W komiksach jak w każdym innym medium istnieją legendarni twórcy, których dzieła po wielu latach wciąż rozpalają wyobraźnię kolejnych odbiorców, a jakakolwiek ich krytyka może spotkać się z oburzeniem oddanych fanów. Jednym z takich autorów z pewnością jest niedawno świętujący sześćdziesiąte piąte urodziny Alan Moore.
Pierwszy album nowego wydania "Sagi o Potworze z Bagien" zawiera zeszyty #20-34 oraz zeszyt specjalny, a zatem pierwsze kilkanaście spotkań Moore'a ze stworem. Na tym nie koniec atrakcji, ponieważ znalazło się miejsce dla kilku artykułów dodatkowych, m.in. Neila Gaimana.
Chociaż Brytyjczyk nie stworzył kultowej postaci Potwora z Bagien (to zasługa Lena Weina i Berniego Wrightsona), to bezsprzecznie jemu zawdzięczamy tchnięcie życia w zielone monstrum i sprawienie, że przeszło ono do historii. Pierwotnie większość zamieszczonego materiału została opublikowana w latach 1984-1985. Automatycznie nasuwa się pytanie o odporność dzieła na upływ czasu i trzeba powiedzieć, że jest... znakomicie! Łatwo o wniosek, że Moore od pierwszych chwil pracy nad Potworem wiedział, w jaką stronę chce rozwinąć bohatera i nie wzbraniał się od rozciągania wątków na wiele zeszytów czy ponownego wykorzystywania ukazanych wcześniej charakterów i przede wszystkim odmiany wizerunku samego Potwora. Dla polskiego czytelnika, który otrzymuje przeszło 400-stronicowy album złożony tylko z historii napisanych przez Brytyjczyka, nie jest to już takie istotne, lecz dla nabywców oryginalnych zeszytów, ukazujących się co miesiąc, mogło być to trudniejsze do zaakceptowania i istniało ryzyko utraty ich zainteresowania.
Jednak Moore nie zamierzał się ograniczać, dzięki czemu zawędrował niezwykle daleko. To nie tylko historia o zielonym stworze – autor nadał mu o wiele większej głębi, przedstawiając jego genezę oraz rozwijając w istotę może małomówną i czasem groźną, lecz jednocześnie pełną empatii i ciepła. Nietrudno zrozumieć, dlaczego "Potwór z Bagien" w wydaniu Brytyjczyka jest często nazywany dziełem inteligentnym czy nawet rewolucyjnym. Jest tu i dawka grozy, i romansu, i zew przygody, a nade wszystko mnóstwo nostalgii i smutku wynikających z przygnębiającego losu stwora.
Twórca od początku wprowadza nas w świat tajemniczej istoty i znakomicie rozpisuje kolejne historie, a przemyślana narracja pozwala na budowanie tak napięcia, jak i zaciekawienia, które nie pozwalają oderwać się od utworu. To w dużej mierze zasługa pojawiających się na kartach komiksu bohaterów. Potwór to jeden z nich, wykreowany z wyczuciem, lecz na nim się nie kończy – dostajemy jeszcze wiele innych, bardzo charakterystycznych osobowości. Ponadto należy pamiętać, że rzecz dzieje się w uniwersum DC, więc spotkamy dobrych znajomych z tego właśnie uniwersum, którzy stanowią dodatkowy smaczek.
Popularność "Sagi o Potworze z Bagien" wynika nie tylko z bogatego scenariusza, lecz także z bardzo dobrych ilustracji. Przy zebranych zeszytach pracowało wielu artystów i warto wyróżnić tych, którzy wykonali lwią część prac, czyli Stephena Bissette'a, Ricka Veitcha (obaj odpowiadają rysunki), Johna Totlebena (tusz) i Tatjanę Wood (kolory). Akurat na planszach czuć wiek komiksu, ale zamiast wywoływać zniesmaczenie porównywalne z odkopaniem zardzewiałego sprzętu przypominają raczej odnalezienie cennego artefaktu. Mieszanina kadrów, rysunki wykraczające poza swoje okienko, wprowadzające w nastrój ujęcia to tylko część zalet świetnie wykonanej pracy wyżej wspomnianej grupy. Bardzo dobre są również okładki zeszytów, a niektóre całostronicowe ilustracje wprost zachwycają urodą i klimatem.
Aż chce się zakrzyknąć, że "Potwór z Bagien" jest wiecznie młody i co najważniejsze – w tym haśle nie byłoby przesady. To znakomita pozycja, świetnie radząca sobie pomimo upływu czasu, która dobitnie pokazuje, dlaczego Moore cieszy się taką estymą wśród komiksowych twórców.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz