Snowpiercer: Arka przyszłości

4 minuty czytania

Wizje końca świata są wyjątkowo kuszącym tematem dla filmowców. Bazowanie na ludzkim strachu przed końcem znanego przez nich świata i wiążącą się z tym niewiadomą, to całkiem dobry przepis na film. Jednak problem stanowi fakt, że popularność tego motywu powoduje opieranie się na dobrze znanych szablonach. Niestety nie ominęło to także "Snowpiercer: Arki przyszłości", która pomimo zwodniczej otoczki pewnego novum w kinie akcji, jest tylko kolejną kalką.

snowpiercer, arka przyszłości

Fabuła filmu została skonstruowana na podstawie francuskiego komiksu z lat ’80., "Le Transperceneige", którego akcja osadzona została w postapokaliptycznych realiach. W wyniku pewnej katastrofy, klimat na kuli ziemskiej znacznie się oziębił, pokrywając glob grubą warstwą śniegu i lodu, a także uniemożliwiając ludziom życie na świeżym powietrzu. Jedynym bastionem ludzkości został pędzący po północnej półkuli pociąg, ciągnący się na wiele mil. Podobnie jak to miało miejsce na sławetnym Titanicu, również na pokładzie tego transportowca klasa przedziału, a co za tym idzie, również zajmowany szczebel na drabinie społecznej nowego świata, uzależniona była od zasobności portfela pasażera. Oczywiście położenie najniższych kast nie jest najlepsze, gnieżdżąc się w ostatnich wagonach pośród brudu i zarazków, co doprowadzało wcześniej do buntów, które ostatecznie nie okazały się skuteczne. Jednak nie nauczyło to niczego rewolucjonistów, mimo brutalnych represji, pragnących poznać, co też kryje się w kolejnych wagonach pociągu, marząc o lepszym życiu.

snowpiercer, arka przyszłości snowpiercer, arka przyszłości

Choć na pierwszy rzut oka akcja filmu może wydawać się całkiem odmienna od tego, co oferowało kino, to jednak jest to wciąż bazowanie na dobrze znanych schematach. Arktyczna apokalipsa może nie jest tak popularna, jak wybuchy atomowe, skażenie środowiska i mutacje, ale tak naprawdę w "Snowpiercer…" aspekt ten jest raczej traktowany po macoszemu, wyłącznie jako powód do nieopuszczania pędzącego pociągu. Równie dobrze świat mógłby być nękany przez wysokie temperatury, burze, wyładowania elektromagnetyczne czy promieniowanie, a efekt byłby taki sam. Nie da się ukryć, że taki pomysł ma swój potencjał, ale nie został on wykorzystany przez twórców. Podobnie jest z podziałem na klasy społeczne. Aspekt ten wałkowany był nie tylko w niezliczonych filmach fantastycznych, ale także innych gatunkach – wspomniany "Titanic", "Babel", "Elizjum", "Wyścig z czasem" czy "Igrzyska śmierci". Jak zawsze zamożni, sprytniejsi i bardziej zaradni w życiu pławią się w luksusach lub po prostu mają lepsze perspektywy na przeżycie niż biedota, która zawsze ma ciągoty do rebelii. Jedynym ciekawym rozwiązaniem produkcji jest umiejscowienie go w pociągu, tworząc klaustrofobiczną atmosferę, dając wyłącznie dwa kierunki – przód bądź tył.

