napisana książka, nie przeczę, nie powoduje irytacji czy dużego znużenia, fragmentami potrafi zainteresować, ale brak jej zbyt wielu istotnych rzeczy. Po lekturze powinienem czuć się bogatszy o jakieś przesłanie, historię, sympatyczne żarty czy poznanie wyrazistych bohaterów – a tutaj tego nie ma. Jakbym dostał czytadło napisane na zamówienie, któremu zabrakło głębi. Może to wina tworzenia książki przeznaczonej dla młodzieży, może tymczasowego wypalenia autora. „Stalowe Serce” polecam jedynie tym, którzy oczekują prostej i szybkiej rozrywki.
Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz