Reguła dziewiątek

3 minuty czytania

Niezwykle łatwo recenzować książki zasługujące na miano bardzo dobrych. Jest to praca szybka i przyjemna, niewymagająca wielkiego wysiłku. Jeszcze łatwiej oceniać powieści wyjątkowo złe, a znęcanie się nad nimi często daje wiele złośliwej satysfakcji. Prawdziwy problem pojawia się w wypadku książek niekwalifikujących się do żadnej z tych dwóch kategorii, których nie sposób określić jednoznacznie jako chłam lub arcydzieło. Jedna z nich to “Reguła dziewiątek”.

Przez pierwsze 120 z 442 stron nie można określić, jaka jest prawdziwa fabuła powieści. Na samym jej początku młody człowiek imieniem Alex Rahl ratuje przed piratem drogowym nieznaną mu piękną kobietę. Chwilę później dowiadujemy się, że Alex jest malarzem i właśnie obchodzi swoje dwudzieste siódme urodziny. Po krótkiej scenie w galerii jego obrazów owa piękna, bardzo tajemnicza kobieta znika, zaś sam bohater wraca do codziennych spraw. Ta przedziwna, lekko surrealistyczna opowieść bardzo intryguje i zwiększa apetyt czytelnika na więcej. Niestety, ów apetyt zamienia się w odruch wymiotny, gdy na kolejnych stronach dowiadujemy się, że istotą fabuły będzie ratowanie świata z innego wymiaru przez naszego bohaterskiego malarza, w czym dopomagać i przeszkadzać zarazem będą mu przybysze z owego świata. Abyście nie pomyśleli, że złośliwie trywializuję, przytoczę fragment streszczenia z odwrotu polskiego wydania. Otóż Alex "dowiaduje się też, że musi wypełnić proroctwo, by ocalić nieznany świat, w którym magia jest niezbędnym składnikiem życia.". No cóż, bardzo oryginalne... Postanowiłem jednak przymknąć oko na tak brutalne zburzenie dotąd konsekwentnie budowanego nastroju i zobaczyć, jak rozwinie się akcja.

Gdybym miał przedstawić ogólny poziom "Reguły dziewiątek" za pomocą grafu, musiałbym narysować długą sinusoidę. Fragmenty naprawdę przyzwoitego pisarstwa zamieniają się niekiedy w złożone z żenujących dialogów i zbędnego słowotoku przeciętniactwo. Zręcznie konstruowaną intrygę połączoną z wartką akcją zastępuje miejscami banalna i całkowicie bezsensowna rąbanka, która w dodatku jest tak przewidywalna, że czytelnik spodziewa się jej już piętnaście stron wcześniej. Jednak z drugiej strony trafiają się momenty autentycznego zaskoczenia, gdy autor prezentuje ciekawą zmianę biegu wydarzeń. Mimo gorszych fragmentów książka pisana jest lekkim, przystępnym językiem w stylu, który absorbuje uwagę i pozwala na skończenie lektury w stosunkowo krótkim czasie. Pomimo obszernych rozmiarów powieść wolna jest od dłużyzn, a to spory atut. Jednocześnie brak w niej wielowątkowości, retardacji, przedstawienia akcji z perspektywy innej niż głównego bohatera.

Skoro o bohaterach mowa, to w sumie jest ich tylko dwoje. Alex, jako przeszkolony za młodu przez dziadka komandosa na wypadek nieoczekiwanych sytuacji artysta malarz, okazuje się być całkiem interesującą postacią. Zdarza mu się być zabawnym, pomysłowym, jako nietypowy obrońca uciśnionych sprawdza się bardzo dobrze. Jego towarzyszka i (bardzo niedługo później) ukochana Jax jest przedziwnym przypadkiem pięknej, inteligentnej, nieludzko sprawnej, niewinnej zabójczyni, która, chcąc ratować własny świat, wyrusza do innego, zupełnie obcego i niezrozumiałego w swej niemagiczności. Takie kreacje bohaterów mogą się podobać, lub nie, co nie odnosi się do pozostałych postaci, stanowiących jedynie tło drugiego planu, krótkie epizody albo tarcze strzelnicze i ostrzałki do noży.

Po dotarciu do strony numer 380 byłem pewny, że "Reguła dziewiątek" to tylko pierwsza część nowego cyklu autora. Zamknięcie powieści w kolejnych sześćdziesięciu stronach uznałem za niemożliwe ze względu na rozbudowanie całej historii, niezależnie od jej wad. Niemniej i tutaj spotkało mnie zaskoczenie w postaci jednego z najbardziej beznadziejnych zakończeń, jakie kiedykolwiek czytałem. Irracjonalność niektórych działań dwójki głównych bohaterów, niemających czasem żadnego uzasadnienia w akcji oraz niedopowiedzenia fabularne osiągają w tym punkcie swoje apogeum. Gdyby opowiadanie zostało zwieńczone frazą "I żyli długo i szczęśliwie", byłoby to mniej idiotyczne rozwiązanie niż końcowa konfrontacja. Wytłumaczeniem takiego stanu rzeczy może być dla mnie tylko to, że Terry Goodkind znudził się pod koniec własnym pomysłem, który postanowił bezprecedensowo zamordować. Co zaś tyczy się przedziwnych wahań poziomu opowiadania, byłbym skłonny uwierzyć, że napisało je dwóch różnych autorów, którzy wydali ją pod wspólnym pseudonimem, gdyby nie istnienie poprzednich książek pisarza z cyklu "Miecz Prawdy".

Naprawdę trudno ocenić całościowo "Regułę dziewiątek". Kilka bardzo dobrych rozwiązań, nietypowy wstęp, a przede wszystkim bardzo dobry pomysł zaprezentowania konfliktu techniki i magii oraz piękna i postępu zasługują na wysoką notę. Zmarnowanie tego pomysłu przez niedopracowane, niezwykle nierówne wykonanie zwieńczone prawdziwie żenującą katastrofą, skłaniają do powiedzenia o książce wszystkiego, co najgorsze. Nie można powiedzieć, że plusy i minusy zrównują się, czyniąc powieść całkowicie przeciętną. Efekt pracy Goodkinda można określić najtrafniej jako "dziwny". Nie powiem, że zmarnujecie czas czytając tę historię, jeśli szukacie nowej, niezobowiązującej lektury. Na pewno jednak popełnicie błąd, płacąc za nią 43 złote.

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
7.63 Średnia z 16 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Zapomniałeś jeszcze o podobieństwie głównych bohaterów do tych z cyklu "Miecz Prawdy" - Richarda Rahla i Kahlan Amnell.
0
·
Widziałem dzisiaj ją w empiku. Nawet ładnie się prezentowała - biały papier, twarda oprawa, obwoluta, dobry format. Tylko że pamiętam jeszcze Miecz Prawdy i nawet kijem jej nie tknę.
0
·
Bardzo mnie zmęczyła ta kolejna lektura fantasy. Miecz prawdy 1 tom czytałam jednym tchem, Regułę chyba tydzień z przerwami zastanawiając się "co autor ma na myśli". Mam wrażenie, że ksiązka została spłodzona w celu spłaty kredytu na dom lub równie potrzebnych artykułów pierwszej potrzeby... Niespójna, zbyt nawiązujaca do cyklu Miecz Prawdy chcąc przytrzymać czytelnika, ciągnąca się i do bólu przewidywalna. Odradzam
0
·
Przeczytałem, a własciwie zmęczyłem - amerykański chłam - z ciekawości można przeczytać i można zpomniec, kasy szkoda, książka fatalna - jak film kategorii B a nawet C - autor recenzji dobrze wychwycił minusy - psują one tę powieść całkowicie.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...