Nie zastanawialiście się czasem, co też nowego dla danej serii można wymyślić w trzeciej części? "Jedynka" przeciera szlaki, sequel poprawia to, co poprzednio nie wyszło (przynajmniej w teorii i dziennikach developerów), zaś zamykająca trylogię odsłona musi mieć w sobie coś, co przyciągnie malkontentów i utrzyma zagorzałych fanów. Problem pojawia się w sytuacji, gdy upada twórca dwóch części, zaś wydawca od nowego zespołu żąda cudów.
Panie i Panowie, przed wami recenzja "Sacred 3", czyli trochę smutna opowieść o tym, jak pragnąc sobie polepszyć, tylko psujemy wszystko to, co dobre.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz