Niektóre komiksy zaskakują tym, jak znakomicie opierają się upływowi czasu. Jednym z nich jest niezaprzeczalnie "Saga o Potworze z Bagien", a drugi album zbiorczy tylko utwierdza w tym przekonaniu.
Alan Moore ponownie zabiera czytelników na mokradła, gdzie spotykamy tytułowego stwora oraz jego towarzyszkę Abby Cable. Tym razem materiał obejmuje zeszyty #35-50 oryginalnego wydania i ponownie zadbano o dodatki w postaci okładek oraz artykułów, m.in. Neila Gaimana i rysownika serii Stephena Bissette'a.
Podczas omawiania fabuły "Sagi o Potworze z Bagien" nie można zapomnieć o poruszanych zagadnieniach dalece wykraczających poza fantastykę i grozę. Moore niemal w każdym zeszycie zestawia zielone monstrum z problemami pojedynczych ludzi i całych społeczeństw, a inne nadnaturalne byty i krwawe historie jawią się jako pretekst do poruszenia ważkich tematów. Z twórczości Brytyjczyka wyłaniają się pytania, m.in. o rasizm, energetykę jądrową i powszechne prawo do posiadania broni. Duży nacisk został ponownie położony na ekologię, lecz poza tym scenarzysta zadbał o silne powiązanie ze światem fikcyjnym, a konkretnie z uniwersum DC. Potwór powstawał w okresie, kiedy to w "Kryzysie na Nieskończonych Ziemiach" Liga Sprawiedliwości i spółka stanęli wobec niespotykanego wcześniej zagrożenia. W efekcie wszystko, co było wówczas tworzone w ramach DC Comics, musiało choćby w minimalnym stopniu nawiązywać do gigantycznego eventu. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że Alan Moore wyszedł z zadania obronną ręką.
Był czas, żeby się przyzwyczaić do metafizycznych ciągot autora, lecz wciąż ogromny podziw budzi ich zręczne wplątywanie w historie o zielonym stworze. Niesamowite jest też to, jak nastrojowe i wciągające opowieści udaje się kreślić Brytyjczykowi pomimo wykorzystywania wyeksploatowanych motywów. Zombie, wampiry, kultyści, odwieczna walka dobra ze złem... Ze wszystkiego wyciska ostatnie soki, racząc czytelników pełnokrwistymi postaciami i stale dodając nowe. W drugim albumie pojawia się chociażby słynny John Constantine, który wyrasta na drugiego bohatera opowieści, a przecież jego popularność później jeszcze wzrosła, dzięki czemu otrzymał własną serię. Jednocześnie obserwujemy rozwijającą się postać Potwora z Bagien. Część zeszytów posłużyła do uświadomienia Potworowi jego własnych możliwości i dodania kolejnych informacji do jego genezy.
Armia ilustratorów i inkerów ponownie świetnie sobie poradziła, co jest tym bardziej godne pochwały, że udało im stworzyć spójną stylistykę i obdarzyć plansze klimatem. Niezależnie, czy obrazki były dziełem Bissette'a, czy Stana Wocha bądź Johna Totlebena, za każdym razem wyśmienicie podkreślają szaleństwo ogarniające postaci, mają zadbane nastrojowe kadrowanie, a niektóre plansze niczym nie ustępują odpicowanym okładkom zeszytów.
Lata mijają, a "Potwór z Bagien" jest w świetnej formie i wielka szkoda, że przygoda z nim skończy się tak szybko, bo trzeci album zbiorczy będzie zarazem zwieńczeniem cyklu Moore'a. Jeśli do tej pory nie wiedzieliście, co zażyczyć sobie pod choinkę, to właśnie trafia się bardzo mocny kandydat.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz