Po raz pierwszy byłem na Remconie w 2022 roku. I można byłoby przytoczyć znane, choć często nierozumiane właściwie powiedzenie Heraklita o tym, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Oznacza ono nie tyle unikanie powrotów do starego, lecz to, że owe "stare" ulega ciągłym zmianom – dalsza część brzmi: "bo już inne napłynęły w nią wody". Teraz Remcon zmienił lokalizację i urósł do rangi festiwalu, a wraz z tym zwiększył się jego rozmach.
Na początku był chaos, który pragnąłem uporządkować. Postanowiłem więc stworzyć sobie jakiś plan, tenże jednak przegrał sromotnie z rozkładami jazdy. Nie rozwlekając, chcąc pojechać z powrotem do mojego Wejherowa, należałoby wyjść na długo przed przed końcem wydarzeń z piątkowej rozpiski. To problem, którego nie sposób pominąć, ale tu winne są pospołu SKM-ka i władze miasta Gdańsk, bo jest kuriozalne, by tak – mówiąc dosadnie – po prostu izolować pewne miasta czy dzielnice poprzez brak dostępnej komunikacji miejskiej. Rozwiązaniem byłoby przespać się na festiwalu, lecz sleeproomów niestety nie było, aczkolwiek ich brak nie wynikał z decyzji organizatorów. To jedyne zastrzeżenia, jakie mam i na tym narzekania kończę. Wobec tego, dla pierwszego dnia przyjąłem inny zamiar, by wykorzystać go głównie na zorientowanie się co i gdzie jest, skoro i tak "mięsem" wydarzenia jest przede wszystkim sobota.
Z racji dojazdów komunikacją miejską ominęła mnie niestety prelekcja "Legendy ludów z północnych Chin" autorstwa Afgana. Widziałem jego inne prelekcje dwa lata temu, a jedną w tym, więc w ciemno stwierdzam, że musiała być świetna, bowiem występując publicznie jest on niczym ryba w wodzie – po prostu środowisko naturalne. Z opisu wydarzenia wynika, że opowiadając je odgrywał przy tym rolę przyzwanego "magią Orgów" japońskiego żołnierza z czasów drugiej wojny światowej. To musiało być po prostu coś pięknego. Druga ciekawa sytuacja, która mnie ominęła – a może w ogromie festiwalu minęliśmy się po prostu? – był cosplayer przebrany za... Grzegorza Brauna z gaśnicą. Czemu akurat to, co najlepsze, cóż za niesprawiedliwość! Oczywiście powyższy żal nie znaczy, ze występujący których miałem przyjemność słuchać w czymkolwiek mu ustępują, to tylko lekka dramaturgia! Mnóstwo wiedzy można było wynieść z wystąpienia Pyro o adaptacjach, czy słuchając opowieści Lemoniadowego Joe o upadku Telltale i Volition.
Dojazd udało się zgrać idealnie. Oto wkraczam na teren AMBER EXPO i z ulgą mijam kolejkę ciągnącą się wzdłuż budynku. Media wchodzą osobno, a media – to również ja! Odebrawszy wejściówkę, wpierw udaje się rozejrzeć po terenie festiwalu. Jedna sala to strefa wypoczynkowa i szatnia, druga oddana dla wystawców, w głębi trzecia ze sceną przeznaczona na występy, a prelekcje odbywają się w pomieszczeniach na piętrze. Wszystko jasne i przejrzyste.
Mogę więc już zrobić coś na miarę profesjonalizmu redakcji Game Exe, czyn na miarę growego Geralta! – poszedłem rżnąć w karty. Od 18:00 była możliwość przyuczenia się do karcianki "Magic: The Gathering". Uniwersum to poznałem już kiedyś od... odwrotnej strony. Przeczytałem mianowicie "Bratobójczą wojnę" Jeffa Grubba, później zaś dowiedziałem się, że była to powieść w oparciu o lore tej karcianki. Książka podobała mi się, stąd postanowiłem sięgnąć po pierwowzór. Naukę organizowała ekipa od gdańskiego Sidequest i uczący mnie pan zrobił naprawdę świetną robotę oraz co równie ważne, wciągnąłem się w ten temat. Biorący udział otrzymali na pamiątkę Welcome Booster do gry. Następnego dnia zaś pomiędzy wydarzeniami znalazłem czas na naukę gry figurkowej "Grimdark Future: Firefight".
Co do wystawców, przeglądanie ich oferty było atrakcją samą w sobie, nie brakowało też rękodzielnictwa. Co warte dodania, ceny były naprawdę dobre, tak więc dla przykładu "Opowieści Baśniomistrza: Sekrety Smokolochów" były tańsze, niż zamówione przez internet. Wspaniałą ofertę ozdób miało stoisko Ozdoby Wikingów, pełne Młotów Thora, Kołowrotów i innych pogańskich lub inspirowanych rodzimymi wiarami ludów indoeuroepejskich wzorami.
Pokrewne, acz warte osobnej kategorii, były stoiska z jedzeniem. Stosunek ilości do ceny w eventowej normie, jakość zaś wysoka, czego dowodem mogą być choćby długie kolejki. Na herbatę czas oczekiwania w pewnym momencie wynosił dwadzieścia minut... Spróbowałem przepysznych Taiyaki, ciastek w kształcie ryby z nadzieniem do wyboru. Moją obiado-kolacją po pierwszym dniu była zapiekana buła z foodtrucka, danie proste, ale zaspokajało apetyt. W sobotę moim obiadem był makaron Udon z jakimiś dodatkami (m.in kurczak) – ekspertem od kuchni nie jestem, by poprawnie to nazwać, ale smakowało.
Gdy już klasyczni kucharze wypełnią nam brzuchy, pomyśleć można o mistrzach kuchni, którzy nakarmią nasze umysły. Nie zabrakło również pisarzy prezentujących swoje powieści, co warto nadmienić, byli to autorzy bardzo dobrze oceniani przez czytelników, jeśli przyjrzeć się "internetom" na ich temat. Najbardziej oryginalne dzieło w swoim portfolio miał Leszek Bigos, gdzie obok innych pozycji znalazł się wyjątkowo nieszablonowy "Zjadacz skór". Co powiecie bowiem na powieść fantasy napisaną... dwunastozgłoskowcem? Mniej poetyckie dusze może zaś zainteresowałby Janusz Stankiewicz ze swoim "Gorathem", bądź Jarosław Dobrowolski i jego "Dziwny Zachód" – fantasy z lovecraftowskimi inspiracjami osadzone na Dzikim Zachodzie. Uwagę fanów Tolkiena zwróciłby pewnie cykl "Kwiat datury" Kamili Goszczyńskiej, której inspirowana mistrzem fantastyki seria wprowadza coś, czego jej u niego brakowało – silną, kobiecą bohaterkę.
Swoboda to urok konwentu, a wspomniany wcześniej cosplayer z gaśnicą to jeden z jej przejawów. Słyszałem i inną historię, na stoisku S.T.A.L.K.E.R. Zona jeden z jego organizatorów był w umundurowaniu rosyjskim ("Partizan" z czapką w "Cyfrowej Florze"). I jak słyszałem, zawitał tam uczestnik konwentu, były ukraiński żołnierz... Wiecie jak to się skończyło? Na konwencie to się może skończyć tylko w jeden sposób! Był stoiskiem tak zadowolony, że na pamiątkę zostawił po sobie naszywki, które potem zawisły na takiej płachcie z innymi naszywkami (znalazły się tam m.in. naszywka od Azowu, czy "łowcy orków"). Jednak gdzieniegdzie chyba powoli idzie "nowe", a kij w dolnej części pleców niektórych począł powoli uwierać. Na konwentach nie brakuje rzeczy... sprośnych, nie zabrakło i tym razem, choć pewne stoisko było tym razem "grzeczniejsze" w ofercie – jak zrozumiałem, kogoś na wcześniejszych konwentach ubodły zbyt odważne wzory na poduszkach. Oby to był wyjątek, anomalia, a nie powolny kierunek konwentów w Polsce, bo gdzieś się jeszcze normalność ostać musi.
Wioska stalkerów była dość ciekawą atrakcją z mnóstwem rzeczy z owego uniwersum, bądź z nim powiązanych. Można było choćby zobaczyć na żywo znaną wszystkim graczom pomarańczową apteczkę wraz z jej zawartością. Z broni, obok replik były też prawdziwe egzemplarze pozbawione cech użytkowych, między innymi "kałach", "pepesza" i polski Vis wz.35, a wśród replik znalazły się SWD czy AS Wał. Całość uzupełniała zaś klimatyczna muzyka, wśród której moje ucho wyłapało utwory śpiewane przez Wiktora Coja. Sami organizatorzy wcale nie byli pozbawieni talentów muzycznych, a jeden z nich co jakiś czas grał na gitarze przy odtworzonym stalkerskim obozowisku.
Równie ciekawą ofertę przedstawił w ramach "Kultywatora w terenie" Danmei Project. Uczestnikom tej swego rodzaju gry terenowej przedstawiono różne tematyczne wyzwania, jak sesja zdjęciowa w chińskich klimatach, czy szermierka na piankowe miecze treningowe lub... Mahjong. W Strefie Retro zaś wystawiono mnóstwo starych komputerów z klasycznymi tytułami. Tym razem w strzelanie do kaczek nie udało mi się pograć, za to znalazłem chwilę na "Wolfenstein 3D" na dawnym sterowniku. Zabawna sprawa, dopiero kończąc odkryłem, że trzymałem go do góry nogami. A dziwiło mnie, skąd ten pomysł na odwrócone sterowanie!
Presja czasu, mnogość wydarzeń, do tego wiele ciekawych rzeczy czasowo z sobą kolidowało. Wywołało to przyjemny zarazem rodzaj frustracji. Widziałem, jak sądzę, sporo, lecz wciąż czuło się niedosyt. I to jest po prostu piękne oraz stanowi zachętę na następny rok!
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz