„Piknik na skraju drogi” to obok „Poniedziałek zaczyna się w sobotę” i „Trudno być Bogiem” najbardziej rozpoznawalne dzieło braci Strugackich. Według niektórych, „Piknik” jest jednym z najlepszych utworów science-fiction ostatnich kilkudziesięciu lat. Jestem jednym z owych „niektórych”, a sens nadawania zaszczytnych tytułów tej książce postaram się udowodnić w niniejszej recenzji.
Fabuła rozgrywa się w niewielkim miasteczku Harmont, będącym miejscem lądowania obcej cywilizacji. Poznamy tutaj wiele nietuzinkowych postaci, w tym najważniejszą z nich – Reda Shoeharta, głównego bohatera powieści. Red na początku pracuje w Instytucie Cywilizacji Pozaziemskich, następnie jest bezrobotny, jednakże przez cały czas trudni się najniebezpieczniejszym fachem na Ziemi – stalkerstwem.
Stalkerzy to osoby podróżujące po Strefach Lądowania Obcych i poszukujący w nich wyjątkowych, pozostawionych przez inną cywilizację, artefaktów. Takie rzeczy są niezwykle cenne – można je odsprzedać za godziwe pieniądze zamożnym klientom. Stalkerstwo jest nielegalne, dlatego też Shoehart jest bezustannie narażony na aresztowanie. Nie wspominając o niebezpieczeństwach, czyhających w Strefie...
Fabuła jest absolutnie rewelacyjna. Nie uświadczymy tutaj "przegadanych" dialogów, nieścisłości czy obszernych opisów, będących plagą książek tego rodzaju. Książka skupia się na walce człowieka z samym sobą, podejmowaniu trudnych decyzji, a świat w odcieniach szarości to coś, co dodaje całej powieści wielkiej wartości. Rozwój wydarzeń nierzadko jest bardzo zaskakujący, opisy wędrówek po strefie dobrze przemyślane, a miejscowość Harmont, wraz z jej nietuzinkowymi osobowościami, wybornie wykreowana.
Warto wspomnieć tutaj o najmocniejszym, moim zdaniem, punkcie książki – właśnie o postaciach. Dosłownie żyją one na kartach książki, targają nimi sprzeczności i wątpliwości, żadna z nich nie jest w pełni szczęśliwa lub nieszczęśliwa – zupełnie jak wszystkie istoty ludzkie. Znakomicie widać to na przykładzie Shoeharta. Mimo iż to człowiek silny, bezwzględny, budzący postrach w okolicy i w pewien sposób zamożny, płaci za to wielką cenę – córka stalkera nie jest w pełni normalna, z czasem nawet przestaje zupełnie odzywać się do ludzi, a lekarze nie mogą nic na to poradzić. Nie udaje mu się także uniknąć wpadek, łączonych z odsiadkami w więzieniu, podczas których jego rodzina głoduje lub musi ją utrzymywać ktoś inny. Do tego sąsiedzi nienawidzą Shoeharta, a ich dzieci nie chcą bawić się z córką Stalkera.
Akcja książki rozwija się powoli, stopniowo, by od drugiego rozdziału pogalopować z oszałamiającą prędkością. Mamy więc ucieczki, morderstwa, dysputy, arcyciekawe opisy różnych anomalii, występujących w Strefie… Spora część książki to dialogi, dlatego też czyta się ją bardzo płynnie i szybko.
Tutaj dochodzimy do minusów „Pikniku”, a właściwie do jednego minusa – chodzi o objętość. Powieść liczy sobie około 175 stron, parę stron w jedną lub drugą stronę, w zależności od wydania. Jest to skandalicznie mało, biorąc pod uwagę możliwości fabuły. Zakończenie – wspaniałe, ale jednocześnie smutne i przejmujące – powinno nastąpić jakieś dwieście kartek później. Niektórzy mogą mieć też zastrzeżenia do narracji, z początku prowadzonej w pierwszej osobie, aby następnie, bez widocznego powodu, przejść na narrację trzecioosobową. Pojawiają się również zarzuty dotyczące zwięzłości opisów, jednak według mnie, jest to przysłowiowe "szukanie dziury w całym".
Reasumując – „Piknik na skraju drogi” to rewelacyjne dzieło, nie pozwalające czytelnikowi na nudę, ale też nie skupiające się tylko na rozrywce. Wiele wątków ma wymiar znacznie głębszy, życiowy, skłaniający nas do refleksji. A że książka jest nieco przykrótka? Mawiają, iż ideały nie istnieją…
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz