"Niezgodna" zapoczątkowała kolejną już serię filmów młodzieżowych osadzonych w mniej lub bardziej dystopijnych rzeczywistościach, jak na przykład "Igrzyska śmierci" czy "Więzień labiryntu". Pierwsza część nie obfitowała w świeże pomysły ani nie wykazała się wywrotowym podejściem do tematu. W gruncie rzeczy, jakbym miał ją porównać z wymienionymi wyżej produkcjami, uszeregowałbym ją na trzecim miejscu. Niemniej jednak podczas seansu bawiłem się całkiem nieźle i nie żałowałem poświęconego czasu. Bez jakichś wygórowanych oczekiwań sięgnąłem również po kontynuację – "Zbuntowaną". Niestety sequel okazał się sztandarowym wzorem dla kogoś, kto chciałby stworzyć najgorszy filmowy ciąg dalszy opowieści, jaki kiedykolwiek powstał. Gdyby wyciąć "Zbuntowaną" i od "Niezgodnej" przejść od razu do "Wiernej", nikt by się nie zorientował, że czegoś brakuje. Wszyscy antybohaterowie, z Jeanine Matthews na czele, przeżyli w pierwszej części tylko po to, aby denerwować protagonistów, a później zostać przez nich zaszlachtowanymi. Przyznam szczerze, że po takim gniocie bardzo obawiałem się seansu "Wiernej" – w końcu na stołku reżyserskim ciągle zasiadał Robert Schwentke, który tak koncertowo zaprzepaścił robotę Neila Burgera przy "Niezgodnej". Czy udało mu się odkupić winy?
"Zbuntowana" pozostawiła nas w bardzo interesującym momencie – po odczytaniu sekretnej wiadomości od ludzi spoza Chicago całe tłumy ruszyły, aby sforsować mur. Jak się jednak okazało, nie dane było im ujrzeć, co też znajduje się na zewnątrz miasta. Evelyn, która przejęła władzę po Jeanine, dla zachowania bezpieczeństwa nie pozwoliła nikomu wyjść poza granice metropolii. Co więcej, rozpoczęły się zdawkowe procesy zdrajców, kończące się egzekucjami. Z takim obrotem spraw nie może pogodzić się Johanna, w związku z czym w mieście ponownie powstają dwie zwalczające się nawzajem frakcje. Jak widać, obalenie tyranii wcale nie zaprowadziło w Chicago ładu – pojawił się kolejny autokrata i wybuchła wojna domowa. Tris nie chce w tym wszystkim uczestniczyć, więc postanawia sforsować mur na własną rękę. Na wycieczkę zabiera się również większość głównych bohaterów serii. Czy na zewnątrz znajdą upragniony ratunek, czy też w postapokaliptycznym świecie czeka na nich jedynie śmierć?
"Wierna" od samego początku stara się wzbudzić w widzu zaciekawienie i całkiem nieźle się jej to udaje. Dobrym rozwiązaniem było zamknięcie bram Chicago i pokazanie następstw zabójstwa Jeanine. Segment ten nie trwa długo, a jest zgrabnie zrealizowany oraz podsyca w widzu pragnienie poznania świata za miastem. Podoba mi się przesłanie tej części filmu – zdobycie tak dużej władzy, niezależnie od pobudek kierujących człowiekiem, może sprawić, że nawet najlepsza osoba zostanie opętana przez swoje demony. Wielokrotnie w historii ludzkości przekonywaliśmy się, że tłum jest płynną masą i popchnięty w nieodpowiednim kierunku dopuści się najbardziej bestialskich czynów. Nie należy zapominać jednak, że oglądamy produkcję science fiction – społeczność Chicago dysponuje ciekawym wynalazkiem, jakim jest serum prawdy. No to chyba wszystko jasne? Skoro nie można skłamać, będzie można sprawiedliwie osądzić winnych w trymiga. Czy jednak na pewno? Zadając odpowiednie, dobrze przemyślane pytania, nawet takim obiektywnym testem można zmanipulować. A podjudzony, żądny krwi tłum ciężko zatrzymać.
Nie ukrywam jednak, że najciekawsza część produkcji zaczyna się dopiero za murem. Powiem szczerze, że dosyć trudno obiektywnie i przystępnie opisać wam moje wrażenia z tego segmentu "Wiernej", nie zdradzając jednocześnie zbyt wielu fragmentów historii. Jedno jest pewne – gdy protagoniści wyrwą się z Chicago, fabuła zmierza jak po sznurku ku przewidywalnemu finałowi – nic po drodze mnie nie zaskoczyło. Film garściami czerpie z wytartych schematów. Aczkolwiek podobnie prezentowała się sytuacja w "Niezgodnej" – analogia nie polega wyłącznie na porównywaniu dwóch części tej samej serii – w obu przypadkach operowanie zgranymi kliszami nie przeszkadza, bowiem oprawa po prostu zapewnia godną rozrywkę. Jak przymkniemy oko na parę nielogiczności oraz głupotek scenariusza i zwyczajnie zaangażujemy się w oglądanie, nie powinniśmy być zawiedzeni. Całkiem sprawnie poradzili sobie spece od CGI – jak na świat przyszłości przystało, będziemy mogli nacieszyć oczy paroma nowinkami technicznymi i ich realizacja wygląda znakomicie. W międzyczasie seans umilać nam będzie muzyka skomponowana przez Josepha Trapanese – tym razem kompozytor poradził sobie lepiej niż w "Zbuntowanej" i jego wysiłki są lepiej zauważalne. Również dobór utworu na napisach końcowych (Tove Lo – "Scars") był strzałem w dziesiątkę.
Jeśli chodzi o bohaterów – dwójka protagonistów, czyli Tris (Shailene Woodley) oraz Cztery (Theo James), zdecydowanie odrobiła pracę domową. Aktorzy grają o wiele mniej sztucznie, a zestaw ich min powiększył się o kilka egzemplarzy. Można powiedzieć, że para ta w końcu wczuła się w swoje role i przeniosła te emocje na ekran. Pod tym kątem Theo przyćmiewa nawet momentami Shailene, za co należą mu się brawa, a dziewczyna będzie miała jeszcze jedną część serii, aby dorównać partnerowi. Ciężko ocenić mi Evelyn (Naomi Watts) – w "Zbuntowanej" ukazywała się jako zdecydowana, nieco wyrachowana przywódczyni odrzuconej społeczności. W "Wiernej" wizerunek ten postanowiono ździebko zmiękczyć, w związku z czym momentami sprawiała wrażenie płaczliwej matki, niezrozumianej przez syna. W innych scenach grała za to wyśmienicie, także jej średnie starania mogę określić jako poprawne. Najjaśniejszą gwiazdą produkcji jest za to Peter (Miles Teller). Wielki cynik wprowadza do fabuły odrobinę komedii, a jednocześnie jego wątpliwe moralnie postępowanie powoduje, że nie do końca wiemy, czy go polubić. Ogromna klasa, widoczna nawet w takim zwyczajnym młodzieżowym filmie – z pewnością będę śledził jego kolejne angaże. Pozostaje jeszcze David (Jeff Daniels), jedna z główniejszych postaci trzeciej części serii – bez niepotrzebnych spoilerów powiem jedynie, że zagrał zupełnie przeciętnie i raczej nie podźwignął odpowiedniej kreacji swojego bohatera.
Podsumowując, "Seria Niezgodna: Wierna" (swoją drogą po co dystrybutor zdecydował się dodać ten zbędny pierwszy trzon nazwy?) to niezły film młodzieżowy. Jeżeli podobała się wam "Niezgodna", to również i ta część cyklu powinna przypaść wam do gustu. Fabuła jest co prawda w zupełności przewidywalna, jednakże nie odbiera to radości z seansu. Poza kilkoma wyjątkami, poprawiło się aktorstwo, a oprawa audiowizualna została zrealizowana porządnie. Również postacie drugiego planu nie obniżają poziomu – Matthew (Bill Skarsgård), Nita (Nadia Hilker) czy nieszczęsny Caleb (Ansel Elgort) – wszyscy dają z siebie sto procent, na co naprawdę miło się patrzy. Puśćcie w zapomnienie "Zbuntowaną", to był wypadek przy pracy, który może zdarzyć się każdemu. Robert Schwentke odkupił swoje winy. Co więcej, finał historii Tris Prior zostanie wyreżyserowany przez kogoś innego – Lee Tolanda Kriegera. Jak sobie poradzi nowy twórca? Tego dowiemy się dopiero za rok.
Za seans dziękujemy firmie Multikino.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz