Siódmy syn

5 minut czytania

siódmy syn

Był sobie kiedyś Harry Potter, który w ciągu kilkunastu lat (magicznym) szturmem zawojował księgarnie, biblioteki oraz kina. To musi być przepis na murowany sukces – stwierdziła konkurencja. Ekranizujmy książki dla młodzieży! I w ten sposób widzowie otrzymali mnóstwo produkcji lepszych, gorszych i gorszych od tych gorszych produkcji, które według oczekiwań miały przynosić niemałe zyski. Nie zawsze przynosiły. Kontynuacja „Miasta kości” stanęła pod znakiem zapytania, „Dawca pamięci” przyjęty został dość chłodno, a o Percym Jacksonie szkoda wspominać. Do nielicznych wyjątków z pewnością można zaliczyć „Igrzyska śmierci”, zachwalane przez krytyków oraz uwielbiane przez odbiorców. Czy więc przepis na pewno okazał się taki dobry? Trudno powiedzieć, niemniej wytwórnie nadal idą w zaparte, dając zielone światło adaptacjom popularnych serii. Najnowszym dzieckiem tej idei jest „Siódmy syn”, bazujący na cyklu „Kroniki Wardstone”.

siódmy syn siódmy syn

Ma on jednak z „Kronikami Wardstone” mniej wspólnego niż z polskim „Wiedźminem”. Scenarzyści od pierwowzoru zaczerpnęli głównie imiona i nazwy, resztę modyfikując wedle własnego uznania. Bohaterem filmu zostaje młodzieniec w wieku nieokreślonym, grany przez około trzydziestoletniego aktora. Dla porównania, w książce to był trzynastolatek. Mało tego. Już w pierwszej części (zakładając, że powstaną następne) zalicza pierwszą dziewczynę, znaną fanom serii Alice. Staje się uczniem Stracharza, który mimo podeszłego wieku, sprawiłby kłopoty nawet Geraltowi z Rivii. Mateczka Malkin – zaczerpnięta z oryginału – wydostaje się na wolność – wbrew temu oryginałowi – samodzielnie. Przyzywa grupkę różnorodnych gostków mających pomóc jej w przejęciu władzy nad światem. Wśród nich znajduje się mistrz asasynów, niedźwiedź Urag czy tajemnicza sześcioręka kreatura. Zadaniem bohaterów jest ich eksterminacja zanim nastąpi noc krwawego księżyca. Możecie teraz ocenić zgodność z „Kronikami Wardstone”. Jakby ktoś ich nie czytał, to wystarczy powiedzieć, że film mógłby spokojnie egzystować jako osobny, niepowiązany z żadną powieścią produkt. Przy zmianie imion nikt nie zgłosiłby nawet oskarżenia o plagiat.

siódmy syn

Niestety większość zmian „Siódmemu synowi” nie służy. Zaczniemy jednak od pozytywów – film sprawdza się jako niezobowiązująca rozrywka na jeden wieczór. Walki zostały nakręcone z rozmachem i urzekającą efektownością, bez chaosu z ostatniego „Hobbita”, gdzie człowiek często zastanawiał się, jakim cudem dana postać z punktu A dostała się do punktu B. Wrogowie dwójki walecznych protagonistów to papierowe osobowości, których celem istnienia jest sprawienie jak największej ilości kłopotów. Na szczęście ich zróżnicowanie pod względem fizjonomii i ataków jest tak dobre, że sceny akcji nie nudzą, tylko skutecznie przykuwają do ekranu. Całość rozgrywa się w prawdziwie baśniowych krajobrazach, ocierających się momentami o słowiańskość (stąd też porównania do „Wiedźmina”). Nie ma w nich gwałcących wzrok upiększeń graficznych (to znaczy pewnie są, tylko nie znęcają się nad widzem), za to jednak umiejętnie czarują i odciągają uwagę od kiepskich elementów.

siódmy syn

Co więc tutaj nie gra? Pierwszym zarzutem, jaki posłałbym prosto w twarz reżyserowi, który nakręcił tak miodny przez większość czasu obraz, byłoby miasto. Jedno na cały film. Pięknie masakrujące rozmach „Siódmego syna”. Fabuła próbuje wmówić, że Tom, główny bohater, ratuje świat przed zniszczeniem. Tymczasem przyglądając się otoczeniu, w którym rozgrywa się akcja, łatwo dojść do wniosku, że ratuje jedynie pewną miejscowość z okolicznymi włościami. Tak to właśnie wygląda, skoro Tom wyrusza w podróż ze Stracharzem i trafia do miasta, a potem pojawia się w nim rodzina Toma, czyli ewidentny znak, że młodzieniec wcale daleko od domu nie zawędrował. Następnie zaś okazuje się, że według Mateczki Malkin spustoszenie świata obejmuje... właśnie. Wspomniane miasto. Od razu zagrożenie traci na realności. Iluzję, że wrogowie mogą stanowić ciężki orzech do zgryzienia, podtrzymują efekty 3D. Jak nigdy – kilka momentów przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Może to niewiele, ale ostatnio trudno o filmy, w których przynajmniej pojedyncza scena byłaby uzasadnieniem dla wykorzystania trójwymiarowej technologii. Nawet plagi egipskie w „Exodusie” nie prezentowały się tak wyśmienicie, jak chociażby pojedynek z boginem.

siódmy syn

Oceniając „Siódmego syna”, trzeba jednak zastanowić się nad tym, co straciliśmy przez liczne zmiany twórców. Czytałem jedynie pierwszy tom „Kronik Wardstone” i zapamiętałem je jako horror dla młodzieży. Nastroju grozy w książce nie budowały jednak olbrzymie istoty, przy których mistrz Gregory i jego uczeń przypominają mrówki, lecz sama obecność paranormalnych zjawisk. Trochę jak w „Z Archiwum X”, gdzie również wyraźne jest nastawienie na minimalizm, co sprawia, że mimo technologicznego postępu, do dziś oglądanie niektórych odcinków serialu to zadanie dla ludzi o mocnych nerwach. „Siódmy syn” idzie w drugim kierunku, w stronę monumentalności, więc za kilkanaście lat wszyscy o nim zapomną. O ile nie nastąpi to jeszcze wcześniej. Zamiast klimatycznego tytułu o spokojnej akcji, otrzymaliśmy pędzącą naprzód produkcję, której walorami przede wszystkim są świetne efekty, dużo walki i kilka suchych żartów przewijających się w dialogach. Nawet jednak przy takiej formule, film mógłby zostać wykonany lepiej. Wątpliwości budzi obecność wątku miłosnego, nachalnego niczym reklama Media Expert. Podobnie jak w „Exodusie”, znalazł się, bo tego wymagają hollywoodzkie standardy, ale nic poza tym. Postacie ni stąd, ni zowąd wyznają sobie miłość i zaraz lądują w łóżku. Nikt nie pomyślał, czy to aby nie za sztuczne – istotne, że jest, a więc fani fantastycznych romansów mają czym się podniecać.

siódmy syn

Bardziej jednak nie potrafię zaakceptować postaci matki Toma. Pełni ona rolę piątego koła u wozu. Oczywiście na początku historii nie mogło jej zabraknąć, to nawet w sumie jest zgodne z książką. Ale jej dalszą obecność dosyć łatwo zakwestionować. Nie wiem, czy miała być zwrotem akcji dla nieznających pierwowzoru widzów. Ja zbyt zdumiony nie byłem, może dlatego, że pani Ward nie budziła we mnie żadnych pozytywnych emocji. Jedynie powodowała irytację głupimi uśmieszkami mającymi kreować ją na inteligentniejszą niż jest. Olivia Williams tutaj się nie popisała. Jeff Bridges już klasycznie gra mistrza młodocianego bohatera. Nie zdziwiłbym się wcale, gdybym go zobaczył jako Halta w ekranizacji „Zwiadowców”. Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo osobiście czuję przesyt postacią mentora rzucającego kąśliwe żarty. Tom Ward miał być przystojny i łamać niewieście serca – czy Benowi Barnesowi to się udało, nie mnie oceniać. Ważniejsze, że do żadnych owacji się nie przyczynia. Ze świetnej strony pokazał się Kit Harington, wcielający się w poprzedniego ucznia Stracharza. Żałuję ogromnie, że nie zamienił się miejscami z Barnesem, bo starannie wczuł się w postać, która była zupełnie inna od Jona Snowa. Alicia Vikander (Alice) to ładna dziewczyna, choć talentu nie pokazała. Nie wróżę jej wielkiej przyszłości. Nominowanej do Oscara Julianne Moore nie jestem w stanie nic zarzucić – jako zła czarownica była pełna ekspresji, goryczy i niepohamowanej złości. O to chyba chodziło.

siódmy syn

„Siódmy syn” to niezłe, choć niewysokich lotów fantasy. Jeśli nie macie wygórowanych oczekiwań, a poszukujecie sympatycznego filmu na wieczór, to nie powinniście się zawieść. Mimo paru spapranych rzeczy, wciąż nie żałuję wybrania się do kina. Historia jest prosta jak budowa cepa, postacie nie zachwycają charakterystyką, lecz... cóż. Czasem potrzeba odetchnąć od dojrzalszych i wymagających użycia mózgu tytułów. Oceniając produkcję w stosunku do rozrywki, jaką mi dała, wystawiam jej 6. Należy jednak pamiętać, że jako ekranizacja książki „Siódmy syn” jest jak niesforny uczeń na sprawdzianie z lektury – nie przeczytał jej, opiera się jedynie na streszczeniu zapoznanym w trakcie przerwy. A skutkiem jego nieprzygotowania okazuje się jedynka.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
6.2 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...