Film jest efektowny i nie poskąpiono w nim strzelanin czy krwawszych bitek, wszak na pokładzie dochodzi do buntu. Znalazło się także miejsce na różnego rodzaju nowinki techniczne i fikuśne sprzęty, które pełnią w "Snowpiercer…" funkcję rekwizytu, a nie czegoś znaczącego dla głównej historii. Każdy z przedziałów został stworzony jako niezależny mikroświat. Trudno odnaleźć podobne do siebie sektory. W trakcie filmu zwiedzane są takie miejsca jak slumsy, szkoła, oceanarium, oranżeria czy nocny klub. Wszystko to cieszy oko, gdyż reżyser postanowił zabawić się nasyceniem barw ze względu na wagon. Te z ogona pociągu są wewnątrz szare i mroczne, snowpiercer, arka przyszłościpozbawione wszelkich dodatków, przypominające maszynownię, lecz im bliżej dzioba, tym sceny charakteryzują się większym natężeniem światła i kolorów. Choć widać, że twórcy silili się na wykreowanie głębszej, filozoficznej produkcji pod przykrywką filmu akcji, wplatając w dialogi szumne słowa, to jednak nie wyszło im to w znaczącym stopniu. Wyłącznie monolog pewnego rodzaju zarządczyni pociągu na temat miejsca i roli obuwia w ludzkiej garderobie był nawet ciekawy i warty uwagi. Jednak ta maksymalnie pięciominutowa scena na tle ponad dwugodzinnego filmu, to dość słaby wynik.

Pod względem obsady, "Snowpiercer…" utrzymał jako taki poziom dzięki niezawodnej Tildzie Swinton ("Tylko kochankowie przeżyją", "Constantine"), wcielającej się w postać Mason, kierowniczki przedziałów, której rolę niektórzy porównują do historycznej postaci Żelaznej Damy, z czym można się zgodzić, zauważając pewne podobieństwo. Wykreowana przez nią postać nie tylko odstręcza swoim władczym sposobie bycia, ale także charakterystycznymi tikami czy manierą głosu, tworząc ciekawą, lecz ograniczoną przez film, postać. Drugą podporą produkcji jest Ed Harris ("Godziny", "Wróg u bram"). Wcielił się on w twórcę tytułowego pociągu i głównego antagonistę, tworząc wizerunek dość oziębłego, wyrachowanego człowieka, który przytłoczony został przez własny wynalazek i pragnie znaleźć następcę. Natomiast jeśli chodzi o głównego protagonistę, to jest nim Curtis, człowiek ze slumsów i jeden z prowodyrów rebelii na tyłach transportowca. Chris Evans ("Kapitan Ameryka", "Avengers") nie pokazał w trakcie dwugodzinnego seansu nic znaczącego, nie nadał postaci charakteru, obejmując pozycje tego, który ślepo prze na czoło pociągu. Z drugoplanowych ról zachwyca swoją osobą i grą aktorską Alison Pill ("Obywatel Milk", "Scott Pilgrim kontra świat"), użyczywszy twarzy nauczycielce zakorzeniającej w dziecięcych głowach "pociągową ideologię", lecz nie stroniącej także od ciężkiej broni maszynowej, gdy wymagają tego okoliczności. Postać jest zdumiewająca, wzbudzając respekt, a nawet strach swoim chorobliwym fanatyzmem.

snowpiercer, arka przyszłości snowpiercer, arka przyszłości snowpiercer, arka przyszłości

"Snowpiercer…" należy do produkcji przeciętnych. Mimo całej otoczki i ładnego wyglądu, nie zapewnia niczego nowego, powielając schematy. Jestem dość zaskoczony, że film ten porównywany jest do takich klasyków jak "Łowca androidów" czy "Matrix", które zrewolucjonizowały ówczesną kinematografię. To raczej populistyczne hasła reklamowe, całkowicie niezgodne z tym, co oferuje produkcja Joon-ho Bonga. Koreański reżyser nieco zawiódł, zwłaszcza że w swoim dorobku ma całkiem dobre filmy, o wiele lepsze niż śnieżna apokalipsa.

Ocena Game Exe
5
Ocena użytkowników
4.88 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Tragedia. Świetna obsada, dobry pomysł, ale niestety sam film koniec końców nie oferuje nic ponad stek bzdur. W kolejnych przedziałach napotykamy na przykład na fanatyków w kominiarkach, przekazujących sobie z rąk do rąk rybę... Koszmar - nielogiczność goni nielogiczność. Zupełnie nie polecam, dwie godziny wyjęte z życiorysu.

3/10

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...