Równoumagicznienie

4 minuty czytania

równoumagicznienie, okładka

"Równoumagicznienie" Terry'ego Pratchetta to jego trzecia powieść osadzona w Świecie Dysku. Jest to pierwsza część cyklu o czarownicach z Lancre i zarazem druga książka tego autora, jaką przyszło mi czytać. Tyle tytułem statystyk. Angielski pisarz ma miliony fanów na całym świecie, ale jak to w życiu bywa, nie brakuje również głosów krytyki. W niniejszej recenzji postaram się rozłożyć na czynniki pierwsze trudne zagadnienie, jakim jest magia, a także określić, do którego z dwóch obozów należę.

Akcja powieści rozwija się bardzo powoli. Autor nie śpieszy się z nagłymi zwrotami wydarzeń i pozwala, by jego bohaterowie przez pewien czas wiedli spokojne życie. Z upływem czasu wszystko nabiera jednak tempa i pozwala sądzić czytelnikowi, że teraz nadszedł czas na wielką przygodę. Nic bardziej mylnego. Pratchett co kilkadziesiąt stron zaciąga ręczny hamulec, serwując nam opowieść o czynnikach wpływających na magię wokół Świata Dysku, jej budowie, aspektach filozoficznych oraz fizycznych. Uważam, że angielski pisarz zbyt dosadnie próbuje nam wytłumaczyć, co jest istotą czarów, a zapomina o tym, że jego bohaterowie już od dawna nie pamiętają, jak rzuca się kulą ognia.

Warto poświęcić kilka zdań na temat stylu kawalera Orderu Imperium Brytyjskiego. Cyniczny język Pratchetta jest niepowtarzalny i w doskonały sposób wyśmiewa ludzką głupotę oraz stereotypy rodem z średniowiecza. Specyficzne poczucie humoru często budziło radosny uśmiech na mojej twarzy. Książkę czyta się niezwykle szybko i płynnie. Autor zachował odpowiednią równowagę pomiędzy opisem a dialogami. Czasem mogą jednak irytować zbyt długie opisy działań magii, a także jej następstw. Myślę, że wielu osobom nie spodoba się również zbyt krótkie udialogizowanie pewnych wypowiedzi. Niekiedy postacie używają zdań, które składają się z dwóch czy trzech wyrazów. Na dłuższą metę taki styl może razić w oczy.

W trzeciej powieści Pratchetta występuje dwóch głównych bohaterów. Pierwszą postacią jest Eskarina Kowal, jak na ironię córka kowala w wiosce. Właśnie wokół tej młodej dziewczynki kręci się cała fabuła. Przez niefortunny przypadek Esk poznaje swoją ukrytą moc, a czas ją nagli, by podjęła odpowiednią decyzję. Pierwszą rzeczą, jakiej mi brakuje w portrecie psychologicznym córki kowala, jest brak jakiejkolwiek wewnętrznej przemiany. Odnoszę wrażenie, że wszystkie przygody, jakie przeżyła mała bohaterka, w żaden sposób nie wpływają na zmianę w jej podejściu do życia. Brak tu fundamentalnej zasady fizyki, że każda akcja powoduje reakcję. Tutaj wszystko dzieje się jakby trochę z boku.

Drugą aktorką, która gra pierwszoplanową rolę, jest zacna czarownica, zwana po prostu babcią Weatherwax. Tutaj autor postarał się zdecydowanie bardziej. W miarę upływu czasu postać czarownicy odkrywa nam coraz większy wachlarz swoich umiejętności, a my naiwnie sądzimy, że już nas niczym nie zaskoczy. Wokół babci wciąż panuje jakiś nimb tajemniczości i nigdy nie wiadomo, co za chwilę może się wydarzyć. Moją uwagę przykuł również sposób, w jaki babcia czaruje. Weatherwax zamiast skomplikowanych zaklęć używa prostej głowologii oraz zwykłego ludzkiego cwaniactwa, które jak mało co przydaje się w życiu. Na wielkie brawa zasługują również wypowiedzi starszej pani, które aż ociekają cynizmem i brutalnym angielskim humorem.

Bohaterów pobocznych nie ma zbyt wielu. Jeśli już jacyś się pojawią, to na krótką chwilę i w żaden sposób nie zapadają w pamięci. Warto tu jedynie wspomnieć o sepleniącym uczniu Simonie, dyrektorze Cutangle czy bardzo zabawniej postaci bibliotekarza, będącego orangutanem.

Pisarz po raz kolejny podszedł fachowo do opisu otaczającego nas Świata Dysku. Przez dużą część powieści poznajemy wpływ magii na ukształtowanie terenu, a także jej oddziaływań na rzeczywistość, zahaczając nawet o inne wszechświaty. W tym pełnym magii świecie nie brakuje również fantastycznych ras. O ile krasnoludy nikogo nie dziwią, to rasa Zonnów jest już czymś zupełnie nowatorskim. Dla osób, które nie są fanami tak drobiazgowych opisów, taka lektura może okazać się bardzo męcząca. Jeśli jednak ktoś lubi szczegóły i musi wiedzieć, dlaczego dwa plus dwa równa się cztery, to tu znajdzie wszystko, czego mu potrzeba.

Myślę, że autor napisał tę książkę głównie z myślą o dzieciach i młodzieży. Moją teorię poprę kilkoma sztywnymi faktami. Powieść jest skonstruowana w taki sposób, że jeśli dzieje się jakaś brutalna akcja, to pisarz stara się ją opisać jak najbardziej zdawkowo. Za przykład może się tu świetnie nadawać zabicie wartownika karawany. Brak tu szczegółów opisów walki oraz sposobu, w jaki zginął mężczyzna pełniąc straż. Taki zabieg miał z pewnością uchronić młodszych czytelników przed niepotrzebnymi makabrycznymi scenami, które szybko mogłyby się przeistoczyć w nieprzespane noce.

Sama fabuła powieści jest w miarę spójna, choć mnie niczym szczególnym nie zaskoczyła. Brak tu wydarzeń, których czytelnik w żaden sposób by się nie spodziewał. "Równoumagicznienie" jest raczej przewidywalne. Niemniej jednak autor trzyma solidny poziom, dzięki czemu konstrukcja opowieści jest logiczna i w rzetelny sposób przedstawia nam historię panny Kowal.

Myślę, że największą zaletą "Równoumagicznienia" jest jego ukryty przekaz. Cała historia skupia się na tym, że młoda Esk pragnie zostać pierwszą w historii kobietą magiem. Oczywiście konserwatywni mężczyźni ani myślą się na to godzić i argumentują swoją decyzję wieloletnią tradycją. Nie i już! Autor w bardzo przebiegły sposób ukazuje nam stereotypy, jakie rządzą w naszym świecie, które bardzo często ranią płeć piękną. Walka Esk o przetarcie szlaków dla potomnych jest doskonałym odnośnikiem do feministek czy po prostu zwykłych kobiet walczących o swoje prawa. Jest to powieść o marginalizowaniu człowieka ze względu na jego płeć. I choć Świat Dysku znajduje się bardzo daleko od Ziemi, to reguły gry wydają się być bardzo podobne.

"Równoumagicznienie" to kawał solidnej literatury fantasy. Choć powieść niczym szczególnym mnie nie zaskoczyła, to zostawiła po sobie miłe wrażenie. Każdy, kto choć trochę interesuje się tematem fantastyki i jej pochodnych, znajdzie dużą radość z czytania tej książki. Jeśli dodamy do tego przystępny styl i świetne poczucie humoru, rośnie nam silna pozycja. Chociaż powieść ma sporo wad, to tak jak w życiu wolę się skupiać na zaletach. W ostatnich zdaniach wywiążę się z obietnicy, którą dałem na początku. Dzisiejszej nocy będę spał w obozie zwolenników Terry'ego Pratchetta.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
5.5 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

1
·
Bardzo dobra i rzetelna recenzja.

Po świetnym "Kolorze magii" i jeszcze lepszym "Blasku fantastycznym" trafiamy właśnie na tę część cyklu i... No właśnie, i co? Ja niestety srodze zawiodłem się na tym tomie. Kompletnie nie utrzymuje on poziomu poprzednich woluminów, a wręcz mocno go zaniża. Nie mówię, że książka jest zła. Pokręcony, ale i dosadny humor Pratchetta ratuje tę pozycję wielokrotnie. Sama historia nie jest najgorsza. Widoczne nawiązania do Ziemiomorza Le Guin czy aspekt feminizmu potrafią wciągnąć, a i zmusić do refleksji. Niestety, świetnie wytknięte przez Tyriona, stopowanie akcji zabija "Równoumagicznienie". Miejscami jest ono tak potwornie nudne, że musiałem się zmuszać, aby czytać dalej. Szkoda, bo na kartach powieści znajdziemy sporo ciekawych i śmiesznych sytuacji czy postaci, które giną pośród morza nudy (plemię, wybierające spośród siebie Kłamcę, to chyba mój ulubiony motyw w tej części). Na szczęście zakończenie nieco nadrabia poprzednie wpadki, ale myślę, że 5/10 to sprawiedliwa ocena, biorąc pod uwagę rewelacyjną kolejną część cyklu - "Morta" - czy "Trzy wiedźmy", gdzie Babcia Weatherwax i spółka dopiero pokazują tak naprawdę pazur.

Ach, i zapomniałbym - mamy również epizodyczny powrót Rincewinda

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...