TIMMYH!
Timmyh! Timmyh! Timmyyyyh!
Jeśli nie chcesz znać części żartów albo części fabuły, nie czytaj. Timmyh!
Od 1997 "South Park" wzbudza kontrowersje. Prowokujący, bez żadnych świętości, podejmujący sprzeczne oraz gorące tematy i bezlitośnie je parodiujący. Zazwyczaj adaptowanie telewizyjnego albo filmowego materiału na gry komputerowe się nie sprawdza – podobnie rzecz ma się w drugą stronę. "Kijkowi Prawdy" nie wróżyłem wielkiego sukcesu od momentu, kiedy usłyszałem o tym projekcie. Pomyliłem się.
RPG osadzony w tytułowym, górskim miasteczku gdzieś w Kolorado brzmi jak szalony wymysł scenarzysty niespełna rozumu, ale już pierwsze, wprowadzające kadry "Kijka Prawdy" tłumaczą wszystko. Podobnie jak w wydanym kilka miesięcy wcześniej "Assassin's Creed IV: Black Flag", gramy w grę w grze – tam korzystając z Animusa, tu – bawiąc się z serialowymi bohaterami na podwórku.
Jak na kreskówkową rzeczywistość przystało, w zabawie uczestniczą wszyscy i to na nieprawdopodobną skalę – jest więc królestwo ludzi, dowodzone przez wielkiego maga (w tej roli nienawidzący wszystkich Cartman), jest też koszerne królestwo drow elfów, dowodzonych przez Kyle'a. W czasie trwającej 10-15 godzin kampanii do zabawy dołączają się powoli wszystkie obecne w South Park grupki dzieciaków, zaczynając od Gothów, a kończąc na (fuj) dziewczynach.
W środku tego wszystkiego znajduje się nasza postać – Nowy Dzieciak, który mimo że nie odzywa się do nikogo, szybko zawiera przyjaźnie i wpasowuje się w nietypowe standardy grupy. Można go sobie i ubrać, i nazwać, ale to na dłuższą metę i tak nie ma znaczenia – wszyscy będą korzystać z imienia, które nadaje mu Cartman ("douchebag", co przetłumaczono w polskiej wersji na "dekiel"), a multum strojów, fryzur i innych akcesoriów sprawi, że stworzona przez nas postać większość rozgrywki spędzi nie przypominając tego, co wykreowaliśmy na początku. Przypomina to trochę problem, jaki wiele osób miało ze "Skyrimem"...
...ale tutaj raczej godzina lub wiele godzin nam nie grozi – mówimy wszak o kilku kreskach i kilku kolorach, nie zróżnicowanym, trójwymiarowym modelu.
Gra, oprócz zdrowej dawki szydzenia z RPGów i gier komputerowych w ogóle, serwuje nam solidną porcję RPGowej mechaniki, przypominającą klasyczne tytuły pokroju "Chrono Trigger" czy "Final Fantasy". Innymi słowy, walka opiera się tutaj głównie na turowej działalności – oni są z jednej strony, wybieramy ataki i się tłuczemy, bez zbędnych ceregieli. Dodatkowym elementem jest tu wykorzystywanie quick-time eventów, które jednak przez większość czasu mi nie przeszkadzały – przeciwnie. Pamiętając, jak bardzo potrafiły się wlec niektóre walki w starych cRPGach, konieczność klikania i w zasadzie dokładnego obserwowania tego, co dzieje się na ekranie, była mile widzianym odświeżeniem nieco zaśniedziałej już mechaniki.
W zasadzie tłuczenie hord przeciwników – zaczynając od przebranych za elfy dzieciaków, przez kosmitów, rudych, nazistowskich zombie, nazistowskich zombie rudych, nazistowskich zombie płodów, nazistowskiej zombie armii ciemności, kończąc na kanadyjskich strasznych niedźwiedziach i wilkach (które od zwykłych niedźwiedzi i wilków różnią się tym, że są STRASZNE, jak tłumaczą nam pomocni Kanadyjczycy) i zadawanie im tysięcy obrażeń przy pomocy najróżniejszych narzędzi krzywdy, sprawiało mi dużo frajdy – nawet kiedy w pewnym momencie powtarzające się animacje rozmaitych ataków zaczęły już być nużące. Szczególnie, że South Park przez swój nieznający świętości humor potrafił co chwila zaskoczyć mnie czymś nowym i niespodziewanym.
Zaczynając od zabawy w chowanego z Jezusem, a kończąc na Kanadzie, która wygląda jak prawdziwie retro RPG z konsol (z grającym nieustannie 8-bitowym hymnem Kanady w tle), South Park to niemalże niekończąca się dawka potężnego humoru, nawet jeśli momentami jest to humor niskich lotów. Ktoś o wyrafinowanym dowcipie, śmiejący się tylko z Kabaretu Starszych Panów, nie znajdzie tu niestety tego, czego szuka. "Kijek Prawdy" kipi od żartów z kupy, bąków (na bąkach oparta jest zresztą cała koncepcja southparkowej magii) i analnych sond, wkładanych w przeznaczone dla nich miejsca. Mamy też trochę aborcji, żartów z rządu, gejów i Żydów. Poprawność polityczna dla twórców nie istnieje, zarówno jeśli chodzi o serial, jak i o grę.
Mimo tego, fabuła całej gry jest spójna, jak przystało na porządnego RPG – mamy tu cel, mamy wybory, mamy zadania poboczne i, mimo że wszystko jest zakręcone i momentami nie do uwierzenia (jak pojawiający się w krytycznej chwili Morgan Freeman (!)), przechodziło mi się ją z prawdziwą przyjemnością. Nie było tu nawet zbyt wiele tak zwanych wolniejszych sekcji, które zazwyczaj się przez RPGi przewijają – a jeśli takie się pojawiły, to zaraz trzeba było iść spać (bo gra podzielona jest na kilka dni i jak na porządnych 8 czy 9-latków przystało, bawić można się tylko do pewnej godziny), a w nocy działy się rzeczy jeszcze dziwniejsze i bardziej przypadkowe, niż za dnia.
Nie mówiąc już o zakończeniu, które – jak to w South Parku – dosłownie mówi nam, żebyśmy poszli się pieprzyć.
Serial cechuje się pewnym konkretnym stylem graficznym, którego nie mogło zabraknąć w grze. Wszystko jest rysowane i animowane jak w kreskówce, namalowane w dość ogólny i umowny sposób – za kilkoma wyjątkami (jak sekcja w Kanadzie, o której już wspominałem). Poruszamy się przy pomocy myszki i klawiatury, nie ma problemu z szybkim przemieszczaniem się między lokacjami (tu rolę tzw. fast travel pełni niepełnosprawny Timmy, z doczepionym do swojego inwalidzkiego wózka pluszowym rumakiem), a wszystko wygląda niekoniecznie oszałamiająco, ale na pewno przyzwoicie. Momentami miałem tylko problemy z wyświetlaniem się postaci – szczególnie w przerywnikach filmowych, kiedy wszyscy obecni na ekranie opętańczo migali albo nie pojawiali się w ogóle.
Do klasycznej obsady graficznej dochodzi równie klasyczna plejada głosów, które możemy usłyszeć, przechodząc "Kijek Prawdy" – nie uświadczymy tu typowo obecnych w grach aktorów głosowych, ale raczej obsadę serialu, która udźwiękowiła wszystkie obecne w grze postaci. Co prawda dialogi tutaj są raczej jednostronne (nasza postać kontynuuje długą tradycję milczących protagonistów), to jednak są zrobione porządnie i zazwyczaj przyjemnie się ich słucha. Warstwa muzyczna jest tym lepsza – szczególnie chóralna, epicka piosenka Cartmana, mająca na celu sparodiowanie tych wszystkich, słyszanych w RPGach epickich chórków – tutaj Cartman śpiewa o... serze. Dodając do tego rzewną balladę, którą słychać podczas podróży przez pewien odbyt (sic!), oraz piosenki cierpiącego na notoryczne jąkanie barda Jimmiego, ścieżka dźwiękowa z "Kijka Prawdy" zapadnie mi na długo w pamięć.
Nie licząc nudnych po pewnym czasie animacji, drobnych błędów z wyświetlaniem i humorem, który więcej osób obrazi i zniesmaczy niż rozśmieszy, "Kijek Prawdy" to doskonały przykład, że i w 2014 da się zrobić porządnego, "klasycznego" RPGa, który i wciągnie, i będzie bawił. W "Kijku Prawdy" postawiono na to, co w takich grach liczy się najbardziej – barwna plejada postaci, wciągająca fabuła, solidne aktorstwo głosowe i warstwa muzyczna. Do tego porządna mechanika walki i "South Park: Kijek Prawdy" po nie mogącym mnie wciągnąć "The Banner Saga" jest dla mnie najciekawszym jak dotąd RPGiem, który wyszedł w tym roku. Kto by pomyślał, nie?
Plusy
- Timmyh!
- Świetny pastisz z RPGów
- Solidna mechanika walki
- Humor
Minusy
- Trochę błędów graficznych
- Humor
- Małe zróżnicowanie animacji
- Trochę za krótki
Komentarze
Co do "Kijka Prawdy", to faktycznie bardzo przyjemna i cholernie grywalna rozrywka - ostatnią grą, która mnie tak mocno przyssała do monitora był nowy "Bioshock". Tytuł jest faktycznie trochę przykrótki - można byłoby rozwinąć wiele elementów (np. wpisy w sieci społecznościowej mogłyby się pojawiać częściej, jak i szkoda, że nie można na nie odpowiedzieć w żaden sposób) lub dodać kilka lokacji (gdzie się podział cmentarz i motyw z wampirami, który przewijał się na przedpremierowych screenach?). Z drugiej strony, jestem w stanie zrozumieć, że duet Parker-Stone ma na głowie tworzenie serialu oraz kilka innych aktywności, a 15 godzin rozgrywki wypełnionej gagami i wszelakimi odniesieniami dla fanów, stanowi i tak olbrzymią zawartość (to tak naprawdę dodatkowy sezon tego telewizyjnego show). Wiadomo również, że ciężko stworzyć 30-40 godzin porządnego komediowego gameplaya, aby trzymał on wysoki poziom (nie starał się być śmieszny na siłę) i nie nużył. Rozgrzeszam więc z tego.
Co do walki... cóż, trudno mi się zgodzić. Przyznam Ci rację, że jest wiele potyczek, które zapadają w pamięć i ciężko przy nich nie parsknąć szczerym śmiechem (starcie z Alem Gorem wykorzystującym usypiającą moc prezentacji o globalnym ociepleniu, poprawiło mi humor na cały dzień), ale pod koniec gry miałem już po dziurki w nosie siekania zwykłej hołoty pokroju nazizombiaków lub zwykłych dzieciaków, bo nie stanowiła ona żadnego wyzwania. Całość robi się wtórna, bo w sumie wykorzystuje się stare i sprawdzone talenty, a zapasy mikstur mocy lub many same szybko się uzupełniają, gdy sprzątamy dokładnie pobojowiska. Tępego naparzania w klawisze nie ma, ale zaczyna się czysta pamięcówka, co też nie jest jakieś okey. Pomijając starcia z bossami, walki są banalne.
O ile historia jest fantastyczna, gdyż pełno w niej charakterystycznego niepoprawnego humoru oraz odniesień do serialu, to brakuje mi w niej dwóch elementów. Po pierwsze, w telewizyjnej produkcji chłopaki często jadą po bandzie i nie ma dla nich żadnych świętości, lecz trzeba im szczerze przyznać, że pod koniec każdego epizodu potrafią przywalić naprawdę świetnym morałem lub konkluzją, która skłania do trudnych przemyśleń na bardzo poważne kwestie. Tutaj tego zwyczajnie brakuje - jest humor, nie ma puenty. Po drugie, w założeniach tytuł miał totalnie wyśmiać różne schematy związane z fantastyką i grami fabularnymi, a potraktowano tę sprawę po macoszemu. Jasne, jest kilka odwołań do "Skyrima" i parę razy twórcy trafnie wyśmiewają mechanikę lub klisze, ale to za mało. Ginie to w morzu innych dowcipów oraz wspomnianych mrugnięć okiem w kierunku betonowych fanów serialu. Jestem trochę rozczarowany.
Tak w ogóle, to pierwsza gra Obsidianu bez błędów natury technicznej (serio, nie spotkałem się absolutnie z niczym konkretnym i nie uświadczyłem problemów, które wymieniłeś) od... chyba zawsze? Nie wiem, czy to wina współpracy z Ubisoftem, czy panowie w końcu spięli pośladki i zainwestowali w testerów, ale za to należą im się spore brawa.
Osobiście dałbym takie 7.5/10 z zaznaczeniem, że to najlepsza egranizacja w historii branży. Warto. Polecam i pozdrawiam.
"Kijek Prawdy" byłby jednak niczym bez "South Parka". Nawet ktoś, kto nie przepada za serialem (tak jak ja), będzie musiał przyznać, że te miasteczko ma w sobie urok. Tyle kontrowersji i humoru, świetnie wykonanych, barwnych postaci oraz niezwykle szaloną fabułę, w której zdarzyć może się praktycznie wszystko, nie dałoby się upchnąć w żadnej innej grze. "South Park" to po prostu kopalnia zwariowanych pomysłów, umiejscowionych w jednej wciągającej produkcji. A mam nadzieję, że to tylko początek i przyjdzie czas na jakiś duży dodatek (Kyle stwierdził pod koniec, że "nie wiadomo, co spaślak Cartman może wymyśleć", co każe mieć nadzieję, że to jeszcze nie koniec wojny między nimi), a później może na pełnoprawną kontynuację. Osobiście byłbym zachwycony.
Żałuję tylko, że "Kijek Prawdy" jest taki krótki. 14-15 godzin jak na grę cRPG to stosunkowo mało. Także miasto, choć początkowo może przytłaczać, to później zaczyna się wydawać małe. Po pierwszych godzinach, które spędziłem na eksploracji, niewiele zostało mi do odkrycia - głównie przez to, że aby gdzieś pójść, potrzebowałem zajść dalej w fabule i zdobyć jakąś ważną umiejętność. Później więc wystarczyło tylko wrócić oraz dokończyć rozpoczęte zadanie. Trochę mało. Również rozczarowałem się wyborami, są bodajże dwa czy trzy, z czego każdy ma znikomy wpływ na historię, która jest liniowa. Rozwój postaci zaś można byłoby ubogacić dodaniem statystyk (siła, zręczność itk.). Mam wrażenie, że te elementy zostały okrojone dla fanów serialu, którzy niekoniecznie muszą lubować się w rozbudowanych cRPG-ach.
Ja dałbym 8. Zgadzam się z Hassanem', że "Kijek Prawdy" to na razie najciekawszy cRPG roku. Co prawda w "The Banner Saga" nie grałem (czekam na polonizację), lecz dla przykładu próbowałem "Blackguards". Niby też system walki jest turowy, ale nie daje takiej przyjemności, a gra w 95% składa się właśnie z walki. Nawet po mieście nie można pochodzić, w ogóle po świecie nie można się poruszać. Wskazujemy jedynie na mapie, gdzie chcemy się teraz udać. Koszmarne ograniczenie.
Dodaj komentarz