Śmierć nadejdzie dziś

3 minuty czytania

Śmierć nadejdzie dziś

Bardzo często premiery w Polsce mają swoje obsuwy w porównaniu do reszty świata. Tak było też i teraz, aby zobaczyć ten film trzeba było poczekać aż 20 dni od dnia, w którym ten miły i śmieszny horrorek trafił na ekrany kin. O zassaniu go z torrentów nawet nie myślę. W końcu jednak oto jest, świeża recenzja. Czy warto obejrzeć to dzieło? Zapinamy pasy i jedziemy!

"Śmierć nadejdzie dziś" śmiało można nazwać gatunkową mieszanką. Na samym początku poznajemy Theresę Gelbman, którą przyjaciele nazywają po prostu „Tree”. Ta piękna dziewczyna od samego początku pokazuje charakterek. Próżna, narcystyczna, arogancka, dbająca o swoją reputację i patrząca na każdego z góry, nie jest jakoś szczęśliwa ze swoich urodzin. Zignorowawszy nawet spotkanie ze swoim własnym ojcem Tree udaje się wieczorem na przyjęcie-niespodziankę, zorganizowaną dla niej. Niestety nie dociera do celu, po drodze pada ofiarą zamaskowanego zabójcy, który pozbawia ją życia. O dziwo, budzi się ona chwilę potem. Czy to był zły sen? Wszystko wygląda tak, jakby dotykało ją uczucie „deja vu”. Zabójca, mimo wielu prób ucieczki, zawsze dopada solenizantkę, która przeżywa ten sam dzień cały czas. Czy rozwikłanie zagadki sprawi, że będzie mogła cieszyć się jutrem? Czy może będzie zmuszona przeżywać ten sam dzień w kółko?

Śmierć nadejdzie dziś

Od samego początku widzimy, z jakich filmów dzieło Christophera Landona aż czerpie garściami. Połączenie "Dnia Świstaka" z "Krzykiem" – tak najczęściej określa się ten film i w sumie nie sposób się z tym nie zgodzić. Bardzo rzadko wykorzystywany w filmach motyw pętli czasowej został tu zrealizowany naprawdę fajnie. Nie będę też ukrywał, że podpięcie tego filmu pod „horror” jest moim zdaniem błędne. Christopher Landon, reżyser filmu, chciał raczej stworzyć coś w rodzaju „czarnej komedii”. Poważnie, na tym możecie nie raz się zaśmiać. Widać też było, że wspomniane wcześniej dwa filmy nie były jedynymi wzorcami. "Halloween" Johna Carpentera, "Powrót do przeszłości", a nawet "Szczęki", co by nie mówić, pastiszowy rys jest naprawdę wyraźny i widz z pewnością nie raz się uśmiechnie, gdy rozpozna te nawiązania.

Chris Landon, reżyser tego dzieła, ma już za sobą pewne doświadczenie przy kręceniu filmów. Widać, że jego współpraca z producentami, firmą Blumhouse, jest na tyle dobra, że ci nie mają problemów by mu powierzyć pewne projekty. Co prawda facet w głównej mierze dla braci Blum pisał scenariusze (maczał palce przy pięciu filmach z serii "Paranormal Activity", a "Marked Ones" wyreżyserował), ale w końcu postanowił odłożyć pióro i troszeczkę podyrygować aktorami. Wyszło znośnie.

Złego słowa nie mogę powiedzieć o aktorach. Główną rolę dostała Jessica Rothe, która zagrała ostatnio w hitowym „La La Land”. Dobrze spełniła się w roli balansującej na krawędzi, irytującej, ale i aroganckiej dziewuchy z amerykańskiej szkoły. Israel Broussard, czyli filmowy Carter, miał proste zadanie. Witać dziewczynę, gdy ta się budzi i wraz z kolejnymi pobudkami, pomagać jej w złapaniu mordercy. Ciężko to było schrzanić. No i oczywiście, zakochać się w niej. Tu także dobrze się spisał.

Śmierć nadejdzie dziś

Twórcy, jak wspomniałem wcześniej, postanowili nakręcić film, który nie będzie zwyczajnym filmem. Na swój sposób można odnieść wrażenie, że praktycznie w każdej sytuacji puszczają do widza oczko. Główna bohaterka, która w końcu rozumie, że jest uwięziona w pętli czasowej (o ile można to nazwać) postanawia dowiedzieć się kto za tym stoi. I tu znowu mamy sporą dawkę humoru. Bieganie po campusie i sprawdzanie „motywów” podejrzanych, przy jednoczesnym odkrywaniu ich prawdziwej „strony”, do tego stereotypowe ukazanie życia w typowym bractwie kobiecym (chyba tak to wygląda naprawdę skoro w każdym filmie ich członkowie są przedstawiani jako snoby najgorszego rodzaju). Jednak te ciągłe zgony pozwalają naszej uroczej bohaterce przeżyć swoiste oczyszczenie, zrozumienie samej siebie i próbę naprawienia wszelkich błędów, które popełniła.

Jedynym minusem jest zbyt trywialne zakończenie, które w slasherach stosowane bywa często, ale kurczę, nic odkrywczego nie dało się wrzucić na koniec, bo nie było co. "Śmierć nadejdzie dziś" nie ma zamiaru być kamieniem milowym, który zrewolucjonizuje swój gatunek na nowo. To "Krzyk", ale taki na wesoło.

Śmierć nadejdzie dziś

Konkludując, pragnę napisać, że miło spędziłem czas i naprawdę jest ciekaw co będzie dalej, bowiem twórcy już zapowiedzieli, że powstanie kontynuacja, opowiadająca jak Tree wpadła w tę całą pętlę czasu. Czy tym razem będą czerpać oni z "Efektu motyla", czy może z czegoś zupełnie innego? Pozostaje tylko czekać na drugą część. Ja ze swej strony mogę tylko zachęcić do jego obejrzenia. Obyście tylko po nim nie zaczęli budzić się w tym samym dniu…

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...