Filmy oraz seriale anime są często traktowane jako gorsze bajki dla dzieci, niewarte oglądania ze względu na nadmierne udziwnienia – obca kultura japońska, koszmarne stwory czy postacie o wielkich oczach i małych nosach. Lepiej obejrzeć sobie produkcję ze stajni Disneya, niosącą ze sobą europejski, a więc zrozumiały dla nas przekaz. Marginalizowanie tych azjatyckich dzieł widoczne jest chociażby poprzez minimalną ilość telewizyjnych wyświetleń, nie mówiąc o goszczeniu na polskim srebrnym ekranie. Pomijam oczywiście twory typu "Dragon Ball", stanowiące istotną część mojego dzieciństwa, jednak nie wnoszące jakichś ponadczasowych wartości do szeroko pojętej kultury. Są jednak kreacje, które jakimś cudem przebijają się do świadomości społeczeństwa i na stałe zapisują się w jego umysłach. Jedną z nich jest "Spirited Away: W krainie Bogów", docenione nie tylko przez krytyków – Złoty Niedźwiedź na festiwalu Berlinale w 2002 roku oraz Oscar za najlepszy długometrażowy film animowany w 2003 roku – ale również przez ludzi na co dzień stroniących od gatunku anime.
Chihiro wraz z rodzicami przeprowadza się w inny region Japonii. Po drodze do nowego domu gubią drogę i przypadkiem trafiają na obszar, wyglądający na opuszczony skansen. Przechadzając się po jego ulicach, napotykają stoły suto zastawione jadłem, niepilnowane przez nikogo. Mama i tata głównej bohaterki są bardzo głodni po długiej podróży, w związku z czym nie zastanawiając się długo zaczynają pałaszować jedzenie, planując zapłacić za nie, gdy ktoś się zjawi. Szybko okazuje się, że pokarm był przeznaczony dla bogów, a rodziciele protagonistki za karę zostają zamienieni w świnie. Aby nie podzielić tego samego losu i mieć jeszcze szansę na uratowanie bliskich, Chihiro musi zatrudnić się u Yubaby, starej wiedźmy, prowadzącej łaźnię dla różnego rodzaju bóstw. Wystraszona, osamotniona dziewczyna musi stawić czoła swojemu lękowi albo nigdy już nie uda jej się wrócić do domu.
O czym tak właściwie jest ta produkcja? Pobieżny rzut oka faktycznie powie nam jedynie o podróży małej dziewczynki w niezwykłym świecie – wspaniała opowieść dla młodszych widzów. Sęk w tym, że ten reżyser kieruje swoje dzieła nie tylko do dzieci. Jak każdy film Miyazakiego, także i ten naszpikowany jest symboliką oraz obfituje w podwójne dna. Gdy spojrzeć z szerszej perspektywy, historia ta mogłaby dotyczyć każdego z nas, bowiem traktuje ona o dorastaniu. Niewinna, zagubiona dziesięciolatka musi znaleźć w swoim małym ciele wielkie pokłady odwagi i dorosnąć, dzięki czemu będzie mogła wrócić do swojego starego życia silniejsza. Moja ulubiona scena "Spirited Away: W krainie Bogów" dotyczy jednej z misji dziewczyny, podczas której musi przejechać parę stacji pociągiem. Nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że od dawna jeździ on tylko w jedną stronę. Czy Chihiro uda się zebrać w sobie i wsiąść do pojazdu, jednocześnie dorastając i zostawiając za sobą dzieciństwo? Fragmentowi temu akompaniuje melancholijna muzyka oraz szarobury obraz pociągu sunącego przez wodę. Wewnątrz siedzą ciemne, transparentne postacie, symbolizujące ludzi, jakich spotykamy w codziennym życiu i na których nie zwracamy uwagi, bądź jest to zwyczajnie metafora przemijania. Interpretacji jest wiele, ale nie ulega wątpliwości, że scena ta jest pełna magii i za każdym razem wpatruję się w nią jak urzeczony.
Poprzez swoją twórczość Miyazaki nie tylko nas bawi czy zmusza do refleksji – jego dzieła są także krytyką aktualnej rzeczywistości. Rodzice zamienieni za karę w świnie to nic innego, tylko metafora wszechobecnego konsumpcjonizmu – wielu z nas uważa, że im się po prostu coś należy. Po co doceniać wysiłki innych albo samemu ciężko zapracować na nagrodę, skoro można ją wziąć sobie za darmo, nie zważając na zdanie innych? Rewelacyjną postacią jest również Bóg Bez Twarzy. Bohater ten symbolizuje osoby nie posiadające własnej tożsamości, nie radzące sobie w kontaktach z innymi, ale jednocześnie będące od nich zależnymi. Garną się do ludzi, jednak są niezwykle podatni na manipulacje i zamiast być po prostu sobą, starają się udawać kogoś innego. Reżyser nadał tej postaci wygląd czarnego stwora z białą maską na twarzy, skrywającą jego prawdziwe uczucia. A jakie one są? To ujawnia dopiero konfrontacja z Chihiro oraz chciwymi pracownikami łaźni.
Wielokrotnie zastanawiałem się, co też stanowiło o tak wielkim sukcesie "Spirited Away: W krainie Bogów". Liczby są niebagatelne – film zarobił prawie 300 milionów dolarów, czyli piętnastokrotnie więcej niż wynosił jego budżet. Poprzednie produkcje Hayao Miyazakiego były nie mniej magiczne, a jednak większość z nich znana jest jedynie miłośnikom anime. Odpowiedź jest poniekąd prosta – tak jak nas momentami fascynuje obca japońska kultura, tak jego urzeka spuścizna Zachodu. Reżyser postanowił więc zapożyczyć sobie od nas parę elementów i sprytnie wplótł je w azjatycką mitologię. Nie bez kozery dzieło to często porównywane jest do "Alicji w Krainie Czarów" czy "Czarnoksiężnika z Krainy Oz" – mała dziewczynka trafia do nieznanego sobie świata, zadomawia się w nim, zawiera przyjaźnie oraz stawia czoła przeciwnościom losu i przewrotnej Yubabie (Królowej Kier). W jednej ze scen ciemności nieoczekiwanie rozświetla skacząca na stopie lampa, do złudzenia przypominająca tę z loga studia Pixar. Właśnie takie smaczki sprawiają, że to rewelacyjne połączenie dwóch kultur przyciąga jak magnes, nawet jeżeli tylko nasza podświadomość rozpoznaje znane elementy naszego codziennego życia.
Podsumowując, "Spirited Away: W krainie Bogów" jest pozycją obowiązkową dla każdego szanującego się kinomana. Jest to magiczna opowieść o dojrzewaniu młodej dziewczynki, pełna metafor o przemijaniu, kondycji współczesnej cywilizacji czy uczuć takich jak miłość i przyjaźń. W świecie Miyazakiego nie ma miejsca na czarne i białe – każdy bohater wypełniony jest innym odcieniem szarości – tak jakby reżyser starał się nam przekazać, że w każdym z nas istnieje okruch dobra... oraz ziarenko zła, które przejmie nad nami władzę, gdy pozwolimy mu zbytnio rozkwitnąć. Ta wzruszająca opowieść o poświęceniu okraszona jest jak zwykle perfekcyjną muzyką Joego Hisaishi, bez której ta piękna animacja byłaby o połowę uboższa. Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji obejrzeć tej znakomitej baśni, dorównującej wszystkim najlepszym, jakie znacie, musicie to koniecznie nadrobić. Pozostałym polecam ponownie sięgnąć po to anime. A później jeszcze raz i znowu...
Komentarze
Spirited Away i GITS zdarza mi się czasem odpalać na komputerze do snu - jako dobranockę/kołysankę. Ruchomy Zamek Hauru też czasem występuje w takiej roli.
Nie wiedziałem wówczas co to jest anime, ale byłem zafiksowany na punkcie dobrej animacji, więc gdy pewnego razu skacząc po kanałach na pilocie natknąłem się na to cudo, z ciekawości postanowiłem dać mu szansę. Do dzisiaj uważam to za jedną z najlepszych decyzji mojego młodzieńczego życia. Pomimo tego, że nie potrafiłem wówczas pojąć wszystkiego co widziałem to wzbudziło to we mnie chęć poznania tego świata i teraz, w wieku 20 lat przymierzam się do obejrzenia tego po raz drugi, ale teraz zamierzam czerpać przyjemność nie tylko z piękna animacji, czy fabuły, ale także drobnych smaczków, których wtedy nie zrozumiałem.
Dodaj komentarz