Bardzo często premiery w Polsce mają swoje obsuwy w porównaniu do reszty świata. Tak było też i teraz, aby zobaczyć ten film trzeba było poczekać aż 20 dni od dnia, w którym ten miły i śmieszny horrorek trafił na ekrany kin. O zassaniu go z torrentów nawet nie myślę. W końcu jednak oto jest, świeża recenzja. Czy warto obejrzeć to dzieło? Zapinamy pasy i jedziemy!
"Śmierć nadejdzie dziś" śmiało można nazwać gatunkową mieszanką. Na samym początku poznajemy Theresę Gelbman, którą przyjaciele nazywają po prostu „Tree”. Ta piękna dziewczyna od samego początku pokazuje charakterek. Próżna, narcystyczna, arogancka, dbająca o swoją reputację i patrząca na każdego z góry, nie jest jakoś szczęśliwa ze swoich urodzin. Zignorowawszy nawet spotkanie ze swoim własnym ojcem Tree udaje się wieczorem na przyjęcie-niespodziankę, zorganizowaną dla niej. Niestety nie dociera do celu, po drodze pada ofiarą zamaskowanego zabójcy, który pozbawia ją życia. O dziwo, budzi się ona chwilę potem. Czy to był zły sen? Wszystko wygląda tak, jakby dotykało ją uczucie „deja vu”. Zabójca, mimo wielu prób ucieczki, zawsze dopada solenizantkę, która przeżywa ten sam dzień cały czas. Czy rozwikłanie zagadki sprawi, że będzie mogła cieszyć się jutrem? Czy może będzie zmuszona przeżywać ten sam dzień w kółko?