Fragment książki

7 minut czytania

HASHI

W typowy dla siebie sposób Hashi Lebwohl nie zameldował się u Wardena Diosa natychmiast po przybyciu do sztabu PZKG.

Nie chodziło o to, że próbował uniknąć kolejnej konfrontacji z człowiekiem, który go przechytrzył, a w jakimś dziwnym, intrygującym sensie również zawstydził. Wręcz przeciwnie, perspektywa rozmowy z dyrektorem PZKG napawała go zaskakującym optymizmem. Po prostu nie starał się do niej doprowadzić. Uważał, że Warden Dios z pewnością potrafi rozpoznać kryzys i nie zawaha się wezwać dyrektora

Gromadzenia Danych, gdy tylko zapragnie z nim pomówić.

Kaze zaatakował Radę Zarządzającą Ziemi i Kosmosu podczas nadzwyczajnej sesji, najwyraźniej zamierzając wyeliminować Cleatusa Fane, osobistego asystenta prezesa zarządu Zjednoczonych Kompanii Górniczych. Tylko osobista interwencja Hashiego zdołała zapobiec poważnemu – a także kłopotliwemu – rozlewowi krwi. W rezultacie tego ataku RZZK natychmiast odrzuciła w głosowaniu Ustawę o Oddzieleniu, przedstawioną przez kapitana Sixtena Vertigusa. Zastraszeni członkowie Rady kurczowo trzymali się status quo – Holta Fasnera i PZKG. Żaden z nich nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo, a już z pewnością za bezpieczeństwo ludzkiej przestrzeni.

Jeśli Warden nie uznawał tej sytuacji za kryzys, z pewnością utracił kontakt ze światem rzeczywistym. Albo jego gra była głębsza, niż Hashi śmiał sobie wyobrazić. Być może nawet, niż potrafił sobie wyobrazić. Żadna z tych możliwości go nie pocieszała, zważywszy jednak wszystko razem, Hashi wolał jednak tę drugą. To, co dzisiaj wydawało mu się nieprzeniknione, jutro mogło się stać przejrzyste. Zawsze mógł się też przyłożyć i poszerzyć swe możliwości. Podobne wyzwanie mogłoby mu nawet posłużyć. A tymczasem będzie musiał żyć ze wstydem, że dał się przechytrzyć.

Jeśli jednak Warden Dios utracił kontrolę nad wypadkami...

Mogło się to stać źródłem niezliczonych katastrof.

Wszystko to, rzecz jasna, były spekulacje, ale Hashi nie przestawał się zastanawiać. I martwić. Jego dylematem nadal władały zasady mechaniki kwantowej zdefiniowane przez Heisenberga. Dzięki swym wysiłkom ogarnął bieżące wydarzenia, próbując nadać im właściwe nazwy, określić ich położenie. W związku z tym, nie mógł wiedzieć, dokąd zmierzały. Pewność wykluczała pewność.

Postanowił, że nie zamelduje się u Wardena z własnej inicjatywy, ponieważ chciał się dowiedzieć, ile czasu minie, nim dyrektor PZKG wezwie go do siebie. To dobitniej niż słowa wyjaśni Hashiemu, do jakiego stopnia Warden dał się zaskoczyć.

Tak czy inaczej, dyrektor GD nadal miał do wykonania mnóstwo roboty, by się przygotować na spotkanie z Wardenem. Musiał potwierdzić i sprecyzować to, czego się dowiedział na Suka Bator. Nikt nie będzie go krytykował, jeśli każdą wolną chwilę poświęci na sprawdzenie faktów.

Korzystając z kanału zakodowanego do wyłącznego użytku Gromadzenia Danych, połączył się z Lane Harbinger, gdy tylko prom PZKG opuścił wyspę RZZK i wydostał się ze studni grawitacyjnej Ziemi. Przekazał kobiecie wstępne dane, przygotowując ją do przeprowadzenia potrzebnych mu poszukiwań. Czuł się przy tym nieco skrępowany, ponieważ nie był na promie sam. Towarzyszyła mu dyrektor protokołu, Koina Hannish, wraz ze świtą swych współpracowników i specjalistów. Na pokładzie przebywał również szef ochrony WO PZKG, Mandich. Miał wyjaśnić przyczyny swych niepowodzeń Wardenowi Diosowi, ponieważ jego bezpośrednia przełożona, Min Donner, była nieobecna w sztabie PZKG. Zostawił na Suka Bator swego zastępcę, Forresta Inga, by zarządzał „stanem wojennym” w wersji ochrony.

Nawet w najlepszych chwilach Hashi nie lubił, gdy ktoś go podsłuchiwał – chyba że mógł w jakiś sposób wykorzystać podsłuchującego. W obecnej sytuacji nie mógł jednak liczyć na prywatność ani usprawiedliwić zwłoki. Był winien Wardenowi zadośćuczynienie za poprzednio popełnione błędy. Zamiast czekać, aż prom dotrze do sztabu PZKG, starał się, by jego wypowiedzi trwały jak najkrócej i zwracał się do Lane w nieprzejrzystym żargonie GD, by trudno było go zrozumieć.

Koina sprawiała wrażenie, że ignoruje go całkowicie. Z pewnością nie brakowało jej powodów do zastanowienia. Choć dopiero niedawno objęła swe stanowisko, podczas nadzwyczajnej sesji spisała się znakomicie. Miała też powody do wdzięczności wobec kapitana Vertigusa, nawet jeśli przedstawiona przez niego ustawa nie przeszła. Niemniej, Hashi sądził, że jej myśli przepełnia niepokój. Znał Koinę Hannish wystarczająco dobrze, by podejrzewać, że dręczą ją obawy, że to jej wystąpienie przed Radą sprowokowało atak kaze bądź też stało się jego katalizatorem. Z pewnością łatwo jej było uwierzyć, że ludzie, którzy wysłali kaze przeciwko RZZK, nie czuliby się zmuszeni posunąć się tak daleko, gdyby nie zaskoczyła ich albo nie przestraszyła jej deklaracja neutralności PZKG w debacie nad Ustawą o Oddzieleniu, równająca się ogłoszeniu niezależności Wardena Diosa od Holta Fasnera.

Hashi wiedział lepiej. Wcześniej nie był jeszcze tego pewien, ale teraz nie miał już wątpliwości. Wystąpienie Koiny faktycznie mogło się okazać katalizatorem, ale w praktyce zmieniło niewiele. Ludzie odpowiedzialni za Claya Impossa, znanego przedtem jako Nathan Alt, nie mogli wiedzieć, że Sixten Vertigus, starszy radca Zjednoczonego Bloku Zachodniego, przedstawi Ustawę o Oddzieleniu. Co więcej, w chwili, gdy Hashi go zaatakował, Imposs/Alt mijał już kapitana Vertigusa, zmierzając do Cleatusa Fane. Znaczyło to, że kapitan Vertigus nie miał być jego celem. Motywacje ukryte za atakiem kaze nie miały nic wspólnego ze starszym radcą i jego ustawą, a także z neutralnością Wardena Diosa.

Hashi nie powiedział jednak nic, by uspokoić Koinę. Nie prosiła go o to. Wkrótce też miała usłyszeć o tym, czego się dowiedział.

W przeciwieństwie do niej, szef Mandich z uwagą przyglądał się rozmawiającemu z Lane Hashiemu. Najwyraźniej czekał na szansę pogadania z dyrektorem GD.

Niech go szlag, pomyślał Hashi z rzadką u siebie irytacją. Szef ochrony cechował się niezachwianą prawością, podobnie jak Min Donner, brakowało mu jednak jej inteligencji i elastyczności, zdolności do zaakceptowania pojęć gwałcących jej wizję rzeczywistości. Na przykład, Hashi nie wątpił, że gdyby Mandicha nagle awansowano na dyrektora PZKG, bez wahania wylałby go za uczynki niezgodne z jego skrupułami. Z drugiej strony, Min Donner mogłaby zachować Hashiego na stanowisku, mimo że wiedziała znacznie więcej o jego poczynaniach i polityce, którą prowadził, w związku z czym jej szczególne poczucie honoru ucierpiało zdecydowanie bardziej.

Hashi nie próbował jednak unikać rozmowy z Mandichem. Gdy tylko zakończył rozmowę z Lane, zwrócił się ku niemu.

Szef wykorzystał okazję, przesiadł się na fotel obok Hashiego i zapiął pasy.

– Dyrektorze Lebwohl – zaczął bez zbędnych wstępów – muszę się dowiedzieć, jak pan odgadł, że ten człowiek to kaze.

Niebieskie oczy Hashiego błysnęły groźnie za pobrudzonymi soczewkami.

– Musi pan? – zapytał fałszywie przyjaznym tonem. Z pewnością Mandich miał na myśli: „Jak zdołał go pan rozpoznać, skoro nam się to nie udało?”.

– Tak.

Szef Mandich był szczerym człowiekiem o szczerej twarzy, powściągliwym i flegmatycznym. W jego niemal bezbarwnych oczach malowała się tępa nieustępliwość pitbula.

– Chcę się też dowiedzieć, dlaczego nie powstrzymał go pan przedtem. Coś w nim wzbudziło pańską podejrzliwość. Wstał pan z miejsca i przeszedł na drugą stronę sali, by się do niego zbliżyć. Ale nic pan nie powiedział. – Mandich nie krył goryczy. Nienawidził własnych niepowodzeń. – Mieliśmy szczęście, że nikt w sali nie zginął. Gdyby raczył pan nas ostrzec, strażnik ochrony RZZK nadal by żył, a podporucznik Crender miałby lewą rękę. Z całym szacunkiem, dyrektorze Lebwohl – zakończył z szyderczym uśmiechem – co do cholery pan kombinował?

Ciało Hashiego przeszył dreszcz. Targała nim reakcja na niebezpieczeństwa i upokorzenia, jakie przeżył w ciągu kilku ostatnich godzin.

– Proszę bardzo. – Splótł szczupłe dłonie na kolanach, by ukryć ich drżenie. – Ja odpowiem na pańskie pytania, a pan odpowie na moje. Że pana zacytuję, szefie Mandich, co do cholery pan kombinował, przydzielając mi takiego szczeniaka, jak podporucznik Crender?

Mandich otworzył szeroko oczy.

Sapiąc ostro, Hashi ciskał słowa niczym osy prosto w szczerą twarz mężczyzny.

– Jasno wytłumaczyłem zastępcy szefa Ingowi, czego potrzebuję. Poinformowałem go, że chcę, by jego ludzie byli gotowi spełniać moje życzenia i rozkazy. Odrzekł mi, że nie może wydać takiego polecenia bez konsultacji z panem. Uznałem tę odpowiedź za nieadekwatną. „Jeśli poproszę cię, żebyś coś zrobił, chcę, byś to wykonał, nie pytając przełożonego i bezzwłocznie”. Tak dokładnie brzmiały moje słowa. Jasno mu oznajmiłem, że nie spodziewam się niczego, ale chcę być gotowy na wszystko. W dalszym ciągu się wahał. Powiedziałem mu: „Więc proszę uprzejmie poinformować szefa Mandicha, że domagam się, by pozwolił swym ludziom wykonywać moje polecenia”. Tym razem również dokładnie cytuję własne słowa. Dyrektor Hannish poparła moje życzenia.

Hashi kątem oka zauważył, że Koina gapi się na niego, otwierając nieco usta z zaskoczenia. Choć pracowała dla niego od wielu lat, niewykluczone, że nigdy nie słyszała, by tak się rozgniewał.

Zawstydzający rumieniec zabarwił szyję szefa Mandicha i pokrył jego policzki cętkami gniewu. Mężczyzna otworzył usta, by odpowiedzieć, ale Hashi jeszcze nie skończył. Nie dał szefowi szansy na odpowiedź.

– I co pan zrobił? – ciągnął ostrym tonem. – Przydzielił mi pan chłopaka tak niedoświadczonego, że nie był w stanie zareagować bez wahania. Wahania, które mogło doprowadzić do morderstwa w sali spotkań Rady Zarządzającej Ziemi i Kosmosu. Trzeba przyznać, że zapanował nad swą niepewnością i podjął kroki konieczne, by ratować ludzkie życie. Za to go szanuję. Ale pana nie darzę szacunkiem, szefie Mandich. – Gdyby Hashi nie panował nad swymi dłońmi, poleciałyby ku oczom szefa niczym kąśliwe owady. – Jestem dyrektorem Gromadzenia Danych Policji Zjednoczonych Kompanii Górniczych, a pan nie potraktował wyrażonych jasno przeze mnie życzeń wystarczająco poważnie, by przydzielić mi personel potrafiący bezzwłocznie wykonywać polecenia. Czy mamy teraz porozmawiać o swych motywacjach, czy też woli pan zaczekać, aż będziemy mogli je wyjaśnić dyrektorowi Diosowi? – Hashi wzruszył obojętnie ramionami. – Osobiście chętnie zaczekam.

Szef Mandich zamknął usta. Tłumione emocje nadawały jego twarzy opuchnięty wygląd. Biedaka przeklęto uczciwością tak sztywną, że czyniła go bezbronnym. Min Donner stawiłaby czoło wyzwaniu Hashiego, by uzyskać odpowiedzi na własne pytania, ale jej szef ochrony nie był do tego zdolny. – Pańskie pretensje są uzasadnione, dyrektorze Lebwohl – powiedział szeptem przez zęby po chwili. – Jeśli chce pan udzielić mi nagany, nie będę się sprzeciwiał.

Rozpiął sztywnym ruchem pas i wrócił na fotel, który poprzednio zajmował.

Och, z pewnością, nagany, pomyślał Hashi, spoglądając na plecy oddalającego się szefa. Nie warto zaprzątać sobie tym głowy. Obecna sytuacja sama w sobie jest wystarczającym oskarżeniem. Stoimy przed dylematem będącym naganą dla nas wszystkich.

Mówiąc szczerze, musiał przyznać, że ochrzanienie szefa Mandicha sprawiło mu przyjemność. Gdy zerknął na Koinę, napotkała jego spojrzenie. Jej oczy pociemniały od przeciążenia i namysłu.

– Czy to nie lekka obłuda, dyrektorze Lebwohl? – zapytała krótko. – Nawet „szczeniak”, taki jak podporucznik Crender, nie wahałby się, gdybyś mu powiedział, czego szukasz.

Hashi rozpostarł dłonie, jakby chciał jej zademonstrować, że w pełni odzyskał spokój ducha.

– Moja droga Koino, czy znasz dzieła Heisenberga?

Pokręciła głową.

– Szkoda. – Rozsiadł się wygodnie w fotelu, by oczekiwać na przybycie promu do sztabu PZKG. – Gdybyś je znała, może uświadomiłabyś sobie, że nie mogłem wiedzieć, czego szukam, dopóki tego nie znalazłem.

Być może nigdy bardziej się nie zbliżył do powiedzenia jej prawdy.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...